Światowy Dzień Chorego

Cierpienie jest jednym z tych problemów, z którymi ludzkość zmaga się od tysiącleci, wciąż na nowo szukając odpowiedzi na wiele związanych z nim pytań.

Reklama

Dwadzieścia lat w szpitalu


Anna Burda

Przytuli, poradzi, porozmawia, wysłucha problemów, dla każdego ma dobre słowo. Być zawsze blisko człowieka - to jego dewiza życiowa. Ksiądz Bronisław Gawron od ponad dwudziestu lat pełni posługę kapelana szpitalnego.

Już w seminarium interesował się psychologią. Ucząc młodzież, spotykał się z wieloma najróżniejszymi problemami. Ale zawsze najważniejszą była umiejętność słuchania drugiego człowieka.
Kiedy skończył budowę kościoła w Szopienicach, został kapelanem w tutejszym szpitalu. Różnych ludzi Bóg postawił na jego drodze. Byli wśród nich pacjenci oddziału chirurgii urazowej, psychiatrii. Służył pomocą chorym, przebywającym na oddziale odwykowym dla alkoholików, detoksykacyjnym dla narkomanów.

- Rozmowy z pacjentami trwały często do późna w nocy, a czasem kończyły się nad ranem - wspomina ksiądz Gawron. - Kiedy zburzona zostaje bariera nieufności, strachu, wstydu, kiedy chory otwiera się na drugiego człowieka, nie można mu powiedzieć: "Dość tego, na dziś kończymy". Rozmawialiśmy tak długo, aż znalazło się rozwiązanie, wyjście z trudnej sytuacji. Każdego trzeba brać na serio. Nie można stosować szablonu, bo przecież każdy człowiek jest inny. Trzeba być otwartym na jego problemy. Nawet z pozoru błaha sprawa dla kogoś może być niezwykle ważna. To z tuzinkowych problemów rodzą się nerwice. Problem w tym, że ludzie nie chcą i nie potrafią się wzajemnie słuchać. Każdy chciałby tylko nauczać.

Dziś ksiądz Gawron jest kapelanem w Wojewódzkim Szpitalu Chirurgii Urazowej i w Szpitalu Miejskim w Piekarach Śląskich Szarleju.

Wstaje o godzinie 4:00. - Najpierw jest modlitwa, potem gimnastyka, no i dobra kawa - śmieje się. O 6:00 jest już w Szpitalu Miejskim, trzy godziny potem w Szpitalu Urazowym. Tak do godziny 12:30. Po obiedzie spotyka się z niewidomymi, służy pomocą ludziom przychodzącym do poradni przeciwalkoholowych i rodzinnych, odwiedza Kluby Abstynenta. Wieczorem znów jest w szpitalu, gdzie odprawia Msze św., nabożeństwa. Dzień kończy się dla niego o godzinie 23:00.

Ksiądz Gawron opiekuje się 650 pacjentami. Nie ma chyba nikogo, kto nie znałby jego ujmującego uśmiechu i radosnych oczu.

- Chorzy zawsze czekają na księdza, na jego dobre słowo, życzliwy gest - mówi. - Nie można przelecieć po salach jak wiatr. Lekarze i służba medyczna zajmują się ciałem. Ale nie mniej ważne jest także duchowe wsparcie. Jestem dla każdego chorego, niezależnie od tego, czy jest wierzący czy nie. Słowo, z którym przychodzi kapłan, dodaje otuchy. Czasem wystarczy zwykły, ludzki gest, uścisk dłoni, przytulenie i lęk mija. Kiedyś spotkałem kobietę, która bardzo bała się operacji. "Przecież nie ty będziesz operowała" - powiedziałem. "Zostaw to fachowcom, a ty pomyśl nad receptą na dobre ciasto". I już było lepiej.

Zagubieni, osamotnieni, osaczeni przez chorobę ludzie czasem buntują się, zamykają w sobie. Zdarzy się, że ktoś powie: "Nie potrzebuję księdza", "Po co ksiądz mi tu codziennie przychodzi?".
- To taka reakcja obronna. Nie wchodzę z butami w ich życie - opowiada kapelan. - Trzeba być taktownym. Jeśli ktoś nie życzy sobie mojej obecności, to trzeba to uszanować. Życzę wtedy choremu powrotu do zdrowia i odchodzę. Ale takie kategoryczne odmowy, czy agresywne zachowania zdarzają się naprawdę rzadko.

Ludzie podchodzą do cierpienia bardzo emocjonalnie. Pytają: Czemu to właśnie mnie Bóg tak pokarał. - To nie On. To my sami siebie karzemy - mówi kapelan. - Nie uważamy na siebie, niewłaściwie się odżywiamy, lekceważymy własne zdrowie, a potem winę zrzucamy na Pana Boga.

Trzydziestoletni Andrzej trafił do Szpitala Urazowego ze skomplikowanym złamaniem nogi. - Byłem wściekły na cały świat - wspomina. - Noga strasznie bolała, czekała mnie poważna operacja, a w pracy szykowały się zwolnienia. I tu jeszcze ten uśmiechnięty ksiądz. Kiedy wchodził na salę, odwracałem się do ściany. Nie mogłem patrzeć, jak inni pacjenci przyjmują Komunię św. "Ale wam to pomoże" - uśmiechałem się. Ale po jakimś czasie zrozumiałem, że coś w tym musi być. Widziałem, jak chorzy rozpromieniali się na widok księdza. Zacząłem z nim rozmawiać. Bardzo mi wtedy pomógł.

Wyspowiadałem się, przyjąłem Komunię św. Rodzice powiedzieli mi potem, że pobyt w szpitalu bardzo mnie odmienił.

Czasem wśród pacjentów szpitala zdarzy się ktoś, kto już dawno odsunął od siebie Boga. - Boją się księdza, tego, że może zareaguje nie tak - mówi kapelan. - Pomagam im odbudować zaufanie, wyzbyć się lęku. Lata przeszłe u Boga się nie liczą, ważne jest dzisiejsze pojednanie.

Ksiądz Bronisław Gawron mówi, że nie przychodzi nikogo nawracać. - Przychodzę do człowieka jako człowiek. Pytam o samopoczucie, o datę operacji. Ludzie sami się otwierają, zwierzają z problemów małżeńskich, mówią o trudnej sytuacji materialnej, o braku pracy. Z czasem rozmowa dotyka także spraw wiary. Nie przychodzę do chorych z litością czy smutkiem. To tylko pogłębiłoby ich depresję. Niosę im radość i nadzieję. Najważniejsza jest postawa Chrystusowa. On zawsze był dla chorych.
Do Szpitala Urazowego trafiają pacjenci z rozległymi obrażeniami ciała, po wypadkach, sparaliżowani młodzi ludzie, dla których skok do wody okazał się tym ostatnim. Szczególnie młodzi potrzebują więcej czasu, by oswoić się z sytuacją. - Tak bardzo potrzebują otuchy. Mówię im, że nawet, po ludzku sądząc, w najtrudniejszej sytuacji życiowej nie wszystko jest stracone, że jeszcze można bardzo wiele zrobić. Ci ludzie znajdują wiarę w zmartwychwstanie, życie wieczne. Trzeba im to tylko umiejętnie pokazać.
Ksiądz Gawron spotyka się także z rodzinami zmarłych. - Sportowca, który dobiega do mety, nie wita płacz, ale oklaski - tłumaczę. - Żałoba to obraz pogaństwa, nie chrześcijaństwa.

Z pomocy kapelana szpitalnego korzystają nie tylko chorzy i ich najbliżsi. Przyjaciółmi księdza Gawrona są także lekarze, pielęgniarki, cały personel medyczny. Często rozmawiają o tym, jak pomóc danemu pacjentowi, jak odbudować w nim wiarę w jutro. Spotykają się przy kawie i ciastku, ale nie krępują się też wyspowiadać u swojego kapelana.

Ksiądz Bronisław Gawron nie czyta gazet i nie ogląda telewizji, bo, jak mówi, zabija ona ducha w Polakach, podważa dobre wartości, emanuje brutalnością. Lubi za to czytać wartościowe książki, słuchać muzyki Kilara i Góreckiego. Jego pasją jest także śpiew i gra na gitarze. Pacjenci bardzo lubią wieczorne spotkania muzyczne, do których przygrywa ich kapelan.

Kapelan szpitalny z Piekar nie wie co to urlop. - Korzystają z niego ci, którym praca ciąży - śmieje się. - A ja jestem stale na urlopie. Dyrektorzy szpitali zapowiedzieli mu już, że o emeryturze nie ma co marzyć, po prostu go nie puszczą.

- Urodziłem się w szpitalu, w którym teraz pracuję. W moim domu rodzinnym lekarzy otaczano zawsze ogromnym szacunkiem. Robię to, co lubię. Prowadzi mnie Bóg. Boję się tylko, by kiedyś nie powiedział mi, że byłem zbyt leniwy, że nie wykorzystałem wszystkich talentów.

Po co kapelan w szpitalu?


Andrzej Jasiński,
ordynator Oddziału Chirurgii Rekonstrukcyjnej Ręki Wojewódzkiego Szpitala Chirurgii Urazowej w Piekarach Śląskich


Rola kapelana szpitalnego w procesie leczenia jest nie do przecenienia. Pracuję tu od wielu lat i zawsze w naszym szpitalu była kaplica. Nawet w najtrudniejszych czasach był tu kapelan. To ktoś, kto ma czynny udział w terapii, daje chorym nadzieję. Potrzebują jej szczególnie ludzie młodzi, którzy trafili do nas po ciężkich wypadkach.
Chorzy często są zagubieni, czują się oszukani, zestresowani sytuacją, w jakiej się znaleźli. Odchodzą od Boga, przestają też wierzyć w nas, lekarzy. Kapelan szpitalny pomaga chorym odnaleźć się w tej trudnej chwili. Często, dzięki niemu, wracają do Boga, do życia.
Nasz kapelan szpitalny, ksiądz Bronisław Gawron, to wspaniały człowiek. Gdyby była taka nagroda, to należałoby mu nadać tytuł Kapelana Roku. Zawsze uśmiechnięty, pogodny, taktowny, potrafi doradzić. Ma świetny kontakt z chorymi. Jest ich psychoterapeutą.
Kapelan szpitalny jest kimś szczególnym, nie tylko dla chorych. Lekarze, służba medyczna - często ocieramy się o śmierć, widzimy ogrom ludzkiego nieszczęścia i też potrzebujemy tego duchowego wsparcia.

Barbara Świętek,
pielęgniarka w Szpitalu Urazowym w Piekarach Śląskich


Kapelan szpitalny jest takim pośrednikiem pomiędzy nami - członkami personelu medycznego - a pacjentami. Chorzy traktują nas czasem w sposób urzędowy i dlatego trudniej jest im się przed nami otworzyć, zwierzyć z problemów. A przed kapelanem łatwiej. Dla pacjentów jest on takim dobrym wujkiem, członkiem rodziny. Jest dla nich bardzo bliską osobą.
Chorzy mają ogromne zaufanie do kapelana. Wiedzą, że nie przejdzie obok nich obojętnie. Dla każdego ma uśmiech, dobre słowo. Kiedy pacjenci wychodzą ze szpitala, każdego z nich osobiście żegna nasz kapelan, każdy otrzymuje do domu specjalne życzenia.
Także my - pielęgniarki i lekarze bardzo cenimy sobie kapelana szpitalnego. Uczestniczymy we Mszach św. sprawowanych w naszej intencji, spotykamy się na wspólnej wigilii, przyjmujemy kolędę na oddziale. A jeśli tylko czas na to pozwoli, spotykamy się także przy kawie i ciastku. Tak rodzinnie.

Andrzej Rapczewski,
pacjent I Kliniki Kardiochirurgii w Ochojcu


Przyjechałem do Ochojca z Warszawy w listopadzie ubiegłego roku. Przeżyłem trzy poważne operacje i dwa razy śmierć kliniczną.
Kapelan bardzo mi pomógł. Tutaj mam więcej czasu na rozmyślania, zastanawianie się nad życiem i na rozmowę z księdzem. Poza szpitalem taki kontakt jest utrudniony.
Byłem już w czterech różnych szpitalach i zawsze spotykałem życzliwego kapelana. Zawsze też mogłem odwiedzić kaplicę szpitalną i się modlić. Tutejsza kaplica jest szczególnie ciepła. Jest w niej bardzo dużo czasopism religijnych, które można zabrać do sali i znaleźć w nich odpowiedzi na swoje pytania.
Ks. Tabath opiekuje się nami wszystkimi i widzę, że wiele osób korzysta z jego obecności. Ja też wiele razy z nim rozmawiałem. Ta jego obecność mnie uspokaja. Wiem, że się za mnie modli. Przekonał mnie do przyjęcia sakramentu chorych. Stara się odpowiedzieć na najtrudniejsze nawet pytania. Nie powiedział mi tylko, ile kilometrów robi, przemierzając codziennie korytarze szpitala...
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama