W październiku miną dwa lata, jak dotarła do Phnom Penh – stolicy Kambodży. Samolot linii Thai schodził do lądowania. Szeroko otwartymi oczami patrzyła z lotu ptaka na swą nową ojczyznę. Ziemia w dole wyglądała jak posypana rdzą albo owinięta w brunatno-czerwoną szmatę.
Ludzie Pol Pota systematycznie zabijali wszystkich powiązanych z poprzednią władzą, także fachowców i intelektualistów. Zabijali nawet za sam fakt posiadania okularów lub zbyt delikatne dłonie, nawet za to, że młodzi zakochali się bez zgody władz. Setki ludzi torturowano. Potem czekali oni w kolejce na okrutną śmierć. Na straży więźniów stały wyszkolone przez Czerwonych Khmerów dzieci – dziewczynki i chłopcy w wieku od 12 do 15 lat. Mówi się o 1,7 milionach ofiar spośród 7 milionów ówczesnych obywateli tego kraju.
Siostra Beata przygląda się twarzom khmerskich uczennic. Uśmiechają się, ale przez ten uśmiech wciąż widać jakiś głęboki smutek.
Na siedząco i bez butów
W Kambodży pracuje 16 salezjanek z siedmiu krajów świata: Filipin, Indii, Kolumbii, Tajlandii, Wietnamu i po jednej ze Słowenii i Polski. Mają trzy placówki – dwie w stolicy Phnom Penh i jedną w Battambang. Bez Bożej pomocy misjonarkom trudno byłoby o szczerą radość pośród żyjących w nędzy i borykających się z ogromnymi problemami kambodżańskich Khmerów. Recytacja psalmów w ubogiej kapliczce sióstr współbrzmi do późna w nocy z dobiegającymi zza okna dźwiękami muzyki i śpiewów z pobliskiej pagody. Młodzi mnisi buddyjscy, w jaskrawopomarańczowych szatach, są życzliwi wobec sióstr. Nie robiąc wielkiego szumu wokół siebie, promieniują dobrocią.
Do kaplicy sióstr wchodzi się bez butów, nie klęka się, ale nisko skłania przed Panem. Potem każdy siada na rozłożonych matach i w takiej pozycji zarówno wierni, jak i kapłan, celebrują Mszę św. Po ścianach kaplic swobodnie chodzą jaszczurki, ale nikt nie zwraca na nie uwagi. Młody kambodżański Kościół, który od 1975 roku przestał istnieć, powoli się odradza. Już żyje.
Siostra Beata rozważa to wszystko na kolanach. Czasem trudno jest jej pogodzić się z tym, że Kambodża to dzisiaj ziemia łez, że Khmerzy mieszkają w czymś, co nie przypomina nawet polskich szop dla kóz, że ich ideałem jest z konieczności przetrwanie, że wiele rodzin wciąż przymiera głodem, że... Czerń za oknem zdradza, że już chyba minęła północ. Trzeba iść odpocząć. Jutro nowy dzień. Jeszcze tylko słowo dziękczynienia Bogu za to, że pozwala jej być tutaj i być jedną z nich.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).