Koniec ze zmianą czasu. Super. Tylko czemu mamy mieć czas wschodnioeuropejski?
Nie lubię tej praktykowanej u nas od lat zmiany czasu. Niby nic takiego. Ostatecznie tylko raz, i to bardzo dawno temu, zdarzyło mi się z tego powodu przesiedzieć dodatkową godzinę w dalekobieżnym pociągu. To przy zmianie czasu z letniego na zimowy. Stanął gdzieś i czekał, żeby jechać zgodnie z rozkładem. Ale nie lubię i dziś. I nawet nie próbuję dociec, czy bardziej mi przeszkadza konieczność zmiany godzin snu czy sam fakt, że w harmonijnych zmianach długości dnia i nocy nagle pojawiają się skoki. Dlatego z radością przyjąłem inicjatywę polityków, byśmy przez cały rok zostawali przy jednym. Tylko dlaczego mielibyśmy przyjąć za podstawę czas letni?
Wiadomo, Polska jest dość szeroka. Rozciąga się mniej więcej od 15 do 24 południka. Gdyby parzyć na zegarek to południe, czyli moment, gdy słońce stoi najwyżej nad horyzontem, we wschodniej Polsce następuje ponad pół godziny wcześniej niż na zachodzie. A czas zimowy to czas 15 południka, przebiegającego przez zachodnią rubież naszego kraju (m.in. Stargard). Czyli teraz zimą w prawie całej Polsce południe mamy już przed południem ;). Tyle że z kolei czas letni to czas 30 południka. Przechodzącego przez okolice Petersburga i Kijowa, ale w żadnym miejscu przez Polskę. Odchylenie „zegarkowego” południa od astronomicznego dla zdecydowanej większości naszego kraju będzie jeszcze większe. Dlaczego mielibyśmy ten właśnie czas przyjmować na stałe?
Żartowaliśmy kiedyś z kolegami podczas górskich wędrówek, że następnego dnia trzeba będzie wstać skoro świt, czyli o 8.30. Obowiązywanie czasu z 30 południka przez cały rok sprawi, że zimą przestanie to być żartem. Nawet ci najpóźniej zaczynający pracę będą wstawali „skoro świt”, a dzieci na ósmą do szkoły to i ciemną nocą. No cóż, pewnie można przywyknąć. Można się też pocieszyć, że za to wieczorem „nocne życie” będzie zaczynało się nieco później, więc będzie więcej czasu na pracę ;) Tylko jest jeszcze jedno....
Zżymamy się, kiedy na zachodzie o naszym regionie mówi się „Europa Wschodnia”. Jak by nie patrzyć, nasz region to zdecydowanie Europa Środkowa. Niezależnie od tego, czy wyznaczymy ten środek w polskiej Suchowoli, słowackiej Kremnicy czy jeszcze gdzie indziej. Czy naprawdę musimy dostarczać Zachodowi jakiegokolwiek, choćby i tak drobnego pretekstu do traktowania nas jako europejskich peryferii, którym tak samo blisko do Berlina i Paryża jak do Moskwy?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.