Katolicy o rzeczach ostatecznych człowieka

Nie wiem, co napiszą kiedyś na moim grobie. Wolałbym jednak, żeby to była prośba o modlitwę. Dlaczego?

Reklama

Spotkania ze świętymi i duszami czyśćcowymi

Klupanie na szyba - Teresa Procek, gospodyni domowa, Rydułtowy

Któregoś wieczora już mi się nie chciało za nie modlić. Powiedziałam tylko: "Duszyczki, bardzo was prosza, obudźcie mie o piątej!", a potem poszłam spać. I duszyczki mnie obudziły, ale inaczej niż zwykle. O piątej rano ze snu wyrwało mnie gwałtowne pukanie w szybę. Choć mieszkam na piętrze, wyraźnie widziałam za oknem twarz jakiejś kobiety i słyszałam zdanie: "Ty o nas nic nie dbosz, a my momy o cia dbać?!". Poprawiłam się więc i teraz proszę o zbawienie dusz z czyśćca codziennie.

Duchy na rowerach - Joanna Kucharczak, grafik, nauczyciel plastyki, Rybnik

Anna pracowała z moją ciocią Sylwią w Hucie Silesia w Rybniku Paruszowcu. To była wyjątkowo strachliwa dziewczyna. Dlatego koledzy z emalierni z zapamiętaniem ją straszyli. Dojeżdżała do pracy na rowerze przez las i puste łąki. Pewnego razu zachorowała koleżanka, która z nią jeździła. Anna musiała więc sama wrócić z drugiej zmiany, to jest o dwudziestej drugiej. Koledzy zaraz to wykorzystali: zaczaili się po drodze w rowie, przy rozpadającej się szopie. Kiedy w dali zamajaczyła sylwetka na rowerze, chłopcy chwycili puszki, trąbki i łańcuch, żeby narobić hałasu. Patrzą, a tu z ciemności wyłania się następna postać na rowerze, i jeszcze kolejne, cała grupa! Mężczyźni i kobiety, wszyscy nieznajomi, śmieją się, gadają. A między nimi co sił w nogach pedałuje Anna. Koledzy z żalem spakowali więc trąbki i poszli do domów.

Następnego dnia w pracy koledzy oparli się o warsztat Anny i zapytali, z kim wracała. Opowiedzieli, jak czekali na nią w rowie. Anna przysięgała jednak, że... wracała sama! Koledzy nie chcieli uwierzyć. - Pani Sylwio, ja naprawdę jechałam sama... - zwierzała się więc Ania mojej cioci. - I potwornie się bałam, bo to była straszna noc, ciągle coś szeleściło, skowyczało, myślałam, że zobaczę ducha, że umrę! I z tego strachu modliłam się jak nakręcona za dusze w czyśćcu cierpiące! - mówiła.

Moja ciocia była przekonana, że koledzy Anny widzieli duchy. A ja bardzo lubiłam to jej opowiadanie. Bo dzięki niemu uwierzyłam, że ci, którzy odeszli, nam sprzyjają!

Duszyczko, daj spać! - Stanisława Kwas, emerytka, Sosnowiec

Pracowałam w Katowicach przy Francuskiej, w budynku, który w czasie wojny należał do gestapo, a po wojnie do UB. Ilu tam ludzi zamęczyli wtedy w piwnicach! A w latach 60. i 70. były tam biura przedsiębiorstwa montażowego urządzeń górniczych. W całym gmachu straszyło. Ja siedziałam na portierni, odbierałam telefony. Bywałam tam i w dzień, i w nocy, i strasznie się bałam. Miałam tam taką żelazną szafę. Nawet w dzień dochodziło z niej straszne trzaskanie, jakby ktoś po niej chodził. Czytałam więc z książek różne modlitwy za dusze w czyśćcu cierpiące. Wtedy była cisza. Ale kiedy tylko przestawałam, to znów jak nie zacznie trzaskać! To był bardzo dziwny budynek. Był np. pokój, z którego dobiegało stukanie jakby maszyny do pisania, choć nikogo nie było w środku. Potem to się skończyło. Pracowniczki dawały na Msze święte za spokój dusz, które, jak nam się zdawało, upominały się o modlitwę. Ja daję na takie Msze co miesiąc od 43 lat! Kiedyś składałyśmy się na ich opłacenie z parafiankami z Sosnowca, potem zostałam z tym sama. Zamawiałam je nawet w tajemnicy przed mężem, bo mieliśmy małą rentę. I tak już do dzisiaj zostało, że dusze chyba szukają u mnie pomocy. Nieraz w nocy słyszę walenie do drzwi mojego pokoju. Pytam: "Kto tam?" - Cisza. Patrzę na zegarek: punktualnie trzecia. Trzecia to godzina miłosierdzia. Już czasem im mówię: "Kochane duszyczki, dajcie mi spać, ja się będę za was w dzień modlić". To pomaga na jakieś trzy dni. Za duszyczki najczęściej modlę się na różańcu.

Zadzwoń do mojej mamy - Krystyna Kajdan, z-ca dyrektora Teatru "Ateneum", Katowice

W zeszłym roku w wypadku samochodowym zginął ks. Marek Targiel. Był wikarym w naszej parafii Najświętszych Imion Jezusa i Maryi w Katowicach Brynowie. Ta nagła śmierć ujawniła nam niesamowite bogactwo jego duszy. Jest on pierwszym znanym mi osobiście człowiekiem, który odszedł z tego świata... w opinii świętości. Był naprawdę wspaniałym apostołem pokoju i jedności, cierpliwego słuchania, duchowej głębi, życzliwej radości i dobra.

Gdy żył, był u nas domu tylko raz, w czasie kolędy. A teraz, po śmierci, jest jakby naszym domownikiem. Na komodzie stoi jego fotografia - przypomina nam, że nie ma śmierci, jest życie! Cała moja rodzina jest z nim zaprzyjaźniona. Wierzymy, że nam pomaga z Nieba, szczególnie dzieciom w trudach zdobywania nauki. Gdy nie wiem, jak postąpić - bo trudnych sytuacji życie mi nie skąpi - modlę się, prosząc ks. Marka o wstawiennictwo i radę. Gdy o tym pamiętam, to zawsze zostaję wysłuchana.

Kiedyś pewna siostra zakonna, prowadząca ochronkę, poprosiła mnie o pomoc w znalezieniu sponsorów. W trakcie redagowania pisemnej prośby do darczyńców zatrzymałam swój wzrok na fotografii ks. Marka. Poczułam wtedy bardzo wyraźne przynaglenie: Proszę zadzwonić do mojej mamy, ona na pewno tej siostrze pomoże. Tak też zrobiłam, nie mówiąc pani Targielowej, kto mnie do tego zmobilizował. Okazało się, że pani Maria bez najmniejszego wahania udzieliła wsparcia biedym dzieciom, ku wielkiej radości siostry zakonnej. Wierzę, że ks. Marek czyni dobro nawet po śmierci.

Świętych obcowanie - Elżbieta, właścicielka małej firmy krawieckiej, Katowice

W pewnym momencie mojego życia bardzo bliski stał mi się ojciec Pio. Czytałam dużo książek o nim, poznawałam go - to spowodowało większe otwarcie się na sprawy wiary, dało początek wiary żywej. Często prosiłam ojca Pio o pomoc, także w tak prozaicznych sprawach, jak na przykład o to, żeby obudził mnie o 5:00 rano. I on zawsze spełniał tę prośbę.

Życie Edyty Stein poznałam przypadkowo. Jej kanonizacja odbyła się w dniu moich urodzin. Kiedyś otworzyłam książkę z jej rozważaniami. Trafiłam akurat na stronę, na której znalazłam odpowiedź na moje ówczesne problemy, krzyże. Ona przemówiła do mnie. Dziś, kiedy jest mi ciężko, otwieram jej książkę i zawsze znajduję odpowiedź na trudne sprawy.

Dzięki Edycie Stein poznałam życie innej świętej - Teresy z Ávili. Dwa lata temu mój mąż został bezrobotnym. Poszukiwanie pracy nie przynosiło żadnych efektów. Pamiętam, że poprosiłam wtedy św. Teresę z Ávili o pomoc, "podsunęłam" jej nawet termin rozwiązania tej sprawy. Po kilku dniach odbieramy telefon - mąż otrzymuje pracę. Takich "zbiegów okoliczności" było już w moim życiu bardzo wiele.

«« | « | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama