Nie jest żadną zasługą brak okazji. Nie jest żadną zasługą łaska, która nas ochroniła przed złem. To mogłabym być ja...
Ostatnia sobota i niedziela były w Watykanie dniami Jubileuszu Więźniów. W sobotę w kościołach jubileuszowych była możliwość spowiedzi, w niedzielę w Bazylice św. Piotra papież Franciszek odprawił Mszę św. dla więźniów i ich rodzin. Mówił o nadziei. Nadziei na przebaczenie i na nowe życie, które przecież zawsze jest jeszcze do napisania.
Trudno z wielu ważnych myśli wybrać jedną. Zdecyduję się jednak na dwie. Pierwszą jest źródło nadziei. Musimy umocnić korzenie naszej nadziei, aby mogły rodzić owoce. - mówił papież - Jest to po pierwsze, pewność obecności i współczucia Boga, pomimo popełnionego przez nas zła. [...] Tam, gdzie jest człowiek, który popełnił błąd, tam tym jeszcze bardziej obecne jest miłosierdzie Ojca, aby wzbudzić skruchę, przebaczenie, pojednanie, pokój.
Obecność i współczucie Boga pomimo popełnionego grzechu. To ważne. Bóg nie mówi: sam sobie jesteś winien. Nie powtarza: trzeba było nie włazić w grzech. Bóg jest obok, współczuje i podnosi. Opatruje rany i okrywa nagość. Także przed pogardliwym wzrokiem innych.
Zbyt często w bólu, o którym wiemy że jest skutkiem naszych win, uciekamy przed Bogiem spodziewając się słów takich, jakie czasem padają ze strony ludzi. Słów niszczących i pozostawiających w samotności właśnie wtedy, gdy najbardziej potrzeba pomocy. Zbyt często także jesteśmy autorami takich słów: słów, które odbierają nadzieję, słów przywracających nam poczucie sprawiedliwości, ale zabijających człowieka, którego dotyczą. Ważny punkt do refleksji.
I druga, bardzo ważna kwestia. Zadaniem, z którego Kościół nie może zrezygnować, jest rozbudzenie w każdym z was pragnienia prawdziwej wolności. Czasami swoista obłuda popycha, by widzieć w was tylko ludzi, którzy pobłądzili, dla których jedyną drogą jest więzienie. [...]. Wszyscy możemy pobłądzić: wszyscy. W taki czy inny sposób popełniliśmy błąd. A obłuda sprawia, że nie myśli się o możliwości przemiany swojego życia, nie ma wielkiego zaufania do resocjalizacji. Ale w ten sposób zapominamy, że wszyscy jesteśmy grzesznikami i często jesteśmy również więźniami, nie zdając sobie z tego sprawy. Pytanie jest ważne, nie tylko w kontekście więźniów, choć ich dotyczy szczególnie. Wychodzą z więzienia, potrzebują domu (często go stracili, z własnej winy), potrzebują pracy... Czy potrafimy zaufać, dać im szansę? Czy fakt odbycia kary nie będzie jak znamię, odbierające wszelkie szanse i spychające ponownie na drogę przestępstwa? Bo przecież żyć trzeba...
Ale jest jeszcze pytanie bardziej dotykające naszej codzienności, wspólnot w których żyjemy. Człowiek, który powrócił z daleka... Bóg mu przebaczył. Czy potrafi go przyjąć wspólnota? Wyrządził wiele zła, wszyscy wokół widzieli jego upodlenie i dobrze je pamiętają... Może doświadczyli też krzywd... A teraz widzą: odszedł od konfesjonału usprawiedliwiony. Przystępuje do Stołu Pańskiego. Czy stać nas na radość? Na przyjęcie człowieka jak brata, tak samo jak ja obmytego Krwią Chrystusa?
Czy nie jest tak, że doświadcza podejrzliwych spojrzeń i pogardy? Że żąda się od niego "czasu próby", by mógł wejść między "nas - dobrych chrześcijan"? Przecież musi odpokutować...
Nie, nie musi. Bóg mu przebaczył, bez warunków. Dokładnie tak, jak przebaczył nam. Nie jesteśmy ani odrobinę lepsi. Nie jest żadną zasługą brak okazji. Nie jest żadną zasługą łaska, która nas ochroniła przed złem. Chciałbym wam powiedzieć: za każdym razem, gdy wchodzę do więzienia zastanawiam się: „Dlaczego oni, a nie ja?”. - mówi papież. To trudna świadomość. Ale konieczna.
Nie wolno nam zapomnieć, że zostaliśmy odkupieni. Zbyt wielka była tego odkupienia cena.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.