Czasem najmniej wiemy o najbliższych sąsiadach. Jeśli do tego wydają się bardzo do nas podobni – łatwiej o ignorancję. Słowaków nieraz mylimy ze Słoweńcami. Myślimy, że mówią tym samym, co Czesi, językiem. I że ich trudna historia i życie Kościoła niewiele różnią się od naszych doświadczeń.
Trnava ze swoimi średniowiecznymi uliczkami i radosnymi Tulipańcami pozostaje za nami. Za miastem nie widać już tulipanów, tylko tysiące słoneczników. Nowa wiosna?
Spokój dla konformistów
Z tej strony jeszcze Tatr nie widziałem. Wjeżdżamy do Popradu i nie kryję ironii, myśląc, co było pierwsze: potężne masywy górskie czy proste jak kołek wysokie blokowiska tuż przed nimi. Zupełny brak wyobraźni w projektach budowlanych minionej epoki. Na szczęście im bliżej Lewoczy, tym lepiej. Sama miejscowość pielgrzymkowa zdążyła na szczęście urządzić się na długo przed ponurymi pomysłami socrealizmu. Średniowieczny kompleks budynków jest prawdziwym rezerwatem historii. Gustowne kamienice, wspaniała Radnica, czyli ratusz i gotycka duma miasta – kościół św. Jakuba z najwyższym na świecie ołtarzem Mistrza Pawła z Lewoczy. U pana farara (proboszcza) Franciszka Długosza wyczuwam podobną jak u Jozefa z Trnavy ostrożność. Jest wykładowcą historii Kościoła i rektorem gotyckiej świątyni. Aż pięć razy próbował dostać się do seminarium, bo limity przyjęć, narzucone przez komunistyczne władze, nie pozwalały mu na realizację powołania. – Była taka organizacja „Pacem in terris”, do której należeli księża współpracujący z władzami – mówi ksiądz Długosz. – Tacy mogli nawet doktoraty pisać i mieli więcej swobody – dodaje. Czyż nie brzmi to znajomo? Księża patrioci w Polsce – znowu dobrze się rozumiemy ze Słowakami. Jednocześnie skala prześladowań była tu dużo większa, podobnie jak w Czechach, z którymi Słowacja tworzyła wtedy jedno państwo. – Na tutejszą Mariánską Horę, do sanktuarium, mogli chodzić spowiadać i odprawiać Msze tylko ci księża, którzy otrzymali zgodę władz – wspomina pan farar. – Jeśli ktoś złamał tę zasadę, mógł mieć zakaz sprawowania sakramentów i szedł na kilkuletnie nawet prace fizyczne – ksiądz Długosz ożywia się coraz bardziej.
Mariánská Hora
Dzisiejszy biskup Koszyc we wschodniej Słowacji przez 11 lat był tramwajarzem, bo nie zgodził się na współpracę ze służbami komunistycznymi. Cena wierności swojemu sumieniu była tu wysoka. – Pyta pan, jak to się stało, że na Słowacji więcej ludzi praktykuje, chociaż represje były równie silne jak w Czechach – zamyśla się ks. Długosz. – No to są jednak różne narody. W Czechach od czasów husyckich katolicyzm stopniowo topniał i właściwie katolików z czasem było tylko ok. 20 proc. Na Słowacji katolicy zawsze stanowili większość – dodaje.
Świadkiem zmagań państwowego ateizmu z wiarą Słowaków była zawsze Mariánská Hora. Niedawno zaliczono ją do 12 najważniejszych sanktuariów na świecie (obok Lourdes, Fatimy i Częstochowy). Na początku lipca weszło tu 600 tys. ludzi na obchody 760-lecia sanktuarium. Na co dzień – ciche miejsce na wysokim wzgórzu, drzwi kościoła otwarte do wieczora. – Pamiętam, że władze puszczały czasami psy na tych, którzy chcieli wejść na górę do sanktuarium – wspomina Anton Koneczny z Jarovnicy. Na Mariánską Horę przyjeżdża nieraz konno późnym wieczorem Stefan Kuffa, słowacki „ksiądz od bandziorów”. – Daję siostrom do potrzymania konia. One pytają: a gryzie? Ja na to: tylko kobiety – i idę na chwilę do kościoła. Potem siostry pytają, o co się modliłem, że aż 20 km przejechałem tak późno. Ja na to: żeby mi Matka Boża błogosławiła. One: i tylko po to? A ja: aż po to – ksiądz Kuffa śmieje się, ale przebija z niego pewność tego, co robi. Zresztą zaprasza do siebie, żebyśmy zobaczyli, jakie cuda się dzieją w jego Žakovcach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).