Skłonność do zła, która jak obrzydliwa plama przylgnęła do nas, powoduje, że świat jest, jaki jest. I właśnie do takiego świata przychodzi Jezus, by go zmieniać.
Dziś stwierdzenie, że przed nami ostatnia prosta do świąt wydaje się już nie na miejscu. Wigilia tuż-tuż. A dzień wcześniej - 23 grudnia - do amerykańskich kin wchodzi film Martina Scorsese "Milczenie". Jest to opowieść oparta na motywach książki Shusaku Endo pod tym samym tytułem. Fabuła dotyczy wydarzeń z siedemnastowiecznej Japonii i prześladowań chrześcijan. Film, jak film. Różne opinie na jego temat można było przeczytać. Mnie jednak zainteresowało to, co na jego genezy mówił sam reżyser. W jednym z wywiadów opowiadał, że jeden z bohaterów, jezuita, zmaga się z sytuacją "milczenia Boga". Scorsese opowiadał, że był to również jego własny problem.
Tłumaczył, że gdy był młodym człowiekiem i służył do Mszy jako ministrant, nie mógł zrozumieć, że po jej zakończeniu, kiedy wychodził z kościoła, świat dalej żył swoim życiem, nic się w nim nie zmieniało. Nie mógł pogodzić się z tą sytuacją.
Zaryzykuję stwierdzenie, że prawdopodobnie w życiu każdego chrześcijanina pojawia się taka refleksja. Jak to jest, że przychodzi do nas Bóg - czy to w tajemnicy wcielenia, czy w Eucharystii, a świat jaki był, taki jest.
A może by tak spróbować odwrócić to myślenie. Na ten trop naprowadza mnie C.S. Lewis w swojej książce "Chrześcijaństwo po prostu". Lewis tłumaczy (w dużym skrócie rzecz ujmując), że Bóg zdecydował się podjąć wysiłek wcielenia i połączenia swojej Boskiej natury, z naturą ludzką właśnie dlatego, że my ludzie jakoś tak nie jesteśmy chętni do spełnienia pokładanych w nas nadziei. Mówiąc wyjątkowo nieelegancko, na każdym kroku partaczymy sprawę. Zaczęło się od nieposłuszeństwa w raju, a potem... wszystko poszło jak lawina. Mordy, kradzieże, intrygi. Skłonność do zła, która jak obrzydliwa plama przylgnęła do nas, powoduje, że świat jest, jaki jest.
I właśnie do takiego świata przychodzi Jezus: do zbrukanego krwią niewinnych, pełnego terroru, smutku, wojen i agresji. Przychodzi, bo my sami nie jesteśmy w stanie się z tego bagna wygrzebać. Tylko Bóg sam może nas ocalić. On nas przemienia i ratuje od zagłady, w kierunku której sami pędzimy.
Najważniejsze, by się otworzyć na Niego, by Mu zaufać i pozwolić, by w nas działał. On to zrobi. Po to przyszedł i po to dał nam na pokarm swoje Ciało, by leczyło nas i przemieniało już teraz naszą grzeszną naturę w miarę jak je spożywamy. Katechizm uczy, że Jego ciało jest dla nas lekarstwem w naszych słabościach. Korzystajmy zatem z tego lekarstwa, a świat wokół nas będzie się zmieniał. Rzecz w tym, że zmian trzeba spodziewać się najpierw w sobie, potem ewentualnie w najbliższym otoczeniu. W skali globalnej pojawią się one, gdy Pan powtórnie przyjdzie. Zatem Marana Tha, przyjdź Panie Jezu!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Choć ukraińska młodzież częściej uczestniczy w pogrzebach niż weselach swoich rówieśników...
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).