Szczera spowiedź


Wyznanie grzechów. Dla wielu to moment najtrudniejszy. Ale – jak powiada św. Augustyn – „początkiem dobrych czynów jest wyznanie 
czynów złych”. 


Reklama

Kiedy po raz pierwszy znalazłem się w konfesjonale po drugiej stronie kratki, jako świeżo wyświęcony ksiądz, ogarnął mnie strach. Co ja tutaj robię? Poczucie absolutnej bezradności wobec czegoś, co jest większe ode mnie. Bylebym tylko nie zapomniał formułki rozgrzeszenia i właściwie ją wypowiedział. Poczucie, że moja „nauka” jest czymś niewystarczającym, wręcz banalnym. To było dojmujące uczucie wielkości kapłaństwa i mojej osobistej nędzy. Było to silniejsze niż podczas Mszy św. prymicyjnej.

Konfesjonał jest specyficzną przestrzenią, w której wyczuwalna jest obecność Boga. Niby rozmowa dwóch osób, dwóch grzeszników, a najważniejszy – Ten Trzeci, niewidoczny. Bóg miłosierny. Jego łaska zamienia nasze nieporadne słowa padające po obu stronach kratki w coś, co ma sens, co leczy i wyzwala, odbudowuje zniszczone więzy.
Słowo „szczera” w odniesieniu do wyznania win w spowiedzi wyraża właściwie wszystko. Chodzi o prawdę. Szczerość wobec Boga i wobec siebie. To jest fundament wyznania winy w konfesjonale. Inaczej nie ma sensu iść do spowiedzi. 


Myśli w kolejce do spowiedzi 


Bóg zna nasze winy. On nie potrzebuje informacji, ale chce posłuchać swojego dziecka jak ojciec i jak matka. Wyznanie grzechów jest potrzebne także nam samym. Katechizm mówi o tym pięknie tak: „Wyznanie grzechów (spowiedź), nawet tylko z ludzkiego punktu widzenia, wyzwala nas i ułatwia nasze pojednanie z innymi. Przez spowiedź człowiek patrzy w prawdzie na popełnione grzechy, bierze za nie odpowiedzialność, a przez to na nowo otwiera się na Boga i na komunię Kościoła, by umożliwić nową przyszłość”. Nie chodzi więc o to, by zdać księdzu, czy tym bardziej Panu Bogu, jakiś detaliczny, okresowy raport o stanie duszy. Chodzi o autentyczny akt uznania siebie za grzesznika. Ujmując rzecz ewangelicznie, chodzi o to, by pozwolić Jezusowi umyć sobie nogi.

Dyżurni mędrcy powtarzają dziś w kółko: „Żyć tak, żeby niczego nie musieć żałować, niczego się nie wstydzić, niczego się nie bać”. Taki projekt życia to naiwność, ułuda, ale i zgroza. Choć łatwo się nabrać, że tak trzeba. Wiara mówi inaczej: „Żyć tak, żeby pozwolić sobie umyć nogi brudne od żalu, od wstydu, od strachu, ostatecznie od grzechu”. Dlatego warto klękać u konfesjonału. Bo wierzę, że Kościół jest przedłużeniem rąk Jezusa.


Sięgam po raz kolejny po „Spowiedź” Adrienne von Speyr. To niesamowite, jak proste, życiowe obserwacje szwajcarskiej mistyczki dotyczące przeżywania tego sakramentu łączą się z głębią. Pisze: „Zbliżamy się do konfesjonału, przy którym może wielu już oczekuje, ktoś odchodzi, inni dochodzą. Trzeba wtedy przybrać wewnętrzną postawę ochotnego współniesienia wszystkich tych spowiedzi i polecenia ich Bogu, uświadomić sobie też, że wszyscy inni mnie niosą. W tej chwili jesteśmy może nerwowi i przewrażliwieni, coraz bardziej przejęci powagą tego upokarzającego aktu wyznania. Mimo to wszystko, na co się natkniemy w drodze do konfesjonału i co nas może nawet drażnić, powinniśmy przyjąć w taki sposób, żeby pogłębiło się nasze zrozumienie wspólnoty spowiadających się w Kościele”.

No właśnie, nie możemy zapomnieć, że choć spowiedź jest bardzo osobistym aktem wiary w Boga, to jednak jest także aktem wiary w Kościół. W podwójnym znaczeniu: uznaję w kapłanie kościelną, sakramentalną władzę (czyli służbę) pośrednika między mną a Bogiem, a zarazem czuję się włączony we wspólnotę grzeszników zdanych na miłosierdzie Boga. Czy nie czujemy tego najmocniej właśnie w kolejce do spowiedzi? Moje wyznanie jest objęte tajemnicą konfesjonału, ale klękam przy nim na oczach innych. To jest także w jakimś sensie akt publicznej skruchy, uznania winy wobec wspólnoty wiary.

„Przychodzi wreszcie kolej na nas. Ogarnia nas niezwykła atmosfera konfesjonału… Ta przyciemniona przestrzeń jest miejscem łaski. Miejscem samotności i wspólnoty. Kościół i ja, ja i Kościół”. 
Nieraz nasza spowiedź odbywa się w pośpiechu (czy coś jeszcze dzisiaj nie odbywa się w pośpiechu?). Załatwić szybko tę sprawę i biec do kolejnej. Warto wziąć głębszy oddech, choć na moment pomyśleć. Idę do świątyni, gdzie gospodarzem jest On, sam Pan, który pragnie mi służyć. Więc warto zrobić jakiś gest, pokazując, że czuję się zaproszony. Nieraz nawet przedłużające się oczekiwanie na spowiedź może być łaską pokuty. 
Sobór Watykański II mocno to podkreślał, że spowiedź jest nie tylko pojednaniem człowieka z Bogiem, ale i z Kościołem. Dlatego usilnie zalecał wspólnotowe sprawowanie sakramentu pokuty, czyli nabożeństwo słowa Bożego, potem indywidualną spowiedź. Ta forma pojawia się tu i ówdzie, ale chyba za rzadko.


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama