Trzymam Boga za rękę

- powiedziała o swoim życiu Matka Teresa w jednym z wywiadów kilka miesięcy przed śmiercią. Wyznała, że to codzienne, proste wypełnianie życzenia, które jako młoda dziewczyna otrzymała od swojej mamy.

Reklama

Miłość – słowo, które nic nie mówi. Powiedziano, że Bóg mnie kocha, a tymczasem ciemność, chłód i pustka są tak wielkie, że moja dusza nic nie czuje. Zanim zaczęła się praca, była tak wielka jedność: miłość, wiara, zaufanie, modlitwa, ofiara. Czy popełniłam błąd, poddając się ślepo wezwaniu Najświętszego Serca?”.

Matka Teresa przyznaje, że jej uśmiech i pogoda ducha okazywane siostrom i ludziom, których spotyka, to „płaszcz, którym zasłania swą pustkę i nędzę”. Kończy swoją modlitwę-wyznanie: „Jeśli to przyniesie Ci chwałę, jeśli da Ci choć trochę radości, jeśli dusze zostaną przyprowadzone do Ciebie, jeśli moje cierpienia zaspokajają Twoje pragnienie, oto jestem Panie, z radością akceptuję wszystko do końca życia. Będę uśmiechać się do Twojej ukrytej twarzy – zawsze”.

Będę czekać na Ciebie całą wieczność

Tego samego roku na prośbę spowiednika ponownie pisze wyznanie w formie modlitwy do Jezusa. Powracają mocne, a nawet mocniejsze słowa: „W moim sercu nie ma wiary, nie ma miłości, nie ma zaufania, jest tak wielki ból, ból tęsknoty, ból kogoś niechcianego. (…) Moja dusza nie jest już jedno z Tobą (Jezu). Moja praca nie daje radości, nic mnie w niej nie pociąga, nie ma w niej gorliwości”. Tak jak poprzednie wyznanie, tak i to kończy się poddaniem się woli Boga: „Jestem Twoja. Odciśnij na mojej duszy i życiu cierpienia swojego Serca. Nie zważaj na moje uczucia, nawet na mój ból. Jeżeli moje oddzielenie od Ciebie przyprowadzi innych do Ciebie, a w ich miłości i towarzystwie znajdziesz radość i przyjemność, jestem gotowa, Jezu, z całego swego serca cierpieć dalej to, co cierpię, nie tylko teraz, ale na wieki. (…) Jestem gotowa czekać na Ciebie całą wieczność”.

Osoby, które znały blisko Matkę Teresę, podkreślają, że nie była to osoba skłonna do popadania w zmienne nastroje czy depresje. Wręcz przeciwnie, najmocniejszą stroną jej osobowości była emocjonalna równowaga. Nigdy nie traciła ducha, ani w chwilach sukcesu, ani w chwilach niepowodzeń. A jednak za zasłoną jej uśmiechniętej twarzy skrywała się tajemnica kalwaryjskich ciemności i samotnej walki. We wszystkich prawie listach do duchowych powierników Matka Teresa powtarza, wręcz co parę linijek: pray for me (módl się za mnie). Czuje, że jest już na skraju wytrzymałości, że może w końcu powiedzieć Bogu „nie”. „Módl się za mnie, ojcze, abym nie odmówiła Bogu w tej godzinie, nie chcę tego, ale obawiam się, że mogę to zrobić” – wyznaje.

Zaczęłam kochać ciemności

W duchowej korespondencji Matki Teresy temat bolesnej nieobecności Boga pojawia się do końca jej życia, choć wyznania nie są już tak dramatyczne. Akcent przesuwa się w stronę zgody na taki stan. Matka Teresa pisze do jezuity, o. Neunera: „Po raz pierwszy od 11 lat zaczęłam kochać ciemności. Ponieważ wierzę teraz, że to jest część, bardzo, bardzo mała część Jezusowych ciemności i Jego cierpienia na ziemi. (…) Dzisiaj rzeczywiście poczułam głęboką radość, że choć Jezus już nie może przeżywać agonii, to chce jej na nowo doświadczać we mnie. Bardziej niż kiedykolwiek poddałam się Jemu. Tak – bardziej niż kiedykolwiek będę do Jego dyspozycji”.

Ciemności nie ustąpiły, ale w duszy Matki Teresy z biegiem lat pojawia się większy pokój. „Serdeczne »tak« dla Boga i wielki »uśmiech« dla wszystkich – wydaje mi się, że te dwa słowa są jedynymi, które pozwalają mi iść dalej” – pisze. „Cieszy mnie to, że nie mam nic, nawet obecności Boga. Żadnej modlitwy, żadnej miłości, żadnej wiary – nic, tylko nieustający ból tęsknoty za Bogiem”. To wewnętrzne ubóstwo Matka Teresa czyni swoją siłą. „Opuszczona” przez Boga, staje się jeszcze bliższa ubogim. Powtarza siostrom i światu, że to nie jest jej, ale Jego dzieło, że człowiek musi stać się pustym, by wypełniła się w nim Boża wola. „Cierpienie, ból, niepowodzenie to są pocałunki Jezusa, to znaki, że już jesteś tak blisko Jezusa na krzyżu, że może Cię pocałować” – mówi jednej z sióstr.

5 września 1997 r., około 20, stan zdrowia Matki Teresy pogarsza się. Dokładnie w tym momencie w Kalkucie jest awaria – nie ma prądu. Wysiadło także awaryjne zasilanie. Umiera w ciemnościach o godz. 21.30. Obiecała: „Jeśli kiedyś zostanę świętą – będę z pewnością świętą »od ciemności«. Będę wciąż nieobecna w niebie, aby zapalać światła tym, którzy są w ciemności na ziemi”.

«« | « | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7