Marcin Jakimowicz: Błagam Ojca, niech mi Ojciec powie, czy mam pójść do zakonu… Często kierownik duchowy słyszy takie pytania?
Kryzys w Ruchu Rodzin Nazaretańskich związany jest m.in. z przeakcentowaniem roli kierownika duchowego. Dla wielu jego słowa stawały się wyrocznią.
– W kierownictwie duchowym ważny jest zdrowy rozsądek. Jeśli na zdrowy rozum coś mi nie pasuje, mogę zwyczajnie odejść. Zakony klauzurowe miały przez długi czas taką tradycję, że pojawiał się w nich spowiednik nadzwyczajny – doświadczony kapłan. Jeśli siostra miała jakieś wątpliwości, mogła z nim o nich pogadać. Jeśli mamy jakąkolwiek wątpliwość związaną z kierownikiem duchowym, porozmawiajmy o tym z innym kapłanem. Kierownik duchowy nie jest alfą i omegą.
Ale, co tu dużo mówić, fajnie być guru…
– Czy ja wiem, czy tak fajnie? Towarzyszenie duchowe to spora odpowiedzialność, gotowość do słuchania. Tu nie ma miejsca na kadzenie i osobistą adorację. Pan Bóg najczęściej nawraca mnie przez moich penitentów. Opowiadają mi takie rzeczy, że nieraz czuję się przy nich malutki i kruchutki. Ktoś, kto towarzyszy duchowo, nie może ochraniać osoby, którą się „opiekuje”. To nie może być rodzaj pampersa, że nawet jeśli ktoś wywinie jakiś numer, będzie miał miękkie lądowanie. Kapłan nie może też wyprzedzać penitenta. Nawet gdy widzi, że idzie w złą stronę, czasem musi mu pozwolić zrobić ten krok…
By mógł się sparzyć?
– Tak. Trzeba dać mu wolność. Brzdąc uczący się chodzić, musi wiele razy upaść. Kierownik duchowy powinien bardzo ostrożnie mówić o swych doświadczeniach. Penitent nie idzie moją drogą. Nie jest kapucynem, może przeżyć podobne sytuacje inaczej.
Facet ma trójkę dzieci, jest szczęśliwym mężem, ale w czasie poważniejszych kryzysów od razu wyświetlają mu się słowa, które usłyszał kiedyś od kierownika duchowego: powinieneś pójść do klasztoru.
– Jeśli przeżywamy kryzys w jakiejkolwiek wspólnocie, to zwykle myślimy, że ta inna rzeczywistość byłaby lepsza. Pokusa idealnej wyspy, gdzie wreszcie zaczniemy żyć radykalnie Ewangelią, będzie nas dotykać w przeróżnych formach. Świetnie pisze o tym Merton. Był już trapistą, gdy usłyszał o kartuzach. Przyłapał się na myśleniu: tam zaznam doskonalszej ciszy i będę mógł pełniej realizować Ewangelię. To dotyka każdego. Młody zakonnik z wypiekami na twarzy opowiada: Ojcze, na zjeździe ewangelizacyjnym działał Jezus! – A myślisz, że do twojej wspólnoty On codziennie nie przychodzi? – pytam.
Czy osoba świecka może być kierownikiem duchowym? W neokatechumenacie katechiści często wydają werdykty dotyczące czyjegoś życia.
– Musimy odróżnić kierownika duchowego od animatora, który prowadzi dyrektywnie wspólnotę, mówi: zrób to czy tamto. To delikatne sytuacje, trzeba do nich podejść indywidualnie. W odnowie charyzmatycznej może być podobnie. Lider, który przy okazji posługuje proroctwem, jest w stanie zagonić grupę w kozi róg. Będzie sam prorokował, sam rozeznawał i może poranić sporo osób.
Wielu kapłanów boi się roli kierowników duchowych.
– Tak. Zdarzają się sytuacje komiczne. Ktoś usłyszał w konfesjonale: „– Z tego, co mówisz, widzę, że powinieneś mieć stałego spowiednika. – A czy ksiądz mnie przyjmie? – Nie, nie. Poszukaj kogoś innego!”. (śmiech) Boimy się tego, bo kierownictwo duchowe wymaga czasu. Szukamy szybkiej recepty, chcemy znać odpowiedź od razu, a towarzyszenie jest drogą. Wiele decyzji wymaga długiego rozeznania.
To nie powie mi Ojciec od razu, czy mam iść do klasztoru, czy nie?
– Nie powiem (śmiech). Powiem ci: realizuj swe powołanie zgodnie z wolą Bożą.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
» | »»