Odpływ wiernych, podziały i skandale obyczajowe. Argentyna jak w soczewce skupia największe zmartwienia współczesnego Kościoła. „Efekt Franciszka” – jak się okazało – tylko na chwilę wprowadził zdrowe zamieszanie w zagmatwaną, południowoamerykańską codzienność.
Wpływ Franciszka na Argentynę
W takiej sytuacji społeczno-ekonomicznej Argentyna dała światu nowego papieża. Od tych podziałów nie jest wolny także sam Kościół. W końcu stanowią go skłóceni ze sobą wierni. Kościół w Argentynie na przestrzeni dziejów był wielokrotnie stawiany w roli przyjaciela oligarchów, elit. Oskarżany o różne zbrodnie. Wystarczy wspomnieć sprawę rzekomego udziału papieża Franciszka w porwaniu dwóch jezuitów przez militarny reżim. Może dlatego w Kościele w Argentynie ponownie dużą karierę, także za sprawą Ojca Świętego, robi szczególny zwrot ku ubogim. To było przecież pierwsze przesłanie tego pontyfikatu, zawarte w adhortacji „Evangelii gaudium” z 2013 roku: wezwanie do posługi ubogim, do permanentnej postawy misyjnej, do ewangelicznej radości. W Argentynie najpełniej objawia się to w posłudze duszpasterskiej, którą pełnią zwani los curas villeros, czyli księża pracujący w slumsach. Ruch ten jednak nie jest nowy. Działa już od kilku dekad. Ale to właśnie wśród tych kapłanów i ich wiernych z villas, czyli ubogich dzielnic, przekaz Franciszka znajduje największy poklask. To oni najbardziej cenią sobie obecnego papieża i reagują na jego postać entuzjastycznie. Ludzie żyjący w villas mają poczucie, że ktoś przywraca im godność, a księża bardziej wierzą w sens swojej pracy.
Inaczej patrzą na Franciszka księża z dzielnic klasy średniej w Buenos Aires. Owszem, doceniają jego gesty i przesłanie na rzecz ubogich. Każdy jest świadom, że jest to potrzebne i słuszne, tak na świecie, jak i w ojczyźnie papieża. Chociaż zdarza się, że nieco krzywią się na kolejne papieskie nawoływania do życia w ubóstwie. W Argentynie księża nie żyją w luksusach. Rzadko kiedy mają samochód. Z ochrzczeniem dziecka nie robi się żadnych problemów. Księża są swojej pracy bardzo oddani i dostępni dla wiernych niemal 24 godziny na dobę. Z powodu małej liczby wiernych oczywiście nie jest to konieczne, ale każdy parafianin może zwrócić się do swojego proboszcza niemal jak do kolegi. Warto wspomnieć, że w Ameryce Południowej wciąż swoje żniwo zbiera teologia wyzwolenia. Stąd zdarza się krytyka wysyłania młodych niedoświadczonych księży do biednych rejonów. Przestrzega się przed traktowaniem misji apostolskiej jako misji socjalnej, w której Kościół, wiara stają się tylko niepotrzebnym dodatkiem.
Inny temat to brak zdecydowania i autorytetu duchownych. O ile w Polsce mogłoby się wydawać, że wciąż zbyt wiele zależy w parafii od proboszcza, to w Argentynie czasem można odnieść wrażenie, że wierni mogliby się w ogóle obyć bez kapłana. A przykład idzie z samej góry. Głos biskupów bywa zbyt cichy, jest w opinii niektórych zbyt dyplomatyczny. Ktoś mógłby powiedzieć, że u podstaw takiego stanu leży pewne uzależnienie hierarchów od państwa, które płaci biskupom pensje. Większy jednak wpływ na to ma raczej proces sekularyzacji. W rzeczywistości argentyńskiej, podobnie jak w wielu rozwiniętych krajach na świecie, duchowni zwyczajnie obawiają się w wielu sprawach zabierać głos z powodu wpływowego ostracyzmu medialnego. W rezultacie liczba zagadnień, w których Kościół może wypowiadać się swobodnie bez narażenia się na różnego rodzaju kłopoty, jest bardzo ograniczona.
W niektórych posunięciach papieża dostrzega się ryzyko otwierania dyskusji w kwestiach ściśle doktrynalnych, jak miało to miejsce podczas Synodu Biskupów w 2015 roku w sprawie przyjmowania Komunii św. przez osoby znajdujące się w ponownych związkach niesakramentalnych. Na przestrzeni kilku kilometrów, gdzie znajduje się parę parafii, wierni mogą spotkać się z różnymi wykładniami w zależności od proboszcza. Akurat w tej kwestii biskupi argentyńscy jako jedni z pierwszych wydali dokument, w którym nie wykluczyli w szczególnych przypadkach możliwości udzielania Komunii osobom pozostającym w takich związkach. Oczywiście nie chodzi o automatyczną na zgodę, gdyż wszystko ma się odbyć na drodze rozeznawania z udziałem duszpasterza.
Co dalej?
Poruszenie w Kościele argentyńskim trwało około dwa lata. Z czasem liczba wiernych na nabożeństwach i ich aktywność spadała. Według niektórych sytuacja ustabilizowała się na poziomie sprzed wyboru Franciszka, a według innych jest jeszcze gorzej niż było. Na pewno w serca niektórych wiernych wdarło się zniechęcenie. Największe rozczarowanie Argentyńczyków stanowi daremne oczekiwanie na wizytę papieża w ojczyźnie. Wielu nie może tego zrozumieć i nie trafiają do nich płynące z kręgów papieskich tłumaczenia, że to przez podział, który panuje w kraju. Franciszek, choć sam nigdy się na ten temat publicznie nie wypowiedział, ma powstrzymywać się przed pielgrzymką do rodzinnego kraju, żeby nie zostać wykorzystany, jak to już bywało gdy był arcybiskupem, przez jedną ze stron politycznego sporu. Wydaje się, że do obydwu, z różnych z resztą powodów, jest Ojcu Świętemu równie daleko.
Pomijając osobliwości sytuacji argentyńskiej, pewne rozprężenie po euforii z powodu wyboru kard. Bergoglio na papieża jest naturalnym procesem. Jakkolwiek w Polsce ten entuzjazm po wyborze Jana Pawła II trwał zdecydowanie dłużej. Zaowocował w Kościele między innymi znaczącym wzrostem powołań kapłańskich i zakonnych. Zaowocował też zrywem w sierpniu 1980 roku. Kryzys zaczął się dopiero w latach 90. Niemniej wciąż w argentyńskich parafiach są grupy młodych, które angażują się chociażby w promowany przez Franciszka Kościół misyjny. Młodzi chętnie i stosunkowo licznie uczestniczą w akcjach na przykład wyjścia na ulice w biednych dzielnicach. Służy to niesieniu pomocy edukacyjnej ubogim dzieciom lub organizowaniu czasu oraz integracji lokalnej społeczności.
Ogromną zaletą Kościoła argentyńskiego jest też swoista serdeczność, która panuje w argentyńskich kościołach, której nie sposób nie odczuć choćby podczas Mszy świętych. Ofiary na tacę zbierają wierni, przynoszą dary do ołtarza, sami organizują czytania z Pisma Świętego i modlitwę powszechną. Robią to wszystko chętnie. Zdarza się, że po Eucharystii spora część wiernych zostaje, i to na długie minuty, na adoracji Najświętszego Sakramentu. Oczywiście to wszystko dotyczy wspomnianych kilku procent aktywnych katolików. Są to jednak przykłady tego, że jest na czym i na kim budować Kościół zaangażowany. Wydaje się, że chociaż Kościół argentyński jest mały, to żywy i to jest jego największym skarbem. Jak powiedział KAI jeden z proboszczów parafii w Buenos Aires, Kościół powstał jako mniejszość, od początku był prześladowany i nierozumiany przez ten świat. Jednak nie należy z tego powodu czekać na zbawienie z założonymi rękami, ale każdy katolik powinien pokazywać siłę Kościoła przez osobisty przykład świętości, a to jest dokładnie ta rzecz, o którą prosi swoich braci w wierze papież Franciszek.
Jakub Troszyński
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.