– Twoje życie będzie na krzyżu, czuwaj, byś z niego nie schodziła, bo nieprzyjaciel zastawia wojsko – usłyszała s. Wanda Boniszewska w jednej ze swoich wizji.
To był nietypowy zakon. Z zewnątrz mógł wyglądać jak zwyczajna grupa kobiet wykonujących najprostsze czynności w domu: pranie, gotowanie, sprzątanie. Siostry nie nosiły habitów, a ich charyzmatem stało się niesienie pomocy kapłanom, których nazywały „aniołami nieba”. Miały ich wspierać w codziennej pracy apostolskiej, towarzyszyć duchowo w każdej posłudze, zawsze być w pobliżu. To właśnie w tak niepozornym Zgromadzeniu Sióstr od Aniołów znalazła się s. Wanda Boniszewska, której pełna mistycznych przeżyć, objawień i męczeństwa historia została nagłośniona w 2008 r. przez spektakl Teatru Telewizji „Stygmatyczka”. Jego akcja rozpoczyna się w nielegalnym domu zakonnym w majątku Dolińskich w Pryciunach pod Wilnem.
Zwykły budynek złożony z kilku izb, żadnych wygód, żadnych zabezpieczeń: murów czy bram. W takich warunkach ukrywa się jezuita o. Antoni Ząbek, oskarżony przez Sowietów o przynależność do agentury Watykanu i antyradziecką działalność. Zanim zostanie odnaleziony i skazany na 25 lat łagru, zdąży przekazać s. Wandzie dzienniki, które podarował mu w Łuczaju ks. Czesław Barwicki – spowiednik i ojciec duchowy zakonnicy. Wielokrotnie przepisywane i z trudem kontynuowane przez mistyczkę aż do 1980 r., przetrwały do dzisiaj. Znajduje się w nich zapis 59 lat jej życia mistycznego, w którym ciemność i cierpienie przeplatały się z doświadczeniem miłości Boga. Wanda poza czasem „konania” (otwierania się stygmatów, któremu towarzyszył ogromny ból fizyczny) i prześladowań przez demony, przeżywała także ekstazy, w których jednoczyła się z Chrystusem.
Biedny Bozia
Wanda urodziła się w 1907 r. w majątku Kamionka, kilka kilometrów od Nowogródka. Wywodziła się z rodziny szlacheckiej, ale w związku z tym, że po powstaniu styczniowym jej ojca pozbawiono majątku, w dokumentach wpisano jej pochodzenie chłopskie. Miała dziesięcioro rodzeństwa. Wychowywana w wierze katolickiej, od najmłodszych lat miała w sobie pragnienie Boga. W swoich zapiskach z pierwszego okresu życia wspomina, jak rodzice zabrali ją kiedyś na Mszę św., podczas której jej uwagę zwróciło tabernakulum. Zastanawiała się, jak to możliwe, że Jezus, Król świata, jest zamknięty w tej niewielkiej szafce. To była jej pierwsza refleksja duchowa: „Całą moją modlitwą było powtarzanie: »Biedny Bozia, zamknięty, jak tam smutno musi być!«”. Mając w pamięci to doświadczenie, Wanda przez całe swoje dorosłe życie nazywała Chrystusa „Więźniem Miłości”.
W 1918 r. przyjęła Pierwszą Komunię Świętą. Ten moment wskazała jako pierwszy, realny kontakt z Jezusem. Równie ważne było bierzmowanie: „Czułam ciche dalsze nawoływanie w duszy do ofiary, do większej miłości bliźnich, wyzbycia się własnych zachcianek: Oddaj się całkowicie mnie”.
Po otrzymaniu darów Ducha Świętego poczuła silne powołanie do życia zakonnego. Kiedy w wieku 15 lat podzieliła się swoimi planami ze spowiednikiem, ten nakazał jej, aby o wszystkim powiedziała rodzicom. Nie zgodzili się na pójście córki do zakonu, ale przez kolejne lata dalej dążyła do celu. W tym czasie zaczęła doświadczać bólów stygmatycznych w miejscach, w których przebito Jezusa gwoździami.
„U nas pozostać nie możesz, gdyż wszystkie siostry z ciebie są niezadowolone”. Te słowa Wanda usłyszała od matki Moniuszko, która w 1925 r. przyjmowała ją do Zgromadzenia Sióstr od Aniołów w Wilnie. Z płaczem i lękiem, a jednocześnie z twardym postanowieniem zostania za wszelką cenę w zakonie, z pokorą przyjęła propozycję udziału w kursach ogrodniczo-gospodarskich. Ten czas wspomina jako niełatwy. Ucząc się ze świeckimi dziewczynami, po zajęciach nie chciała chodzić z nimi na zabawy. Zamiast tego wolała poświęcać się modlitwie. Po raz kolejny spotkała się z odrzuceniem i niezrozumieniem. Już wtedy spełniały się słowa, które później usłyszała od Jezusa w swojej wizji: „Będziesz całe życie za nic miana. Niezrozumiana”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).