Pielgrzymka Romów do sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Limanowej to jedna z trzech ogólnopolskich pielgrzymek
- Proszę księdza, co będzie najpierw: chrzty czy śluby? – Cyganka o smagłej twarzy i kruczoczarnych włosach, ubrana w długą orzechową suknię, której dół powycinany jest w trójkąty, zwraca się do ks. Stanisława Opockiego. – Najpierw chrzty, potem bierzmowanie i dopiero śluby – słyszy w odpowiedzi. – Jak to? – dopytuje się widocznie zdziwiona. – To najpierw będę chrzciła dziecko, a potem brała ślub?...
Kiedy docieram pod kościół w Łososinie Górnej, jest wrześniowy niedzielny poranek. Pogoda jeszcze zupełnie letnia, wymarzona na pielgrzymkę – słońce przedziera się przez konary wiekowych lip, a od skwaru chroni delikatny wiatr. O ścianę plebanii stoją oparte tablice z napisami „Cyganie” lub „Romowie” i nazwami miejscowości: Głogów, Stalowa Wola, Jasło, Nowy Targ, Nowy Sącz, Przemyśl, Limanowa, Żywiec, Zabrze, Kęty, Puławy, Wadowice, Mielec, Dębica, Tarnów, Krośnica, Czarny Dunajec, Szczawnica.... Jest ich około trzydzieści. Za chwilę na parking podjeżdża laweta, a na niej najprawdziwszy wóz cygański – malowany w kolorowe wzorki, kryty półokrągłym dachem, z firankami w oknach... Niestety, dziś Romowie nie wsiądą do niego, choć gospodarz spod Tymbarku zaprzągł do wozu dwa gniade. – Hamulce ma do niczego – tłumaczy – a poza tym to przecież z muzeum. Eksponat, więc jakże napchać ludzisków? Rozleci się i za rok czym pojedziemy?...
Stopniowo plac wokół starego drewnianego kościółka w Łososinie zapełnia się Romami. Najczęściej przyjeżdżają autokarami, ale jest też sporo samochodów osobowych. Widać całe rodziny, często z malutkimi dziećmi na rękach albo w wózkach, widać starszych i bardzo wielu młodych. Wszędzie urodziwe śniade twarze, okolone czarnymi włosami. Kobiety, jak każe tradycja, w długich spódnicach albo sukniach, przechadzają się po placu niczym barwne ptaki. Na ich szyjach połyskują sznury korali. Suknie mienią się złotymi lub srebrnymi aplikacjami, z koralików, cekinów, sznureczków, ponaszywanych w misterne wzorki. Lubią kolory żywe, intensywne, tylko niektóre wybrały delikatne kremowe – domyślam się, że to one za kilka godzin będą zawierały sakrament małżeństwa. Mężczyźni mniej widocznie hołdują tradycji. Ale i oni często paradują w garniturach ozdobionych złotymi wzorkami, w kolorowych koszulach, w okazałych sygnetach na palcach. Wszystkie stroje są wyraźnie uroczyste – przecież
przyjechali tu na wielkie święto!
W południe orszak liczący około 1500 osób wyrusza z Łososiny Górnej do Limanowej. Idą na spotkanie z Matką Bożą Bolesną, czczoną w tam w cudownej figurze. Trasa liczy pięć kilometrów. Po drodze modlą się i śpiewają „po romanes”. Trudno zrozumieć ich język, ale powtarzające się co jakiś czas imię Jezus wszystko wyjaśnia. – To są pieśni o Bogu, o naszej miłości do Niego. Bo my jesteśmy katolikami i kochamy Boga, kochamy Matkę Bożą – mówi Artur z Głogowa. Od soboty nie rozstaje się z gitarą (przywiózł nawet dwie – na wszelki wypadek...). W Łososinie dołączył do niego Grzegorz z Mielca, spróbowali zagrać i zaśpiewać razem – wyszło świetnie, więc całą drogę prowadzą śpiew. Orszak trochę przypomina dawny cygański tabor. Na przedzie oprócz zabytkowego wozu jadą konne bryczki, przystrojone kwiatami i wstążkami. W nich siedzą nowożency – 13 par! Za nimi w długim, barwnym korowodzie gdzieniegdzie bieli się pierwszokomunijna sukienka. W czasie Mszy św. będą nie tylko chrzty, bierzmowanie i śluby. Około 30 osób, w tym kilkanaścioro dzieci, po raz pierwszy przyjmie do swoich serc Pana Jezusa.
– Pielgrzymka Romów
do sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Limanowej to jedna z trzech ogólnopolskich pielgrzymek, jakie organizujemy w ramach krajowego duszpasterstwa Romów – mówi ks. Stanisław Opocki. – Druga jest do Częstochowy na Niepokalane Poczęcie, a trzecia w drugą niedzielę czerwca do Rywałdu Królewskiego, gdzie Matka Boża ma cygańskie włosy. Jeszcze przed wojną Cyganka ofiarowała je jako wotum za cudowne uzdrowienie swego śmiertelnie chorego dziecka. Pielgrzymka do Limanowej jest jednak najliczniejsza i Romowie chyba najbardziej ją lubią. Może dlatego, że jest połączona z udzielaniem sakramentów świętych, a może też dlatego, że jej oprawa opiera się na tradycyjnej kulturze romskiej. Nie chodzi tylko o wozy i bryczki. Również w liturgii Mszy św. słychać język romski. Np. czytania mszalne czy modlitwa wiernych najpierw odczytywane są po polsku, potem po romsku. Przy czym oni sami tłumaczą teksty, bo nie ma jeszcze ksiąg liturgicznych w ich języku. No i oczywiście śpiewają swoje własne pieśni religijne.
Historia tej pielgrzymki trwa 18 lat i od początku jest związana z osobą ks. Stanisława Opockiego.
„Romano raszaj”
– mówią o nim Romowie. Czyli „romski ksiądz” – tłumaczą Polacy. A niektórzy, mniej przychylnie nastawieni, rzucają z przekąsem: „cygański ksiądz”. On jednak niczym się nie zraża. Przez te wszystkie lata przywykł, że ludzie różnie go oceniają. I trochę też się uodpornił na złośliwości i krytykę. Inaczej było na początku. Do Łososiny Górnej przybył na swoją drugą placówkę 20 lat temu.
- Jeszcze przed pójściem do seminarium marzyłem o pracy misyjnej. Niektórzy jednak rozradzali mi to – opowiada dziś. – Później, gdy już byłem kapłanem, zastanawiałem się nawet, czy nie zdradziłem swojego powołania. Dlatego też modliłem się, abym mógł pracować na parafii misyjnej. Wtedy trafiłem do Łososiny Górnej. Tam spotkałem Romów. Kiedy raz i drugi zetknąłem się z nimi bliżej, uświadomiłem sobie, że przecież wśród nich mogę realizować swoje misyjne powołanie. Co prawda oni wierzyli w Boga, ale byli zepchnięci na margines życia społecznego, traktowani z lekceważeniem, ogromnie zaniedbani pod względem religijnym. W dodatku dochodziło do konfliktów z innymi mieszkańcami wsi. Kiedy więc zacząłem Romów odwiedzać w ich domach, kiedy próbowałem jakoś organizować im pomoc, niektórzy mieli mi to za złe. Wiele razy wówczas przychodził mi z pomocą ks. Ryszard Stasik, proboszcz w Łososinie, który na kazaniach tłumaczył ludziom, na czym polega moja praca, i próbował łagodzić napięcia. W ciągu 20 lat wiele się zmieniło. Dziś nikogo tu już nie dziwi, że jest taki „romski ksiądz”, że Romowie też są wierzący, że chodzą do kościoła, przyjmują sakramenty”.
18 lat temu,
w 1985 r. przyszło mu do głowy, by przyprowadzić „swoich” Romów do Matki Bożej Bolesnej w Limanowej. Trwał tygodniowy, wrześniowy odpust. Z pielgrzymkami przychodziły różne grupy zawodowe i społeczne. Dlaczego nie mieliby przyjść, pokłonić się i zawierzyć Matce Bożej Romowie? Na jego zaproszenie stawiło się w Łososinie dokładnie 102 osoby – głównie z Sądecczyzny. W następnym roku przyjechało ich trochę więcej, i tak się to zaczęło... – Oczywiście na początku pielgrzymka była prosta, jeśli chodzi o oprawę i organizację – bez dekoracji, transparentów, atrakcji kulturowych, jakie pojawiły się później – opowiada ks. Stanisław. – Po kilku latach wpadłem na pomysł, by właśnie wtedy, w taki uroczysty dzień, Romowie przystępowali do sakramentów świętych. To zaczęło przyciągać ich coraz więcej, tak że z czasem pielgrzymka stała się ogólnopolska, a wkrótce nawet międzynarodowa. Prawie co roku przyjeżdżają bowiem delegacje ze Słowacji i Niemiec, bywały także z Rumunii, Szwecji czy Anglii.
Praca duszpasterska wśród Romów
to przede wszystkim wyrównywanie braków w wychowaniu religijnym i przygotowanie do sakramentów. Dziś ks. Stanisław, od siedmiu lat krajowy duszpasterz Romów, ma do pomocy innych księży, siostry zakonne, świeckich. W większosci diecezji nie są to jednak stali duszpasterze. Po prostu, przydzieleni na kolejną placówkę spotykają w niej Romów. Nie umieją przejść obojętnie, widząc ich potrzeby. Zaczynają rozmawiać, poznają ich, a potem często zostają z nimi na wiele lat.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.