W Wenezueli doszło do niesłychanego aktu agresji.
Metropolita wenezuelskiej Meridy abp Baltazar Porras zdecydowanie potępił akt agresji wobec grupy seminarzystów, którzy w drodze na zajęcia zostali napadnięci i obrabowani. Rozebranych do naga zostawiono ich na ulicy. Zabrano im wszystko, co mieli przy sobie.
Według hierarchy, wszystko wskazuje na to, że za atakiem stały osoby związane z lokalnymi władzami, a nawet „ktoś zajmujący urzędowe stanowisko”. Do zdarzenia doszło w pobliżu miejsca, gdzie miała się odbyć konferencja żony więzionego polityka opozycji. Gdy w Meridzie jest organizowane coś, co wykracza poza wydarzenie oficjalne, pewne grupy ludzi „przejmują kontrolę i robią, co chcą”, zaś „państwowe organy bezpieczeństwa znikają”, tłumaczył abp Porras.
Młodzi seminarzyści, którzy szli na lekcję angielskiego, zostali postawieni pod ścianą, gdzie zapytano ich, czy są zwolennikami władz, czy też opozycji. Gdy powiedzieli, że są klerykami, gniew i agresja napastników jeszcze wzrosły.
Policja nie przyjęła doniesienia o tej napaści, gdyż złożyli ją członkowie opozycyjnej partii Voluntad Popular. Musieli oni pójść w tym celu do miejscowej prefektury. - Tak dalej być nie może - stwierdził abp Porras.
Ciąg dalszy kampanii reżimu prezydenta Daniela Ortegi przeciwko Kościołowi katolickiemu.
- Czy lwy też będą? - pytają przeciwnicy tej wątpliwej atrakcji dla turystów...