Kanadyjska obrończyni życia nie jest pierwszą ani ostatnią, która trafiła za kraty za obronę nienarodzonych. Kim są jej naśladowcy? Kim byli poprzednicy?
Mary spędziła w więzieniach w sumie około 5 lat. Zawsze za to samo. Za naruszenie „strefy ochronnej” kliniki aborcyjnej, wręczanie róż spotkanym w niej kobietom oraz propozycje rozmowy i pomocy, jeśli rozmówczyni gotowa jest rozważyć rezygnację z aborcji. Czasem udaje się jej ocalić nienarodzone dziecko. Tak było tuż przed ostatnim aresztowaniem. Zanim Mary została zakuta w kajdanki, ocaliła maleńkiego chłopca. Szczęśliwie urodził się ponad dwa miesiące temu. Ceną jego życia było sześć miesięcy spędzonych przez Mary za kratami.
Jesteś tu z powodu aborcji?
Ledwo 12 września sąd w Toronto skazał Mary na dziewięć miesięcy więzienia (i uwolnił po zaliczeniu na poczet kary czasu spędzonego w areszcie), podobne „zbrodnie” popełniły w USA trzy grupy obrońców życia. Policja zatrzymała 10 osób, w tym księdza i zakonnika. Czworo z nich aresztowano w klinice aborcyjnej w Sterling Heights w stanie Michigan. Jak podał serwis LifeSiteNews.com, jednej z nich, Monice Migliorino Miller, udało się krótko porozmawiać z jedną z pacjentek kliniki. Wręczyła jej czerwoną różę z ulotką o treści: „Narodziłaś się, aby kochać i być kochaną... Twoja dobroć jest większa niż trudności Twojej sytuacji. Okoliczności w życiu zmieniają się. Nowe życie, choć małe, przynosi obietnicę niepowtarzalnej radości”. Potem spytała:
– Jesteś tu z powodu aborcji?
– Tak.
– Chcę ci pomóc. Chcę ci pomóc, żebyś nie zabiła swego dziecka – powiedziała Migliorino Miller i spytała rozmówczynię o imię.
– Wyjdź ze mną! Wyjdź stąd ze mną teraz. Pomogę ci. Jeśli potrzebujesz pieniędzy, pomogę ci. Jeśli potrzebujesz pomocy duchowej, pomogę ci. Jeśli po prostu potrzebujesz przyjaciółki, wyjdź ze mną – zaproponowała.
Wtedy zjawił się ktoś z personelu i odciągnął pacjentkę. Był tam też chłopak ciężarnej dziewczyny. – Od początku do końca zachowywał się skrajnie wrogo – relacjonowała Migliorino Miller. Potem zjawiła się policja. Do kliniki weszła jeszcze jedna kobieta, ale szybko wciągnięto ją na zaplecze. – Zostaliśmy w poczekalni, siedzieliśmy na podłodze, śpiewaliśmy pieśni i modliliśmy się do czasu, aż zostaliśmy aresztowani – opowiadała Migliorino Miller. Wraz z trojgiem współtowarzyszy stawiała policji bierny opór. Cała czwórka została jednak wepchnięta do policyjnych samochodów. Zostali zwolnieni, ale czeka ich proces.
Dwoje innych działaczy pro life weszło do kliniki aborcyjnej w Albuquerque w stanie Nowy Meksyk. Wręczali pacjentkom róże, proponowali pomoc. Postanowili jednak w sumieniu nie narażać się na aresztowanie.
Aresztowany ksiądz-dziadek
Niemal w tym samym czasie sześciorgu obrońców życia udało się spędzić półtorej godziny w klinice aborcyjnej w Alexandrii w stanie Wirginia. Potem zostali aresztowani. Wśród zatrzymanych był 65-letni ks. Stephen Imbarrato. Zanim w wieku 53 lat przyjął święcenia kapłańskie, adoptował syna pochodzącego z Kolumbii. Dziś jest już dziadkiem czworga dzieci. Od lat zaangażowany jest w działalność pro life, w tym w pomoc kobietom, które cierpią z powodu syndromu poaborcyjnego (znany także w Polsce program terapeutyczno-rekolekcyjny Winnica Racheli). – Mój udział w tej akcji to przesłanie do ruchu pro life i do moich braci duchownych: nasza odpowiedź na masakrę dzieci nie jest nawet minimalnie proporcjonalna. Myślę, że powinniśmy przejść do bardziej zdecydowanych działań – powiedział LSN ks. Imbarrato.
Drugi aresztowany duchowny nosi swojsko brzmiące nazwisko – Fidelis Moscinski. To członek władz zakonnych dynamicznie rozwijających się franciszkanów odnowy, zwanych popularnie braćmi z Bronksu. Można ich spotkać na muzycznej scenie (Stan Fortuna), a także wśród narkomanów i młodocianych gangsterów. Nie mogło więc ich zabraknąć także tam, gdzie zabijane są nienarodzone dzieci.
Protest to za mało
Chyba najciekawszą postacią wśród zatrzymanych w Alexandrii była Joan Andrews Bell. Działała w ruchu pro life na przełomie lat 80. i 90. Już wtedy siedziała za to w więzieniu. W wieku 43 lat wyszła za mąż. Z mężem Chrisem doczekała się jednego dziecka biologicznego, ale adoptowała też kolejnych sześcioro – czworo z Rosji i jedno z Meksyku. Szóste przysposobione dziecko udało się uratować przed śmiercią dzięki obecności siostry Joan przed jedną z amerykańskich klinik aborcyjnych. – To wspaniali ludzie. Piękni, pokorni chrześcijanie, katolicy – takie świadectwo o Bellach dała „Gościowi Niedzielnemu” sama Mary Wagner. Dodała, że Chris Bell założył w USA sieć domów dla samotnych matek i ich dzieci („Good Counsel Homes”). – Działa ich co najmniej siedem. Nigdy nie odmówiły pomocy żadnej matce, niezależnie od okoliczności – podkreśliła Mary Wagner.
(Ostatnie zdanie, a także wzmiankę o adopcyjnej przeszłości ks. Imbarrato dedykuję tym, którzy oskarżają obrońców życia o to, że nie troszczą się o dzieci już narodzone).
Babunia w kajdankach
Prawdziwą mentorką Mary Wagner była jednak – i wciąż jest – Linda Gibbons. To dla niej Mary przeprowadziła się z Vancouver do Toronto. Linda sama kiedyś dokonała aborcji. Potem jednak nawróciła się do Jezusa i zaczęła działać na rzecz życia nienarodzonych. Po prostu stawała pod klinikami aborcyjnymi z wizerunkiem maleńkiego dziecka z łezką w oku i napisem: „Mamo, dlaczego? Mam do dania tyle miłości”. Kanadyjskie sądownictwo „wyceniło” w sumie jej akcje na około 11 lat więzienia.
Linda ma już blisko 70 lat. Jest prababcią. Ale jeszcze parę lat temu pozwoliła się aresztować pod jedną z klinik. Na YouTubie można zobaczyć, jak rośli policjanci otaczają siwiuteńką babunię w okularach. Odbierają jej plakat i dzielnie zakuwają w kajdanki.
Inspiracją dla Mary Wagner byli z pewnością jej rodzice. Mają 13 dzieci, z których pięcioro to adoptowane osoby niepełnosprawne. Mary opiekowała się rodzeństwem z wielką cierpliwością.
Jedyny polski więzień pro life
Historia zna także jednego Polaka, który został wtrącony do więzienia za obronę najmniejszych, pozbawionych głosu. To paulin, o. Krzysztof Kotnis. To niemal zapomniana już dzisiaj postać. Kilka lat temu w „Gościu Niedzielnym” przypomniał go Przemysław Kucharczak. Ojciec Kotnis przesiedział w jednej celi z kryminalistami pół roku, od czerwca 1966 do stycznia 1967 roku. Za „rozpowszechnianie fałszywych wiadomości, mogących wyrządzić istotną szkodę interesom państwa polskiego”. Poszło o kazanie wygłoszone przez o. Krzysztofa 22 czerwca 1966 r. w parafii św. Stanisława na warszawskim Żoliborzu. Miała się tam zatrzymać kopia obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, która peregrynowała wtedy po Polsce. Jednak obraz został zatrzymany przez komunistów. Czekający na ikonę kościół został obstawiony przez milicję i tajniaków z SB. Ojciec Krzysztof mówił w kazaniu, że obowiązująca wówczas ustawa aborcyjna jest zbrodnicza. Zestawił jej wprowadzenie ze zbrodniami hitlerowskimi. Niestety, dodał do tego zdanie oparte na plotce, jakoby w miejsce dzieci, którym nie dano się urodzić, sprowadzono do Polski 6 tys. Żydów z ZSRR. Tego wieczoru o. Kotnis nie wrócił już do swego klasztoru. Został aresztowany. W mokrej celi ze szczurami przyśnił mu się wtedy najważniejszy w życiu sen. Zobaczył małe dziecko rozcinane piłą. Uznał to za znak. Odtąd w każdym kazaniu wspominał o nienarodzonych.
Swoboda zabijania
W USA na mocy wyroku Sądu Najwyższego z 1973 r. aborcja uważana jest za prawo konstytucyjne. W Kanadzie ustawa zezwalająca na aborcję została obalona przez Sąd Najwyższy w 1988 roku. Paradoksalnie, nie pomogło to sprawie ochrony życia. Wręcz przeciwnie – dramatycznie zaszkodziło. Wobec braku przepisów szczegółowych stosuje się anachroniczną zasadę brytyjskiego prawa precedensowego (common law), wedle której prawo karne (w tym to chroniące życie) stosuje się tylko do osób, które już się urodziły. Oznacza to niemal pełną swobodę zabijania dzieci nienarodzonych. Efekt? Co czwarta Kanadyjka ma na swym koncie co najmniej jedną aborcję.
Każdy katolik ma nie tylko obywatelski, ale także religijny obowiązek przestrzegania prawa. Co jednak, kiedy to prawo jest niesprawiedliwe? Tak bardzo niesprawiedliwe, że kosztuje życie milionów dzieci? W samym USA to już blisko 60 mln dzieci…
Kiedy Mary Wagner siedziała w więzieniu, odwiedził ją jeden z najbliższych współpracowników papieża Franciszka – kard. Oswald Gracias, arcybiskup Bombaju. „Franciszek wielokrotnie mówił o konieczności dawania świadectwa Ewangelii także pośród trudności. Jestem głęboko przekonany, że właśnie to czyni Mary Wagner” – powiedział kard. Gracias po spotkaniu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.