O pokoleniu gimnazjalistów i docieraniu do nich z Ewangelią opowiada ks. Wojciech Iwanecki.
Czyli czujesz się jak Neo z „Matrixa”. Wchodzisz w wirtualny świat, by ich z tego wyciągać.
Można to tak określić. My nie musimy być atrakcyjni jak gracz w CS-a, powinniśmy się odwoływać raczej do tego, co w nich jest. Czyli do potrzeby sensu, rozumienia. To jest nasza szansa, że damy im, a raczej Bóg im da, zrozumienie. Strumień (czyli stream, à propos gier) informacji, który przez nich przepływa, jest nie do przerobienia. Oni się w tym gubią emocjonalnie, życiowo, intelektualnie. Jeśli nie będzie czegoś, co ich spoi, to osiągną nirwanę przez Facebooka. Tak się rozproszą, rozpuszczą w tym świecie, że nie będą w ogóle żyć swoim życiem. Są osoby, które już teraz to boli, że nie mają swoich poglądów, hobby, zainteresowań, że ten cały świat zastępczy jest ich jedynym światem. Jeśli się tym zmęczą, to będą szukały sensu, spoiwa. To jest chyba dobre określenie: spoiwa, czyli czegoś, co ich zbierze do kupy w jedność. Widzę w tym naszą rolę, żeby im to ukazywać. Ostatnio na lekcji w szóstej klasie podstawówki odpaliłem taką prezentację „Kim jest człowiek”. Mówiłem o sensie życia, o jego celu, i byli całą lekcję cicho, a to się rzadko zdarza. Oczywiście będą ludzie, którym ten wirtualny świat wystarczy.
„Matrix” dobrze to pokazuje, że ten realny świat jest trudniejszy…
Bywa smutny, trzeba w nim walczyć, starać się, być wytrwałym, wymagać od siebie. Dlatego zawsze będą takie osoby, które wolą pozostać w matriksie. Ale jeśli będziemy znakiem sprzeciwu, czyli będziemy ich przekonywali, że istnieje prawdziwy świat realnych ludzi, wartości, wrażliwości na Boga, to będziemy lampą, która oświeca, albo czymś, co ich uwiera.
Akcentujesz potrzebę sensu bardziej niż miłości.
Dla mnie to jest jakoś tożsame.
W sensie teologicznym tak, ale mnie chodzi o potrzebę miłości. Internet daje tylko jakieś namiastki kontaktu, bliskości. Już nie mówiąc o pornografii. Jak to widzisz?
Zdarza się, że uczniowie w szkołach otwarcie rozmawiają o pornografii, mają swój ranking filmów, wymieniają się tą wiedzą. Nie ma już dziś tematów tabu, nikogo to nie razi, nikt się nie wstydzi. Grzech przestał być obrzydliwy. Na pewno pornografia bardzo ich zubaża. Są takie filmiki z parodiami zachowań gimnazjalistów, dresów, uczniów. Momentami bywają wulgarne, ale niektóre są inteligentne. Dobrze pokazują, jak oni się nawzajem traktują. Chłopak mówi do dziewczyny „ty świnio” i traktuje ją dosłownie jak kawał mięcha do zjedzenia. Takich dosadnych metafor jest mnóstwo. Wulgarność, prymitywizm są postępujące. To wpływ pornografii na pewno, choć pewnie są też inne przyczyny. Ale w człowieku budzi się też pewna kontra. Nikt nie chce być traktowany jak mięcho czy ciacho, więc szuka akceptacji, miłości. Każdy, kto pracuje z młodymi ludźmi, widzi, że jeśli pokaże im się choć trochę autentycznego zainteresowania, normalnej życzliwości, reakcja jest taka, jakby przynieść głodnym ludziom kromkę chleba.
Obawiam się, że Kościół nie zdaje sobie sprawy ze skali spustoszenia.
Trudno mi to ocenić. Młodzi mają poczucie, że sami wybierają, ale nie czują, że to jest złudzenie. Oni kupują model życia, myślenia, który jest im narzucany. Na YouTubie jest system subskrypcji, ludzie regularnie oglądają dany kanał. Ale przecież to jest im podsuwane, sugerowane, sterowane. To jest modne, to ma dużo wyświetleń, więc to się ogląda. Wchodząc w to, ludzie przyjmują mnóstwo schematycznych zachowań i wzorców. Gdy kogoś nie stać na firmowe trampki za 300 zł albo nie ma konsoli czy nowego telefonu, ale jakiś stary badziew, to klasa się z niego śmieje, nie ma kolegów. Kiedyś zapytałem: „A co myślicie o mundurkach szkolnych?”. „Do bani, bez sensu”. No dobra, a ile osób ma tu airmaxy z Nike…?
Co ma?
Takie modne buty. 15 osób się zgłasza. Ile osób ma superstary z Adidasa? 10 osób się zgłasza. Ile ma iPhone’a? Kilkanaście, ja też. I co, nie widzicie, że jesteśmy wszyscy ubrani w mundurki?
Co oni na to?
Nie przyjęli tego. Ale tak to jest. To jest narzucony zespół trendów. I nie mówię tylko o ciuchach czy sprzęcie. To samo dotyczy tego, co wkłada się do głów.
Czy widzisz taką reakcję obronną w tęsknocie za tradycją, przejawiającą się np. w szukaniu Mszy po łacinie?
Myślę, że jest coś takiego. Moje pokolenie i młodsi szukają tradycji. Nam się przejadły te wszystkie charyzmatyczno-wspólnotowo-poprotestanckie propozycje duszpasterskie. Oczywiście niektóre z nich były udane, ale niektóre katastrofalne. Co ciekawe, właśnie w internecie jest mnóstwo stron i grup tradycjonalistów. Oczywiście nie brak oszołomów, ale jest sporo ciekawych miejsc, stron i ludzi, którzy są pasjonatami łaciny i szeroko rozumianej katolickiej tradycji. Są młodzi, są mobilni i świetnie te tradycje znają. Z tymi ludźmi też trzeba rozmawiać, żeby nie byli gdzieś na marginesie Kościoła. Osoby szukające nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego mają takie samo prawo do bycia w Kościele jak zwolennicy modlitwy charyzmatycznej.
Opowiedz o małych zwycięstwach.
Wyjazd po bierzmowaniu dla chętnych. Około 30 osób. Piątek, kolacja. Mówię: „Pomodlimy się przed posiłkiem”. Jeden chłopak na to: „Ooo ja cię, będziemy się modlić jak na filmach. Trzeba sobie podać ręce?”. „Nie, nie trzeba, katolicy modlą się przed jedzeniem”. „Ale fajnie”. Potem Msza w sobotę i zdziwienie: „W sobotę też?”. „No dobra, jakoś to przeżyjemy”. (śmiech) To jest ewangelizacja. Po pierwszym roku mojego uczenia w liceum przychodzi dziewczyna z kwiatkiem i mi dziękuje, że zmieniłem jej życie. A ja nawet nie pamiętałem jej imienia. W pierwszym roku ciągle towarzyszyło mi poczucie porażki na katechezie. Mam urodziny, jest Msza, gimbusy siedzą w pierwszych rzędach. Przyszli tak po prostu.
Czyli jest nadzieja dla młodych i nadzieja, że Kościół ich nie straci?
Jest… Póki my żyjemy… jest.
Ks. Wojciech Iwanecki - rocznik 1987, święcenia kapłańskie przyjął w 2012 roku, duszpasterz, katecheta, pracował 3 lata w Mikołowie, obecnie drugi rok w osiedlowej parafii w Katowicach-Giszowcu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).