- Czy jest w moim życiu ktoś taki, kto mnie kocha i będzie kochał zawsze, nawet gdybym był ostatnim śmieciem, narkomanem, zabójcą? Czy ty jesteś kimś takim dla kogoś? - pytał ks. Henryk Zątek uczestników Mszy św. na Stożku.
Z Żywca-Oczkowa już nie pierwszy raz na EwB wybrali się Katarzyna i Łukasz Kozłowie z czwórką dzieci: Łukaszem, Marią, Hanią i Łucją. A towarzyszy im babcia Grażyna.
- Jeździmy do Rychwałdu, skąd wyszła inicjatywa Ewangelizacji w Beskidach, stąd nasza obecność tutaj - mówią. - Chodzimy w góry dla Pana Boga i z tego względu, że... po prostu jest nam dobrze wśród tego otocznia, które stworzył. Warto się wybrać, warto przejść tę małą Drogę Krzyżową - bo jednak wysiłek, który trzeba włożyć, jest spory - i w ten sposób podziękować Panu Bogu za coś lub poprosić o coś. W górach jest się bliżej nieba, bliżej Pana Boga.
Urszula Rogólska /Foto Gość
Katarzyna i Łukasz Kozłowie z czwórką dzieci: Łukaszem, Marią, Hanią i Łucją oraz babcią Grażyną z Żywca-Oczkowa
Po raz pierwszy na EwB wybrał się Andrzej Szymonek ze Strumienia z dwójką dzieci - Julią i Jakubem. - Przymierzaliśmy się już kilka razy. Mam dwójkę dzieci i muszę brać siły na zamiary, ale wreszcie jesteśmy. Staram się być bliżej Pana Boga, poznawać go, poznawać drogi, którymi można do Niego dojść, i dlatego jesteśmy. O spotkaniach wiedziałem już wcześniej od znajomych, którzy na nie chodzą. Mówili o fajnej atmosferze, o ludziach, których tu spotykają. I jest tak, jak mówili... - opowiada.
Urszula Rogólska /Foto Gość
Andrzej Szymonek ze Strumienia z dziećmi Julką i Kubą
Od trzech edycji EwB niemal na wszystkich szczytach był już Piotr Strózik z Rajczy. - Dziś wyjątkowo bez rodziny, ale udało się namówić koleżankę - mówi. - Lubię chodzić po górach, a tu jest jeszcze ten dodatkowy aspekt: wspólnota ludzi wierzących i Msza św., słowo Boże głoszone inaczej niż w kościołach - tak, że łatwiej dociera. Zapraszam innych, żeby poczuli tę społeczność chrześcijańską, tę wspólnotę, która dziś głosi i słucha słowa Bożego tutaj, za tydzień w innym miejscu, na Hali Krupowej - idą z uśmiechem, z radością, z życzliwością.
Urszula Rogólska /Foto Gość
Kasia Rus z Ujsoł i Piotr Strózik z Rajczy na Stożku
- Za czasów studenckich zawsze w jakichś wspólnotach duszpasterskich działałam, więc nie było mi obce to doświadczenie - mówi Kasia Rus z Ujsoł, koleżanka Piotra, którą namówił na wspólną wycieczkę. - Potem życie jakoś mnie pochłonęło... Poczułam chęć bycia znowu we wspólnocie. Mam daleko, żeby dojeżdżać do jakiejś grupy, ale uznałam, że przyjadę tutaj, żeby znowu sobie przypomnieć, jak to jest. Dziś o 7.30 zadzwonił Piotr i nie było wyjścia! Jest super. Wróciły wspomnienia rajdów studenckich, Mszy odprawianej na szczytach, w schroniskach, coś się obudziło... Pressing Piotra trwał od dawna, wysyłał zdjęcia ze spotkań do wszystkich znajomych, zapraszał, opowiadał, że tu się zbiera grupa ludzi, która męczy się, poci, żeby wejść na szczyt i posłuchać słowa Bożego, a potem z niego zejść, z radością, z jakimś nowym spojrzeniem.
Kolejne spotkanie w sobotę 4 sierpnia - na Hali Krupowej.
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.