Kocia łapa, białe małżeństwo, a na końcu... sakrament.
Jego historia
To Renata zaproponowała Markowi spotkanie. Znali się tylko z widzenia. – Umówiliśmy się, zaczęliśmy się spotykać. A zaczęło się... słabo, bo od fascynacji fizycznej – opowiada swoją historię Marek. – Pragnienie Boga zawsze we mnie było. Ale nie robiłem z tym pragnieniem nic szczególnego. Życie na kocią łapę gryzło i było sprzeczne z sumieniem, a mimo to... tak żyliśmy. W jakiś też sposób, znając opowieść Renaty o księdzu, który strasznie potraktował ją w konfesjonale, czułem się z nią solidarny: obrażony na księży.
Więc nawet gdy jeden z paulinów próbował pomóc sytuację Marka i Renaty wyjaśnić, a może i unormować, po pierwszym spotkaniu na drugie się już nie zdecydowali... Mimo uczucia ich relacje coraz bardziej się psuły. – Zacząłem szukać wrażeń poza związkiem. Było to mocno destrukcyjne. W końcu wyszło na jaw i rozstaliśmy się... Wpakowałem ciuchy do worków na śmieci i pojechałem do Warszawy.
Znajomi znaleźli mu mieszkanie ze... współlokatorką. Marek przyjechał, wszedł i od progu został zasypany kilkugodzinną opowieścią. – Opowiadała mi przez kilka godzin historię swojego nawrócenia. O tym, że w zasadzie była wróżką, wróżyła z kart tarota i tak głęboko w to zabrnęła, że słyszała ludzkie myśli. Potem nawróciła się i jest teraz szczęśliwym, spełnionym człowiekiem.
Marek, tak po prostu, uwierzył jej. – Chyba pierwszy raz w życiu poczułem, że Bóg to nie jakaś metafora, ale On żyje i działa. I to był znaczny przełom.
Sąsiadka gaduła powiedziała mu też o dominikanach na Służewie, o Mszach św. z modlitwą o uzdrowienie. – Potraktowałem to trochę jako sensację: popatrzę na dziwy – z uśmiechem opowiada dziś Marek. – Pojechałem jednak, choć trochę zły na siebie, że zimą, w środku tygodnia, znalazłem się w kościele. Pocieszał mnie tylko widok młodych ludzi – jeśli byli tam młodzi, to chyba cała impreza nie była dla „moherów”?
Marek znalazł się przy ołtarzu. Ukląkł i jak wszyscy podniósł ręce do góry. Jak wszyscy zaczął wzywać Ducha Świętego. – Czułem złość, że taki frajer jestem. Nawet chciałem wyjść, ale popatrzyłem za siebie: było morze ludzi. Wstydziłem się przeciskać między nimi i zostałem. Choć bez przekonania, włączyłem się w modlitwę.
Ale kolejny poranek był już inny. – Poczułem głód Pisma Świętego. Ja, który nigdy nie czytałem Biblii. I skończył się, tak po prostu, mój problem z pornografią...
Bóg błogosławił. – Chodziłem do kościoła coraz częściej i częściej. Znów zacząłem się spotykać z Renatą, a po pewnym czasie postanowiliśmy do siebie wrócić. I... znów zamieszkaliśmy razem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.