Zimowe wyjazdy parafialne. Wikary i proboszcz zabrali swoje dzieci na potkanie ze sobą i Panem Bogiem.
– Jako grupa młodzieży parafialnej dopiero od ostatniej pieszej pielgrzymki na Jasną Górę próbujemy razem uczyć się u Pana Jezusa. Nie możemy zbyt wiele osiągnąć, jeśli nie poznamy siebie samych i tych, z którymi wybraliśmy się w drogę ewangelicznego życia. Nie można zapominać, że sam Jezus proponował właśnie taką metodę stawania się Jego uczniem.
Kazał swoim Apostołom przebywać z Nim bez przerwy. Patrzyli, jak żył, słuchali, co mówił, byli świadkami Jego modlitwy. To ich ewangeliczny nowicjat. Chociaż nie możemy sobie pozwolić na to samo, to jednak szukamy okazji, by zasmakować w czymś podobnym – wyjaśnia.
Ksiądz podkreśla, że młodzi dopiero w trakcie zimowiska mają okazję zmierzyć się z sytuacjami, które wymagają solidarności, wrażliwości czy ofiarności.
– Pomoc podczas trudnej wyprawy w góry, umiejętność zachowania ciszy nocnej, troska o głodnych i smutnych – ks. Marcin opowiada coraz bardziej żywiołowo. Zapala się. – Tego nie ma na co dzień w tak oczywisty sposób. Młodzi ludzie nie umieją jeszcze spontanicznie zauważać okazji do czynienia dobra w swoim środowisku. Są raczej zajęci swoimi sprawami, a ich świat jest bardzo skomplikowany. Dlatego trzeba ich otwierać na dobro. Prowokować do wrażliwości. Bez tego pozostaną egoistami.
Rodzina i dojrzałość – owoce się rodzą
– W Rzeczce byli ze mną ci, którzy angażują się na co dzień w życie parafialne: schola i ministranci. W sumie osiemnastu uczestników. Mało? No cóż, coraz częściej przychodzi mi się cieszyć z rzeczy małych – mówi ks. Żmuda. – Wielu ludzi musiało się przy tej okazji wspiąć na wyżyny człowieczeństwa: poświęcając siebie, swój czas, środki materialne, umiejętności, sprzęt. Po co? Żeby dzieci mogły z tej „wyżyny“ zjechać – kusi się na przenośnię.
No i było jak z rodzicami na urlopie: modlitwa poranna, przed i po jedzeniu, wieczorny pacierz. Wspólny pobyt na stoku i nauka jazdy na nartach, szkoła śpiewu, Msza św. z homilią, ognisko, zajęcia plastyczne. – Cały dzień wypełniony wzajemną służbą dorosłych i dzieci. Bez niej nic dobrego by się nie udało. I smak radości z życia przenikniętego wiarą. O to chodzi! – puentuje.
Wikary z Jedliny Zdroju też jest zadowolony.
– Zależało mi na tym, żeby młodzi świadomie wyruszyli w drogę za Jezusem, żeby zrobili na niej choćby kilka kroków. Wiem, że jeśli do tej pory modlili się do kartki papieru czy deseczek wiszących na ścianie, wracają do siebie z przekonaniem, że nie musi tak być – cieszy się jak dziecko i woła Konrada i Maćka, żeby do gazety powiedzieli o tym, co się stało. Więc mówią. Pierwszy:
– Góry robią wrażenie, bo jak się z nich schodzi, to na Mszy nie można doczekać się Komunii. A jak ksiądz mówi kazanie, to jest nasz jeszcze bardziej i chce się go nosić na rękach. Taki dobry jest! – pokrzykuje. Drugi: – Patrzysz na księdza, który jest zmęczony tym samym, co my, który z nami się modli, dla którego wszystko, co nasze, to i jego – i od razu wiesz, po co ci Pan Jezus. A co ważniejsze, pamiętam, bo nam o tym ksiądz gadał co chwilę: warto zaryzykować i oddać Jezusowi wszystko, kim się jest i co się ma. Bo Pan Bóg bardzo nie lubi być dłużnikiem człowieka – kończy.
Tak młodzi zaczynają wygrywać swoje życie! Wystarczyło, żeby ksiądz zrezygnował ze swojego urlopu. Wystarczyły „ferie z Jezusem”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).