Wiara w objęciach niewiary

Gdy ludzie pytają dziś, czy mamy z muzułmanami tego samego Boga, odpowiadam: nie tylko z muzułmanami, lecz także z ateistami, z motylami i z górami. Gdyby Bóg był tylko „naszym” Bogiem, byłby bogiem plemiennym z ograniczonymi kompetencjami, a nie Stwórcą nieba i ziemi.

Reklama

Winfried Nonhoff: W obu ojca biografiach istotną rolę odgrywa spotkanie i konfrontacja z Carlem Gustavem Jungiem, ojcem psychologii głębi. W jakim stopniu odkrycia psychologii głębi mogą ukształtować w nas wyzwalające spojrzenie na wiarę, ateizm i religię?

Anselm Grün: Psychologia głębi Junga pomogła mi zaufać symbolom chrześcijańskim. Jung jest przekonany, że w każdej duszy ukryte są archetypiczne obrazy. I obrazy te są otwarte na Boga. Jung mówi o mądrości duszy, która wie, że jest w niej obecny Bóg. Dlatego z psychologicznego punktu widzenia warto zaufać mądrości duszy. Oczywiście można powiedzieć, że to jedynie trik naszej psychiki, starającej się w ten sposób nadać sens naszemu życiu w świecie. Psychologia głębi nie jest w stanie dowieść istnienia Boga. Ale obraz Boga jest wyryty głęboko w naszej duszy. Jako człowiek rozumny mogę ufać, że obrazom tym odpowiada pewna rzeczywistość, nawet jeśli nie mogę jej ująć ani opisać. Jung mówi też o nawracających wciąż fazach śmierci Boga i Jego znikania, po których następują zawsze nowe próby odnalezienia Go.

Tomáš Halík: Dla mnie odkrycie głębokiego wymiaru ludzkiej psychiki było też odpowiedzią na pytanie, dlaczego niektórzy „niewierzący” są mi bliżsi niż niektórzy „wierzący”. Są ludzie, którzy w głębi swojej duszy są otwarci na Boga; są na Niego otwarci nieświadomością, sercem, nawet jeśli z jakiegoś powodu w ich racjonalnym życiu (w świadomości) dominują argumenty przeciwko wierze. Są też i tacy, których świadomość oraz usta pełne są Boga, którzy powtarzają wciąż: „Panie, Panie”, choć ich serce jest od Niego daleko. Poza tym sformułowana przez Junga teoria „przedpołudnia” i „popołudnia” życia zainspirowała mnie do pewnej określonej interpretacji historii chrześcijaństwa — zdradzę tu tylko, że zagadnieniu temu poświęcona będzie książka Popołudnie chrześcijaństwa, nad którą właśnie pracuję.

Winfried Nonhoff: Nie jest przecież tak, że wiara raz na zawsze usuwa czy wyklucza wszystkie wątpliwości, mrok i kryzysy egzystencjalne. Stany te nie są wam obce. W jaki sposób oraz dlaczego zwątpienie i wiara, sceptycyzm i zaufanie są częścią naszego życia? Jak trwać w nadziei mimo bólu? Jak wiara staje się w mroku źródłem pocieszenia?

Tomáš Halík: Im głębiej człowiek wrasta w tajemnicę, którą nazywamy Bogiem, tym głębiej rozumie słowa psalmu: „Obłok i ciemność wokoło Niego” (Ps 97, 2). Dojrzała wiara musi mieć cierpliwość, by wytrzymać otwarte pytania i oścień zwątpienia. Na szczęście Biblia zawiera wiele tekstów — odnajdujemy je w Psalmach, w Księdze Hioba czy Koheleta — które użyczają słów naszym modlitwom także wtedy, gdy nasze gardła i serca są wyschnięte. Słońce to chowa się za chmury lub za horyzont, to się zza niego wyłania, i podobnie jest też ze światłem pewności religijnej.

Anselm Grün: Właśnie dlatego zwątpienie jest nieodłączne od wiary. Zwątpienie strzeże wiary przed spoczęciem na laurach tego czy innego systemu wierzeń. Wątpliwości zmuszają wiarę do nieustannych prób odpowiedzi na pytanie, co to znaczy naprawdę wierzyć w Boga, w życie wieczne. Co mam na myśli, gdy mówię o Bogu? Zwątpienie jest ościeniem, który wciąż na nowo oczyszcza moją wiarę z projekcji i z własnych wyobrażeń. Kiedy cierpię, gdy moje życie sprawia mi ból, gdy ból jest uporczywy i gdy ogarnia mnie ciemność, wiara nie jest tanim trikiem, dzięki któremu mogę nie brać tego wszystkiego poważnie. Jest natomiast jak szczelina, przez którą w moje zwątpienie, w mój mrok może się wedrzeć nadzieja. Wiara w ciemności nie jest pewnością, lecz nadzieją, której się mogę trzymać. List do Hebrajczyków definiuje wiarę następująco: „Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy” (Hbr 11, 1). W ciemności wiara daje zatem wytchnienie, którym jest moja nadzieja.

Winfried Nonhoff: Czy nie trzeba mieć wiele szczęścia, by trafić na rzeczywiście pytających i wojujących ateistów? Czy w naszym społeczeństwie nie przeważa raczej postawa obojętności, sytego braku zainteresowania? Jak je obudzić, jak dokonać zbawiennej prowokacji? Czy wiarę w Boga da się wyartykułować jako życiową prowokację, która jest człowiekowi niezbędna?

Tomáš Halík: Tak, spotkanie z kimś, kto z autentyczną pasją zmaga się z Bogiem, może być źródłem radości, gdyż tacy ludzie są często bliżsi Bogu niż konwencjonalni wierzący i konwencjonalni ateiści. Biblia uczy nas, że Bóg kocha tych, którzy z Nim walczą. Wobec ludzkiej mieszaniny miłości z nienawiścią, widocznej na przykład u Nietzschego, nie powinniśmy zrażać się ujadaniem nienawiści, gdyż szczekające psy strzegą często skarbu miłości, nawet jeśli jest to miłość zraniona. Czegoś podobnego nie znajduję jednak w aroganckiej pewności siebie nowego wojującego ateizmu, stanowiącego w jakiejś mierze zbanalizowaną wersję dawnego ateizmu naukowego, który po religii starych dobrych czasów (good old time religion) odziedziczył naiwność i nieokrzesanie, z jakim jego wyznawcy zabierali się do monopolizowania prawdy.

Podobnie trudno jest mi prowadzić dialog z apateistami, z ludźmi, którzy nie zawracają sobie głowy Bogiem na tyle, by chcieć Go negować. Tak, wiara musi być dziś prowokacją, która skłania do głębszego zastanowienia i dodaje odwagi do zadawania trudnych pytań. Sam Bóg przychodzi do nas często raczej w postaci pytania niż uspokajającej odpowiedzi. Jedna z para doksalnych zalet dzisiejszych dramatycznych i pod wieloma względami tragicznych czasów polega na tym, że niosą one ze sobą wstrząsające przeżycia, wobec których tylko ludzie cyniczni potrafią spać spokojnie, nie stawiając pytań o sens.

Anselm Grün: Także i mnie dobrze rozmawia się z ateistami, którzy zadają pytania i zmagają się z Bogiem. Ich pytania są również moimi pytaniami, chociaż inaczej na nie odpowiadamy. O tym jednak możemy rozmawiać. Patrząc na wojujących ateistów, czuję, że dotyka ich i porusza pytanie o Boga; inaczej nie reagowaliby tak agresywnie. Doświadczam powagi ich argumentów. Także i ja mam problemy z sytą obojętnością. Czuję wówczas, że moje słowa o Bogu odbijają się od moich rozmówców jak od ściany, że nie stawiają sobie oni żadnych pytań o własne życie. Rozumiem wtedy, dlaczego dawni kaznodzieje tak chętnie mówili o piekle oczekującym słuchaczy. Mieli nadzieję, że w ten sposób przebiją się przez mur obojętności. Dziś jednak takie metody już nie skutkują. Obojętnym zaproponowałbym raczej wspólne spędzenie dwóch dni w ciszy. A potem moglibyśmy porozmawiać. Cisza konfrontuje człowieka z prawdą o sobie samym. Wówczas staje się możliwa rozmowa o tym, co istotne.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama