Dzięki listom św. Teresy z Ávili łatwiej zrozumieć, że świętość nie jest czymś oderwanym od życia, ale rodzi się właśnie w codzienności – przeżywanej w łączności z Panem.
Znaleziono nieznany list św. Teresy od Jezusa! Choć wydaje się to niewiarygodne, w prywatnym archiwum pewnej hiszpańskiej rodziny spoczywało pismo, które miało prawie pięć wieków. Dwa lata temu, w 500. rocznicę urodzin Teresy z Ávili, zdecydowano się upublicznić list. Ponieważ rodzina pochodziła z Kraju Basków, najpierw ukazał się on w euskera (języku baskijskim), a dopiero później po hiszpańsku. Teraz mamy już także polskie tłumaczenie.
Niech się wasza miłość wysili!
Przekładu dokonał o. Jerzy Nawojowski – karmelita pracujący na tzw. Uniwersytecie Mistyki w Ávili, czyli w międzynarodowym centrum prowadzącym kursy i badania poświęcone św. Teresie i św. Janowi od Krzyża. List jest adresowany do ks. Kaspra de Villanueva, kapelana i spowiednika wspólnoty karmelitanek bosych w Malagonie, którą założyła św. Teresa. Dotyczy przede wszystkim choroby matki przeoryszy tego klasztoru i konieczności wyznaczenia mniszki, która mogłaby pełnić jej obowiązki. Święta nie może udać się w tym momencie do klasztoru, gdyż przebywa w Toledo, w swoistym więzieniu. Ojcowie kapitularni nakazali jej zamknięcie ze względu na utworzenie – bez zgody i poinformowania ojca generała – trzech nowych klasztorów: w Granadzie, Sewilli i La Peñuela.
Sam list nie przynosi rewolucji w myśleniu o duchowości Teresy, bo jego tematem są głównie sprawy organizacyjne. Niemniej kilka fragmentów przykuwa uwagę, bo uwidacznia się w nich temperament świętej. Widać go chociażby w sposobie, w jaki zakonnica zwraca się do kapelana: „Niech w.m. [wasza miłość – przyp. Sz.B.] trochę się wysili na miłość Boską!”. Z innych listów wiadomo, że hiszpańska mistyczka z XVI w. nie wahała się upominać ks. Kaspra, kiedy w klasztorze doszło do rywalizacji pomiędzy mniszkami: „Ale nie mogę nie przypisać winy waszej miłości, albowiem mając tak duży wpływ na nie, gdybyś go był użył, gdy miały pokusę sprzeciwiać się matce Briandzie, zachowałyby się zupełnie inaczej”.
Tym razem jednak z listu przebija troska o zdrowie kapelana, a zacytowany wcześniej zwrot dotyczy mężnego znoszenia choroby. Poprzedza go pełne współczucia zapewnienie: „(…) gdybym nie miała innych spraw do załatwienia, ucieszyłabym się z przebywania tam, gdzie mogłabym służyć w.m., i żebyśmy sobie nawzajem mogli dodać otuchy; bo chociaż w.m. chciałby czerpać ze swego ducha, to w słabym zdrowiu wszystko przeszkadza i potęguje ból”.
Święta bezczelność
Najbardziej zaskakujące jest jednak to, w jaki sposób – w kontekście choroby kapłana – święta mówi w tym liście o Bogu: „Wydaje mi się, ojcze, że [On] traktuje [w.m.] tak mocnymi uderzeniami, jako kogoś silnego, wystarczyły przecież dolegliwości matki przeoryszy – bez tego wielkiego cierpienia w.m. Cóż to za poczucie humoru z tymi czwartaczkami [gorączkami], żeby jeszcze dokładać kolejnego zmartwienia! Na litość Boską!”.
Jest w tych słowach rys owej „świętej bezczelności”, którą spotykamy u osób będących w wyjątkowo zażyłej relacji z Bogiem. Pozwala ona nawet na kłócenie się ze Stwórcą. Nie chodzi tu jednak o chęć sprzeciwiania się Jego woli, a raczej o szczere ukazanie własnego, ludzkiego punktu widzenia. Właśnie taka szczerość pozwala na prawdziwe oczyszczenie. Coś takiego miało zapewne miejsce podczas walki Jakuba z Bogiem, opisanej w Księdze Rodzaju. „Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz!” – wykrzyknął biblijny bohater, który po tej walce otrzymał nowe imię: Izrael.
Ojciec Jan Efrem Bielecki OCD, który przetłumaczył na polski i opracował zbiór listów św. Teresy, zwraca uwagę, że owa szczerość to charakterystyczna cecha całej korespondencji mistyczki, która „jest rozmową na papierze i na odległość, jednakże bez fałszywych podbarwień, wyrażającą jej sposób mówienia i traktowania ludzi”. Nie ma tu żadnych prób upiększania języka po to, by uczynić go „bardziej duchowym”. Bo przecież „Pan chodzi wśród garnków” – jak napisała kiedyś Teresa.
Znajdziemy za to mnóstwo fragmentów świadczących o poczuciu humoru świętej i dystansie do samej siebie. „Napisałam ojcu bardzo wiele głupich rad” – wyzna w liście do o. Hieronima Graciána. „Nie wiem, czy na wszystko odpowiedziałam, gdyż nie mam czasu. Ale proszę patrzeć, jak potrafię krótko pisać, gdy nie mam go!” – napisze w innym miejscu.
Porozmawiajmy o życiu
Ojciec Bielecki we wprowadzeniu do polskiego wydania „Listów” z 2008 r. podkreśla, że nie jest to korespondencja teologiczna ani nawet duchowa. „Autorka nie miesza rzeczy: nie pisze listów ex cathedra, tak jak się pisze książki. (…) Przesłanka, która kieruje i uzasadnia dialog w każdym jej liście, jest o wiele prostsza: »porozmawiajmy« o życiu aktualnym. Tego bowiem wymaga zadanie, jakie stoi przed nami, oraz miłość, jaką posiadamy w sobie”. Nie oznacza to jednak, że tematyka duchowa w korespondencji nie pojawia się: „Nie brakuje (…) stronic dotyczących kierownictwa duchowego, rozeznawania osób i duchów, lądowania na terenie modlitwy osobistej lub też wzlotów w sfery mistyczne, albowiem to wszystko mieści się w zasięgu wzroku Autorki i w treści Jej życia”.
Lektura listów św. Teresy od Jezusa poszerza wizerunek świętej o obszary, których zwykle z mistycyzmem nie kojarzymy: sprawy majątkowe, zdrowotne czy konflikty wewnątrz wspólnoty, które domagają się rozwiązania. Dzięki temu łatwiej zrozumieć, że świętość nie jest czymś oderwanym od życia, ale rodzi się właśnie w codzienności – przeżywanej w łączności z Panem. „Wszystko, co wydasz na pocztę, zapisz, aby zapamiętać, żebyś mogła odebrać z czterdziestu dukatów, jakie posłano ci z [klasztoru] św. Józefa w Avili. Uważaj, żebyś nie czyniła czego innego, gdyż nie będzie to grzeczność, ale głupota” – czytamy w liście do m. Marii od św. Józefa w Sewilli. A potem sięgamy do pism mistycznych i natrafiamy na taki oto fragment: „Zobaczyłam w jego ręce długą złotą dzidę, zaś jej koniec pokryty żelazem rozżarzony był do czerwoności. Wydawało mi się, że wkuwał ją co pewien czas w moje serce i że przebijał moje wnętrzności. Gdy poruszał swą dzidą, wydawało mi się, że porusza i moimi wnętrznościami. Pozostawił mnie całą płonącą wielką miłością do Boga. Ból był tak wielki, że aż zaczęłam jęczeć, a słodkość płynąca z jego nadmiaru była tak zaskakującą, że nie chciałam być go pozbawiona”. Fakt, że oba te cytaty wyszły spod pióra tej samej osoby, bardzo jest pocieszający dla nas, uwikłanych w prozę codziennego życia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.