O znajdowaniu sensu w ciężkiej chorobie, radościach na onkologii i miłosnej prozie z ks. prof. Markiem Chrzanowskim rozmawia Agata Puścikowska.
Od prawie dwóch lat, od choroby i śmierci mojego brata, nie znalazłam pocieszenia i wynagrodzenia.
On już znalazł, już wie i jest szczęśliwy. Ale powiem ci szczerze, że chorować samemu chyba jest łatwiej, niż obserwować chorobę osoby bliskiej, towarzyszyć kochanej osobie w odchodzeniu. Gdyby ktoś z moich bliskich miał zachorować, nie wiem, jak poradziłbym sobie. Byłoby mi dużo trudniej. Nie wiem, jak bym się zachował. Masz prawo do swojego odczuwania...
Bywa, że nie odnajduje się sensu?
Nie jest powiedziane, że jeśli sensu nie widzi się dziś, nie odnajdzie się go kiedyś.
Niektórzy chorzy nigdy jednak nie godzą się z cierpieniem. Umierają w żalu.
To prawda. Moje doświadczenie pokazuje, że cierpienie wnosi pozytywną wartość do życia. Może ma to związek z faktem, że od dziecka zmagam się z niepełną sprawnością. I niemal całe dzieciństwo spędziłem w szpitalu. Z perspektywy wiem i widzę, że te doświadczenia ukształtowały moją wrażliwość, całego mnie. Ale rozumiem, że są też ludzie, dla których ciężka choroba jest koszmarem i wręcz tracą wiarę. Tak samo było choćby w obozach koncentracyjnych: jedni w tak dramatycznych okolicznościach tracili wiarę, inni ją odzyskiwali. Nie mamy prawa tego osądzać. Człowiek jest jednak bardzo ograniczony w poznaniu i tłumaczeniu innym...
Czy w czasie ciężkiej choroby nadal Ksiądz pisze wiersze?
Teraz łatwiej mi pisać prozę. Bo życie stało się bardziej prozaiczne. (śmiech) Ale, o dziwo, i ta proza nie jest nacechowana bólem i cierpieniem.
I dalej pisze Ksiądz o miłości?
Zacząłem pisać o miłości, bo ludzie, którzy przychodzili na rozmowy, którym pomagałem, najbardziej cierpią na deficyt miłości. I tak mi zostało. Jeżeli coś może nas uzdrowić, w sensie różnych cierpień czy schorzeń wewnętrznych, to jest to właśnie miłość. A Bóg jest miłością. Nawet jeśli piszę o miłości ludzkiej, to piszę o Bogu, piszę o źródle, bez którego miłości by nie było. Osobista choroba tego nie zmieniła. Wolę pisać o tym, co we mnie głęboko, i jestem sobie wierny. Zresztą może kiedyś napiszę i o chorobie, i o cierpieniu. Z dystansu. Ale najpierw trzeba to wszystko przeżyć, żeby... przeżyć i napisać.
Już widzę tytuł tej powieści: „Onkomiłość. Romans na korytarzach szpitala”.
Może i dobry pomysł. Ale żeby go zrealizować, trzeba przeżyć. Może Bóg da mi szansę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.