- Jesteśmy na krawędzi pełzającego kryzysu i zaczynamy wierzyć w to, co już zrobiliśmy. W zatwierdzone normy i zasady postępowania, które zostały przygotowane, opublikowane i są wdrażane. Jednak wciąż myślimy, że skala zjawiska jest w nas na pewno mniejsza niż gdzie indziej - mówi o. Adam Żak w wywiadzie dla KAI.
Tomasz Królak, Marcin Przeciszewski (KAI): Jak Ojciec ocenia sytuację po publikacji przez Gazetę Wyborczą reportażu nt. pedofila, księdza Romana z Puszczykowa, reportażu, który - jak się okazuje - jest zasadniczo prawdziwy i pokazuje przypadek lekceważenia rygorystycznych norm kościelnych w zakresie przestępstw pedofilii?
O. Adam Żak SJ: Moja reakcja, tak jak i innych osób, które cechuje wrażliwość moralna i ludzka, jest przede wszystkim współczuciem wobec ofiary. Zupełnie natomiast nie rozumiem, że – jak się wydaje – władze zgromadzenia księży chrystusowców nie rozpoczęły na czas postępowania kościelnego, ani nie podjęły wiążącej decyzji, mimo że od udowodnionego przestępstwa, do którego zresztą sprawca się przyznał, upłynęło tak dużo czasu. Jak to możliwe, że zakon - mimo upływu ośmiu lat - nie podjął odpowiednich kroków i to zarówno wobec sprawcy, jak w zakresie zainteresowania losem ofiary. Jeśli informacje zawarte w reportażu są prawdziwe, nie zadbano o pomoc dla niej i o zadośćuczynienie ze strony winnego kapłana. W sposób ewidentny widać tu słabe punkty struktur zakonu, który zobowiązany jest reagować zupełnie inaczej.
Jak mogło dojść do takiej sytuacji, skoro obowiązują w Kościele w Polsce normy prawne zarówno Stolicy Apostolskiej, jak i Konferencji Episkopatu, nakazujące działać w określony, rygorystyczny sposób, zgodnie z hasłem: „Zero tolerancji dla pedofilii”?
- Po pierwsze sami księża chrystusowcy winni wyjaśnić, jak doszło do takiego stanu, czyli – krótko mówiąc - powiedzieć prawdę. Wyjaśnić czy były jakieś obiektywne czynniki, a jeśli były zaniedbania, to przyznać się do tego. Klucz do zrozumienia problemu jest u chrystusowców, oni wiedzą co się wydarzyło i dlaczego coś się też nie wydarzyło z ich strony. Postępowanie kościelne powinno rozpocząć się w momencie wykrycia czynów przestępczych, a najpóźniej po prawomocnym wyroku sądu. A więc co najmniej sześć lat temu!
Czyli gdyby nie publikacja w mediach....
- To sprawa by szła takim torem jakim szła, czyli niewiele, albo nic by się nie działo.
Czy ta sytuacja nie pokazuje, że to otaczający świat i media uczą nas, jak sami powinniśmy postępować?
- Pan Bóg w wielu momentach historii posługiwał się poganami, aby oczyszczać swój lud. W Piśmie Świętym znajdujemy słowa, że jeśli nie my, to "kamienie wołać będą".
Wyjaśnijmy więc, jak w takim przypadku powinny działać struktury kościelne: krok po kroku.
- Kiedy przestępstwo wykorzystania seksualnego z osobą małoletnią okazuje się prawdopodobne, to wówczas biskup (jeśli chodzi o księdza diecezjalnego) bądź przełożony zakonny (jeśli chodzi o zakonnika) powinien natychmiast poinformować Stolicę Apostolską, a konkretnie Kongregację Nauki Wiary - aby sprawie nadano bieg i konkretny numer. Pierwszym etapem postępowania kanonicznego jest dochodzenie wstępne, prowadzone na szczeblu diecezji bądź zakonu. Celem dochodzenia wstępnego jest właśnie ustalenie czy dane przestępstwo jest lub nie jest prawdopodobne. Od ustalenia prawdopodobieństwa dalsze postępowanie toczy się pod kontrolą Stolicy Apostolskiej. Dlatego pod kontrolą, aby zapewnić skuteczność dalszego postępowania. Natomiast w sytuacji, kiedy toczy się równolegle postępowanie przed państwowym wymiarem sprawiedliwości: w prokuraturze, a następnie w sądzie, postępowanie kościelne zasadniczo ulega zawieszeniu. Chodzi o to, by uniknąć przesłuchiwania świadków w dwóch równoległych instancjach – kościelnej i państwowej – a przez to podejrzenia o manipulowanie dowodami.
Czyli na czas postępowania karnego zawiesza się postępowanie kanoniczne. A w jakim momencie się je odwiesza?
- Wówczas, kiedy istnieje możliwość przesłuchiwania świadków, bądź kiedy można uzyskać dostęp do akt sądowych. Jak pokazuje praktyka, jest to możliwe już w trakcie postępowania przed sądem. Przełożeni księdza mogą mieć dostęp do akt, np. poprzez ustanowienie pełnomocnika, wykazując interes prawny, jaki ma dana jednostka kościelna. Strona kościelna może wówczas zapoznać się z dowodami, jakie zebrał sąd i wykorzystać je we własnym postępowaniu. Natomiast oczywiste jest, że gdy w sądzie państwowym zapada prawomocny wyrok, co oznacza, że wina została udowodniona, postępowanie kościelne powinno toczyć się dalej we współdziałaniu ze Stolicą Apostolską. Co więcej, "Wytyczne" w punkcie 15. stanowią, że przełożony kościelny ma obowiązek zapoznania się z rozstrzygnięciami organów państwowych i uwzględnienia ich w swoich decyzjach.
A jakie kary przewiduje Kościół wobec kapłanów dopuszczających się takich przestępstw?
- Najpoważniejszą karą jest wydalenie ze stanu duchownego. Z danych, jakie Stolica Apostolska opublikowała parę lat temu za lata 2004 - 2014, wynika, że Kongregacja Nauki Wiary otrzymała w tym czasie 3420 zgłoszeń z całego świata, z czego wydaleniem ze stanu kapłańskiego, czyli najcięższą karą ukarano 848 duchownych, a 2 572 kapłanów obłożono innymi karami kościelnymi. Mogła to być kara zawieszenia w posłudze kapłańskiej na pewną ilość lat, ograniczenia posługi, zakazu kontaktów z dziećmi i młodzieżą, itp. Kościół nie posiada środków przymusu, a kary kościelne zmierzają do "uzdrowienia" sprawcy, do tego, aby się nawrócił. Muszą one być też proporcjonalne do czynów, gdyż nie wszystkie mają jednakową wagę bądź kwalifikację.
A co powinno się dziać z takim kapłanem, jak opisywany ks. Roman, który odbył już karę więzienia nałożoną nań przez wymiar sprawiedliwości?
- Jeśli nie został on wydalony już wcześniej ze stanu duchownego, to po odbyciu kary nałożonej przez sąd, przełożeni kościelni winni zastosować wobec niego odpowiednie środki zapobiegawcze. Takie, które zapewnią ochronę potencjalnych innych ofiar. Sposób życia danego kapłana winien być zatem ściśle kontrolowany przez jego przełożonych. Tym bardziej, kiedy wiedzą oni - a wynika to z opinii biegłych - że człowiek ten nie kontroluje swoich zachowań. W przypadku księdza Romana należało mu nie tylko zakazać jakichkolwiek niekontrolowanych kontaktów ze światem zewnętrznym, ale zabronić opuszczania klasztoru bez kogoś, kto by mu stale towarzyszył. Równocześnie należało mu uniemożliwić dostęp do internetu, gdyż stwarza to możliwość kontaktowania się, wyławiania kolejnych ofiar. Obowiązywać winna zasada ograniczonego zaufania, zwłaszcza wobec sprawców preferencyjnych, czyli takich, którzy nie potrafią kontrolować swoich impulsów.
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.