– Zastanawiamy się ze znajomymi, dlaczego tak się dzieje, co jest takiego w tym Ocyplu. A przyjeżdżają tu ludzie z całej Polski – opowiada Grzegorz.
Szutrowa droga wśród Borów Tucholskich. Sosnowe lasy, zza których miejscami przebija błękit pobliskiego jeziora. Szum wiatru grającego na igliwiu i zapach żywicy. Kilkaset metrów dalej – niewielka tabliczka: „Misyjne Centrum Rekolekcyjno-Formacyjne Księży Werbistów”. Po łące biegają dzieci.
– Tu było kiedyś jezioro – uśmiecha się o. Wiesław Dudar SVD. – Ale to było bardzo dawno temu. Ta niewielka zatoczka wyschła. Pod trawą jest kilka metrów torfu – wyjaśnia.
Dla wielu Ocypel to niezwykłe miejsce. Wracają tu od wielu lat, gdy tylko zakończy się rok szkolny. Bliskość przyrody, wspaniali ludzie i spotkanie z misjami. – Co jest w tym miejscu? Tu jest moja cała młodość – mówi Grzegorz.
Tego jeszcze nikt nie wie
Nie tak dawno Wojtek był uczestnikiem rekolekcji. – Moja przygoda z Ocyplem zaczęła się kilkanaście lat temu. Wcześniej była tu moja siostra. Wróciła do domu i opowiadała o lasach, zabawach i misjach. Że są tam wspaniali ludzie, atmosfera modlitwy, ale i przenikającej młodzieńczej radości. Jak więc nie spróbować, kiedy człowiek słyszy takie słowa? – uśmiecha się Wojtek. Rok później pojechał do Ocypla. Trafił na turnus teatralno-muzyczny.
– Od 2004 r. jeździłem tu regularnie. Czas mijał, lat przybywało. Okazało się w końcu, że jestem za stary, by być uczestnikiem. Ale jak przeżyć kolejne lato bez werbistów? Nie było wyjścia – musiałem zostać opiekunem – śmieje się. Tak zmieniła się jego rola – jest wychowawcą.
Co jest takiego w tym miejscu, że trzeba do niego wracać? – Tego chyba jeszcze nikt nie wie… Każdego tutaj ciągnie, każdy wraca, kiedy tylko może. Zdarza się, że przyjeżdżam tu w ciągu roku, kiedy jest pusto, spokojnie. Spaceruję, chcę po prostu zobaczyć to miejsce. Pooddychać tym powietrzem. Posiedzieć na pomoście i popatrzeć w taflę wody – opowiada.
Ale nie tylko Ocypel przyciąga. Przyciągają również misje. Kiedy człowiek tak wiele razy mógł spotkać się z misjonarzami, wysłuchać ich niezwykłych opowieści o różnych miejscach na świecie, o tym, jak żyją ludzie, jak wierzą, że trzeba iść „tak daleko”, żeby przynieść dla rodziny wodę, że misje często to jedyne miejsce, gdzie są lekarz, szkoła, internat – to człowiek zakochuje się w tych Bożych herosach, czuje ważność ich powołania.
– Werbiści są niezwykłymi ludźmi. Ich duchowość kształtuje trud, często bezradność, która pozwala na pełne oddanie się Bogu. Tak, ludzka bezradność w wielu trudnych sytuacjach pozwala wchodzić Bogu w ich codzienność. Kiedy wracają do Polski, są już przesiąknięci tym oddaniem, dlatego są niezwykli. Bo my przecież przyjeżdżamy tu ze swoim życiem. I dzielimy się nim, mówiąc, że się pokłóciliśmy z rodzicami, że coś z dziewczyną nie wychodzi, że samochód się zepsuł, że studia, że egzaminy… Oni potrafią wejść w każdy problem i rozjaśnić mroki młodych myśli. Człowiek zakochuje się w tym miejscu, zakochuje się w ludziach, którzy je tworzą – mówi Wojtek.
Od razu lżej
Grzegorz pierwszy raz przyjechał na Wakacje z Misjami, kiedy miał 10 lat. – Już pierwszego dnia dzwoniłem do mamy. „Mamo, zabieraj mnie stąd! Tu będzie codziennie Msza św. Jak tak można? Tu trzeba sprzątać w pokojach. Zabierz mnie stąd!”. Mama odpowiedziała spokojnie: „Poczekaj, spodoba ci się”. Drugiego dnia pięć razy dzwoniłem do mamy. Trzeciego dnia Ocypel pochłonął mnie całkowicie. Przestałem dzwonić. To mama dzwoniła do ośrodka, czy ze mną wszystko w porządku – śmieje się Grzegorz. – Od tego momentu nie wyobrażam sobie lata bez Wakacji z Misjami. Ludzie, przyroda – to sprawia, że tu zapomina się o codziennym świecie. – Ze znajomymi zastanawiamy się, dlaczego tak się dzieje. A przyjeżdżają tu ludzie z całej Polski. I zadajemy sobie pytanie: „Co jest takiego w tym Ocyplu?”.
Na to składa się kilka czynników. Miejsce, które jest prześliczne, z dala od zgiełku cywilizacji. Ludzie, którzy je tworzą. Werbiści i klerycy, którzy przyjeżdżają tu z wielu seminariów – z Ełku, Gdańska, Pelplina, Wrocławia, Pieniężna czy Olsztyna. Ale przede wszystkim sama obecność Boga, którego tutaj jak nigdzie indziej po prostu czuję, widzę, jak działa wśród najmłodszych i młodzieży. Dziś świat odchodzi od wiary, od chrześcijaństwa, oddala się od Boga. A tutaj wszyscy chętnie przyjeżdżają, często – jak ja – przez kilka, kilkanaście lat – opowiada.
Dziś, podobnie jak Wojtek, jest opiekunem. Pełen radości, Bożej energii. Kiedy zapada wieczór i słońce zachodzi nad jeziorem, lubi usiąść na pomoście albo wśród krępych sosen, i wspominać czas wcześniejszych rekolekcji. – Wiele wspomnień, wiele… Pamiętam mecz „uczestnicy kontra opiekunowie”. Strzeliłem wtedy bramkę lewą nogą, w samo okienko. Szał. Dziewczyny wiwatowały. My się cieszyliśmy, bo pierwszy raz udało nam się wygrać z opiekunami. Takie rzeczy się pamięta… Także różne miłości – mówi. – Tyle wspomnień. Kiedy jest mi smutno, źle, zawaliłem egzamin, jestem zły na cały świat, wówczas siadam, uciekam myślami w to miejsce, mówię sobie, że w wakacje tu przyjadę. I na sercu od razu lżej – wyznaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).