Pośród nędzy, chłodu i cierpienia przygotowują się w tym roku do Bożego Narodzenia mieszkańcy włoskich miejscowości, które zostały zniszczone przez niedawne trzęsienia ziemi.
Przeor benedyktyńskiego klasztoru w Nursji o. Benedetto Nivakoff przypomina o bardzo trudnych warunkach życia tamtejszej ludności. Niektórzy wciąż mieszkają pod namiotami, inni nie mają do czego wracać. A pomimo tego u mieszkańców Nursji nie brak radości, która jest właściwa dla ostatnich dni Adwentu. To nam przypomina, że w chrześcijaństwie każda radość wypływa z cierpienia, a zmartwychwstanie poprzedza krzyż – mówi o. Benedetto Nivakoff.
„My przeżywamy Boże Narodzenie w sposób bardzo symboliczny. Stajenka, którą budowaliśmy i rozwijaliśmy przez ostatnie lata, została zniszczona, bo była umieszczona w wieży kościelnej, która się zawaliła. Ale nawet to nieszczęście stało się bodźcem, który rozbudził u ludzi dużo dobrej woli. Bo ludzie, kiedy się tym dowiedzieli, zaczęli się organizować, by pomóc nam stworzyć nową szopkę. Jest to piękne świadectwo mieszkańców Nursji. Pozostało ich tu niewielu, ale starają się nam pomóc. Gościł też u nas kard. Robert Sarah z Watykanu. I kiedy nas zobaczył, powiedział, że przypomina mu to Betlejem. Odebraliśmy to jako komplement i potwierdzenie, że to jest punkt wyjścia dla odrodzenia naszego klasztoru. Przekonujemy się bowiem, że ubóstwo musi zawsze zajmować centralne miejsce w życiu zakonnym. Po trzęsieniu ziemi przeżywamy nasze ubóstwo w sposób bardziej realny, tym bardziej, że sami doświadczamy solidarności naszych sąsiadów, którzy również niczego nie mają”.
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.