Dawno temu, kiedy po ukończeniu szkoły średniej zaczynałem dorosłe życie, Ktoś zadał mi ostatnie zadanie domowe. Wypracowanie, którego temat brzmiał: "Życie". I dzisiaj mija już kolejny, któryś tam rok, jak codziennie, dodając zdanie do zdania, z mozołem próbuję sklecić coś, co będzie się nadawało do oceny.
Całe szczęście, ocena mojego wypracowania nie nastąpi jeszcze dzisiaj. Całe szczęście - bo przecież wypracowanie nie jest jeszcze gotowe; jest ledwo zaczęte i dużo w nim błędów, które będzie trzeba poprawić. Dzisiaj na chwilę odkładam pióro żeby przyjrzeć się temu, co dotychczas napisałem.
Spoglądam wokół po wielkiej sali egzaminacyjnej i widzę, że każdy z was tak samo jak ja pochylony jest nad swoim wypracowaniem. Niektórym łatwo przychodzi stawianie liter, inni z trudem gryzmolą każde słowo.
Mam dziwne przeczucie, że Ktoś na mnie spogląda. To pewnie ktoś z komisji egzaminacyjnej. Rozglądam się ukradkiem, ale nikogo nie widzę. Dziwne. Czyżby nikt nas nie pilnował na tym egzaminie? Dlaczego w takim razie nikt nie odpisuje? Dlaczego nikt nie marnuje czasu gapiąc się w sufit? Dlaczego każdy traktuje to wypracowanie tak poważnie?
Pewnie dlatego, że każdy z nas, niezależnie od stopnia inteligencji czy pobożności przeczuwa, że jest nad nami jakiś Wielki Nauczyciel, który posyła nas do Szkoły Życia, niezależnie od tego czy nam się to podoba czy nie. Każdy z nas mniej lub bardziej wyraźnie przeczuwa, że to On, Bóg - jest tym Kimś, kto zadał nam to ostatnie zadanie domowe. I że On kiedyś - kiedy wypełni się nasz czas, weźmie to nasze wypracowanie do oceny.
Najważniejszym doświadczeniem, które uderza każdego, kto choć na chwilę odłoży pióro by spojrzeć na swoje wypracowanie, jest doświadczenie upływającego czasu. Czasu, który nieubłagalnie przybliża nas do końca egzaminu; czasu, którego niestety nie potrafimy zatrzymać.
A czas ten został nam dany w jednym celu: na mądre i poprawne napisanie naszego życiowego wypracowania. Czas został nam dany po to, abyśmy uczynili swoje życie pięknym i wartościowym, i dobrym, i mądrym. Innymi słowy - abyśmy uczynili swoje życie sensownym. Myślę że każdy z nas już dawno przekonał się, że nie jest to łatwe zadanie.
Zwłaszcza że nikt inny za nas tego nie zrobi. Nikt nas w tym nie wyręczy. Ani mąż, ani żona, ani szef w pracy, ani nawet Pan Bóg za nas tego nie zrobi.
Najważniejsza zasada którą kieruje się nasz Bóg w odniesieniu do nas, to zasada poszanowania naszej wolności. I to dlatego nasze życie jest dokładnie takie jakim sami je uczyniliśmy. Pan Bóg pozostawia nam zupełną swobodę w kształtowaniu naszego życia.
Ludzie często obrażają się na Pana Boga że ciagle nam czegoś zabrania: tego nie wolno, tamtego nie wolno: nie zabijaj, nie cudzołóż itd. Ale przecież ostatecznie to my sami decydujemy o tym, co wybieramy: czy dobro czy zło. Pan Bóg co najwyżej informuje nas przez głos sumienia, przez swoje przykazania - co jest dobre a co złe.
Ale ostateczny wybór zawsze należy do człowieka. Pan Bóg nigdy nie złapie nas za rękę kiedy chcemy zrobić coś złego. Nawet gdyby człowiek chciał na przykład całą wieczność spędzić bez Boga (a taki stan nazywamy piekłem) - to nawet wtedy Pan Bóg nie może człowiekowi tego zabronić, nie może na siłę przy sobie człowieka zatrzymać.
Często można dzisiaj usłyszeć aż tak absurdalne pretensje pod adresem Pana Boga, że jakoby przez swoje przykazania "ogranicza naszą wolność", no bo tylu rzeczy nam zabrania. Trudno polemizować z takimi zarzutami, bo to tak, jakby ktoś obrażał się na służby drogowe, że przed przejazdem kolejowym ustawiły znak "stop".
Pan Bóg nie jest jakimś rozkapryszonym ustawodawcą, który z nudów wymyśla kolejne zakazy i nakazy. Ponadto, Bóg niczego od nas nie potrzebuje, bo jest nieskończenie doskonały. Jeśli jednak mimo tego czegoś od nas żąda - to tylko z miłości do nas - to znaczy dla naszego dobra.
Cały problem polega na tym, żeby w to uwierzyć. W to, że Bóg chce naszego dobra i że wskazując nam pewien sposób postępowania (np. przez swoje przykazania) czyni to dla naszego dobra.
Nasze życie nie jest sielanką, co rusz zaskakuje nas wieloma problemami i dotyka cierpieniem. Dlatego nie jest możliwe, by człowiek znalazł w takim właśnie życiu prawdziwy pokój, dopóki nie przyjmie postawy totalnego zaufania Bogu. Bogu, który chce dobra człowieka, bo nie jest możliwe żeby Bóg chciał dla nas zła.
Pan Bóg proponuje nam pewien przepis na życie. Proponuje – ale nie narzuca, bo przecież nie może nas zmusić do wyznawania wiary, do zachowywania przykazań, do postępowania takiego czy innego. Bo Pan Bóg zawsze szanuje naszą wolność. Podobnie, cała Ewangelia Jezusa Chrystusa jest jednym wielkim "jeśli chcesz".
Myślę że warto byłoby to przypomnieć zwłaszcza tym wszystkim, którzy traktują swoją wiarę i swoje chrześcijaństwo jako ciężki i przykry obowiązek, którzy chodzą do Kościoła z ciężkim sercem, przeklinając pod nosem swój los, który "skazał ich" na chrześcijaństwo.
Dla tych wszystkich ludzi mam prawdziwą Dobrą Nowinę: Pan Bóg nie chce nikogo zniewalać i nie uczyni tego nigdy! Pan Bóg nie chce, by oddawali Mu cześć niewolnicy, zmuszani do tego przez kogoś lub coś. I wydaje się, ze właśnie dlatego Pan Bóg każdego z nas obdarzył autentyczną wolnościa, byśmy sami zdecydowali w sposób wolny o tym, czy chcemy nasze życie przeżyć blisko Boga czy też z dala od Niego. I mimo tego, że Bóg stworzył nas i powołał do przyjaźni ze sobą – i takie jest ostateczne przeznaczenie człowieka, - mimo tego Bóg uszanuje wolną decyzję człowieka, który nie zechce żyć z Nim w przyjaźni. Każdy z nas trzyma swoje życie w swoich własnych dłoniach i może z nim uczynić w zasadzie wszystko.
Dobrze jest przynajmniej od czasu do czasu przypomnieć sobie i uświadomić, jak wielką władzę mamy nad swoim życiem: oto możemy nasze życie wypełnić przez dobro albo przez zło, przez to co sensowne, dobre, piękne, mądre; albo przez to co złe, bezsensowne i głupie.
Pan Bóg niemało zaryzykował, obdarzając każdego człowieka wolnością. Ale to właśnie świadczy o zaufaniu, jakie Bóg w nas pokłada. Bóg wierzy w Człowieka! Bóg wierzy we mnie! I to jest prawdziwa Dobra Nowina.
Czas powrócić do wypracowania. Na szczęście, jeszcze mogę przejrzeć i poprawić przynajmniej niektóre błędy, które tam się pojawiły. Wierzę, że z czasem będzie przybywało mądrych i dobrych zdań w moim wypracowaniu. Wiem, że tego jednego zadania nie wolno mi zlekceważyć, bo - w odróżnieniu od szkolnego wypracowania - to życiowe pisze się tylko raz. I nie będzie poprawki.
Jeszcze z czasów szkolnych pozostały mi w pamięci fragmenty wiersza Cypriana Kamila Norwida:
Coraz to z ciebie jako z drzazgi smolnej
Wokoło lecą szmaty zapalone
Gorejąc nie wiesz czy stawasz się wolny
Czy to co Twoje ma być zatracone?
Czy popiół tylko zostanie i zamęt
Co idzie w przepaść z burzą - czy zostanie
Na dnie popiołu świetlisty dyjament?
Wiekuistego zwycięstwa zaranie
Popiół albo diament - myślę że czasami wolno nam przywoływać te największe i najważniejsze symbole oznaczające ostateczną wartość naszego życia.
Kiedy wypełni się nasz czas i Bóg - nasz Wielki Nauczyciel weźmie do ręki wypracowanie z takim trudem i mozołem spisane, wtedy okaże się jąką wartość tak naprawdę miało to wszystko co tutaj na ziemi robiliśmy.
Czy wszystko to będzie miało wartość popiołu który rozniesie wiatr na cztery strony świata? Czy też będzie to diament który przetrwa na wieki?
Czas pokaże.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).