Przez trzy wieki zepchnięty był do mroków historii. Zapomniany nawet przez współbraci. Obecnie przyszedł czas jego niesamowicie silnego oddziaływania. Ojciec Stanisław Papczyński to święty na nasze trudne czasy, w których człowiek próbuje zająć miejsce Boga.
Jego historia zadaje kłam panującemu przekonaniu, że by trafić na ołtarze wystarczy założyć zgromadzenie. Ojciec Stanisław powołał do życia pierwszy na ziemiach polskich zakon męski, mianowicie marianów. Miało to miejsce przed trzema wiekami, jednak dopiero teraz zostaje świętym. Trzeba więc czegoś więcej. Zostaje kanonizowany ponieważ właśnie teraz w planie Opatrzności Bożej przyszedł czas jego niesamowicie silnego oddziaływania duchowego, historycznego, moralnego. Co ciekawe oba cuda, które doprowadziły go na ołtarze wydarzyły się całkowicie poza strukturami zgromadzenia i nawet poza obszarem duszpasterskiego działania marianów. - Zostaliśmy o nich zwyczajnie poinformowani, tak jakby ojciec Papczyński stawiając współbraci przed faktem dokonanym chciał o sobie przypomnieć. Jest to kolejny dowód łaski darmo danej. Ten niezwykły wzrost jego duchowego odziaływania nas samych wręcz zaskakuje, także obszar na którym interweniuje. Dostrzegam, że pojawiło się coś takiego, co nazwałbym nowym synostwem. To jego mocne oddziaływanie przynosi też niesamowitą odnowę duchową. Dokonywane przez niego cuda ożywiły samych maranów. Świadectwa otrzymanych łask z którymi przychodzą do nas wierni, bo chcą się dzielić tym, co przeżyli budują też coś nowego w naszej wspólnocie – podkreśla ks. Andrzej Pakuła, przełożony generalny marianów.
Kult polskiego zakonnika rozprzestrzenia się po świecie lotem błyskawicy, ludzie przekazują sobie z ust do ust nowennę za jego wstawiennictwem, a do marianów dopiero docierają echa skuteczności zanoszonych modlitw. Co więcej ojciec Papczyński dotarł do tych zakątków globów, gdzie wciąż nie ma jego współbraci. Ludzie, którzy w swoim życiu doświadczyli jego skuteczności polecają go innym. A że nowy polski święty jest niezwykle pracowity, dzieje się wiele.
Życiodajna modlitwa
Najbardziej spektakularny cud za życia ojca Stanisława dotyczy wskrzeszenia córki niechętnej marianom właścicielki majątku. Cudem, który otworzył mu drogę na ołtarze było wskrzeszenie dziecka w łonie matki. Zresztą wydarzenie miało miejsce w Ełku. A potem worek łask się rozwiązał. Ludzie zaczęli go przyzywać jako patrona życia, prosić o pomoc w trudnej ciąży i wyjednywać długo oczekiwane potomstwo. Młoda farmaceutka z Brazylii opisała, że u dziecka w jej łonie stwierdzono wodobrzusze, a potem jeszcze jakieś ubytki w sercu. Lekarz poradził jej by usunąć ciążę, bo nawet jeśli dziecko się urodzi, szybko umrze. Ona i jej mąż wybrali jednak życie. Od jednego z marianów dostali wówczas relikwię ojca Papczyńskiego, którą był kawałek materiału otarty o jego grób. I zaczęli się modlić wzywając wstawiennictwa polskiego marianina. Kobieta twierdzi, że dzięki tej modlitwie dziecko urodziło się zdrowe. Skonsultowała się w kilku ośrodkach i wszyscy stwierdzili, że to co się wydarzyło jest niewytłumaczalne.
- Cuda zdarzają się codziennie. Wystarczy złożyć całą ufność w Bogu – mówią szczęśliwi rodzice Aileen i Erica. Mieszkają na Filipinach. Przez osiem lat bezskutecznie starali się o potomstwo. Potem przypadkowo wpadła im w ręce nowenna za przyczyną ojca Stanisława, zaczęli ją odmawiać i stał się cud. Tyle że w tym czasie kobieta przyjęła serię mocnych szczepionek i jak stwierdził lekarz miały one straszne skutki uboczne. Dziecko mogło się urodzić nieme, głuche, upośledzone umysłowo lub co najmniej z niewydolnością serca. Ponieważ na Filipinach aborcja jest nielegalna lekarz skierował małżonków do najbliższych klinik w Singapurze i Malezji. Po tym wyroku przyszli do prowadzonego przez marianów sanktuarium Bożego Miłosierdzia w El Salvador (będącego wotum wdzięczności za beatyfikację założyciela). Po spowiedzi i modlitwie kobieta odeszła z przekonaniem w sercu, że jej dziecko urodzi się zdrowe i tak też ku zaskoczeniu lekarzy się stało. Pracujący na Filipinach marianie poruszeni tym cudem od tej pory codziennie odmawiają nowennę za przyczyną ojca Stanisława. Polecają mu intencje, które na ich stronę internetową napływają z całej Azji. - On ratuje życie także wyciągając z nałogów – mówi pracujący w Brazylii ks. Marek Szczepaniak. Przypomina, że gdy za króla Sasa zapraszano: jedz, pij i popuszczaj pasa, Papczyński wzywał do trzeźwości, opamiętania i solidarności.
Półtora wieku przed ogłoszeniem dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny polski marianin już był gorliwym propagatorem tej prawdy. Przypomina ją także dziś, gdy w świecie trwa dyskusja dotycząca aborcji i eutanazji, którą nazywa się „instytucją godnej śmierci”. Tę teologiczną prawdę o Niepokalanym Poczęciu ojciec Papczyński wspaniale przekłada na realia codziennego życia. Młodzi coraz częściej słyszą dziś od matki „właściwie to cię nie chciałam”, czy też „najchętniej bym cię nie urodziła”. Wielu nie zna swego ojca, co może być dla młodego człowieka znakiem, że dla ojca jest mało ważny, czy wręcz nieważny. I tu wkracza z mocą przekaz Niepokalanego Poczęcia: jesteś ważny, jesteś piękny, Bóg cię zechciał. - Myślę, że dziś jest to przekaz mocny. Przy całej szamotaninie o to, czy człowiek jest ważny, od kiedy jest ważny, kto jest naprawdę ważny, gdzie to znaczenie przelicza się na pieniądze albo władzę, tutaj przelicza się tylko na łaskę Boga, którą nam Pan Bóg dał. Myślę, że jest to bardzo mocne przesłanie w świecie, w którym ludzie są złaknieni miłości i takiego właśnie słowa, że są cenni, że po coś są pośród tych siedmiu miliardów ludzi… Ojciec Papczyński mówi wprost: „TY jesteś cenny!” – podkreśla ks. Paweł Naumowicz, polski prowincjał marianów.
W slumsach, buszu i na froncie
Ojciec Papczyński to święty na trudne czasy, bo sam żył w trudnych czasach i zmagał się z wieloma przeciwnościami. Były to to czasy potopu szwedzkiego, wojen na wschodzie, jedynej w historii Polski wojny domowej zwanej Rokoszem Lubomirskiego. Jest to zarazem czas wojny z islamem i bitwy pod Wiedniem pod dowództwem króla Jana III Sobieskiego, którego był spowiednikiem, czas ogromnych kataklizmów związanych z epidemiami i zniszczeniami, czas ogromnego zubożenia i wielkich niepokojów społecznych. A jednak w trudnym i mrocznym okresie biedy, śmierci i epidemii Pan Bóg zapalił światło właśnie poprzez jego święte życie. Zapala je i dzisiaj.
Tak było na Filipinach po przejściu tajfunu. Żywioł spustoszył szczególnie stojące nad rzekami ubogie slumsy. Polski marianin popchnął swych współbraci do niesienia pomocy najbardziej potrzebującym i błogosławił im w tym dziele. Nie tylko cudownie ocalił z tyfusu 9-letnią wówczas Tracyleen, która zbyt późno trafiła do szpitala, ale i pomógł dotrzeć do ofiar z konkretną pomocą. Wraz z innymi zakonami udało się zakupić ponad 7 ha ziemi i wybudować na nich 600 domów. W Mieście Miłosierdzia zamieszkali najbiedniejsi i najbardziej poszkodowani przez tajfun.
Na Czarnym Lądzie, gdzie brak potomstwa jest znakiem braku błogosławieństwa czy wręcz przekleństwa często można spotkać kobiety modlące się przy jego pomnikach i portretach. Ustawiają się tam też uczniowie prosząc o pomoc w nauce pomni tego, że nowy święty też się z nimi borykał.
W Afryce jednak ze szczególną mocą wybrzmiewa zachęta ojca Papczyńskiego do modlitwy za zmarłych i za dusze czyśćcowe. Mieszkańcy Kamerunu mają szczególny kult zmarłych, do tego stopnia, że chowa się ich przy domu rodzinnym wystawiając im okazałe pomniki, często lepsze niż domy w których sami mieszkają. Papczyński pokazuje że nie tędy droga. Mówi: „módl się za zmarłych, bo możesz im pomóc odnaleźć radość z Chrystusem, aby odnaleźli radość w niebie, nawet jeśli ich życie na ziemi nie zawsze było odpowiednie”.
Rwanda to kraj naznaczony dramatem ludobójstwa. Nie ma tam cmentarzy, są jedynie mauzolea upamiętniające tę tragedię. Na co dzień rodziny chowają zmarłych pod progiem swych ubogich glinianych chat, czy też w przydomowym ogrodzie. I tak pamięć się kończy. Wkorzeniające się w afrykański kontynent przesłanie ojca Stanisława powoli to zmienia i takie terminy jak obcowanie świętych, modlitwa za zmarłych, czy sprawowanie za ich duszę mszy stają się coraz bardziej obecne. Marianie wprowadzają np. nieszpory za zmarłych. Ten wymiar przesłania jest w Afryce szczególnie aktualny. - Zbyt wielu ludzi umiera u nas bez pojednania, wciąż trwają wojny i konflikty – mówi pochodzący z Konga ks. Dominique Iyamuremye. - Ojciec Stanisław udzielał sakramentu pojednania i Komunii św. umierającym na polach bitew. My czyniliśmy podobnie dla ludzi wygnanych z domów, umieszczanych w obozach, często umierających z głodu, czy nękanych chorobami – dodaje ks. Franciszek Filipiec wspominając wojenny czas w Rwandzie. W tym kontekście szczególnie uderza maksyma ojca Stanisława, że największym czynem miłosierdzia, jest modlitwa za zmarłych, ponieważ, jak pisał, od nich nie można spodziewać się żadnej namacalnej wdzięczności.
Kiedy w 2014 r. na wschodzie Ukrainy rozpoczęła się wojna marianie zaczęli zachęcać powołanych do wojska żołnierzy, by obrali sobie za opiekuna ojca Papczyńskiego, który też żył w bardzo niespokojnych czasach. - Teraz stało się to już zwyczajem. Kiedy udzielamy błogosławieństwa powołanym do służby na terenach, gdzie trwa wojna dajemy im różaniec oraz obrazek z wizerunkiem nowego świętego z modlitwą o opiekę na wojnie i o pokój Ukrainie - mówi ks. Wiktor Lutkowskyj. Wyznaje, że po powrocie żołnierzy z frontu słyszał wiele poruszających świadectw o wyratowaniu ich z wielkich opresji i o szczególnej opiece jakiej doznali w czasie działań wojennych.
Czyń miłosierdzie
Szczególnego daru łaski marianie upatrują w tym, że ich założyciel zostaje ogłoszony świętym w Roku Miłosierdzia. Widzą w tym szczególną Bożą optykę. - Bogu, który stworzył czas podoba się działać w konkretnym czasie i dostosowywać do ludzkich ograniczeń. Czas kanonizacji przypomina o konieczności pełnienia miłosierdzia, na które ojciec Papczyński był bardzo wrażliwy. Możemy powiedzieć, że wyprzedzał w tym swoją epokę. W jego pismach można zauważyć wiele podobieństw do naszej dzisiejszej wrażliwości na miłosierdzie Boże, jakie zwłaszcza znajdujemy w dzienniczku Faustyny, czy w tekstach papieża Franciszka – podkreśla ks. Pakuła. Przypomina też jedno z ulubionych powiedzeń nowego świętego: „Chcesz dostąpić miłosierdzia, czyń miłosierdzie, módl się o miłosierdzie”. Przełożony generalny marianów wskazuje, że założyciel z nową siłą popycha ich ku nowym dziełom takim jak: hospicja, naprotechnologia, rekolekcje dla małżeństw niepłodnych, poradnictwo rodzinne, także to związane z zagrożeniami wynikającymi z uzależnień. Szczególnie błogosławi jednak wychodzeniu do potrzebujących. Dziękczynieniem za beatyfikację o. Papczyńskiego było otwarcie misji na Filipinach. I dziś mocno wskazuje on marianom właśnie na Azję. Byli tam już obecni w okresie międzywojennym w mieście Harbin w chińskiej Mandżurii. Misja skończyła się śmiercią męczeńską dwóch marianów. Była to jedyna w swoim rodzaju misja dla Rosjan uciekinierów spod Rewolucji Październikowej na terenach dzisiejszych Chin. – Pasują do tego kraje, gdzie już jesteśmy: komunistyczny Wietnam, hinduistyczne Indie czy Filipiny skąd zaczął się nasz powrót do Azji. Widzimy to jako odpowiedź na wezwanie ojca Stanisława byśmy wspierali Kościół lokalny, ale też by iść wszędzie tam gdzie jest człowiek w potrzebie, gdzie są ubodzy, co papież Franciszek nazywa pójściem na peryferie – podkreśla ks. Pakuła.
Myśląc o przyszłości warto wrócić na chwilę do burzliwej historii marianów. Na początku XX w. to założone w 1673 roku zgromadzenie umierało. Został tylko jeden sędziwy marianin. Kiedy przygotowywał już dwie trumny – dla siebie i dla zgromadzenia – zgłosił się do niego profesor Akademii Duchownej w Petersburgu wyrażając zamiar wstąpienia do wspólnoty oraz pracy na rzecz jej odnowienia i wzrostu w konspiracji przed władzami carskimi, które dokonały jej kasaty. To był znak ogromnej mocy Pana Boga, który ze śmierci wyprowadza życie. Obecnie prawie 500 współbraci nowego świętego pracuje w 20 krajach na wszystkich kontynentach. To nowe życie zgromadzenia i ożywienie charyzmatu zostawionego przez ojca Papczyńskiego jest też potwierdzeniem tego, co swym życiem uczy ten święty wyciągnięty z mroków historii. Radykalna wierności sumieniu i Panu Bogu, ale zarazem uparte poszukiwanie zrozumienia Jego woli owocuje błogosławieństwem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).