To nie była zwyczajna przygoda. To było wyzwanie, którego podjąć się mogą tylko najodważniejsi.
Szedłem sam, ale nigdy nie czułem się samotny – opowiada Mateusz Michalski, który wyruszył w pielgrzymkę do Santiago de Compostela. I pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że wyszedł z własnego domu. Z Ryjewa. – Pielgrzymka to droga od progu własnego domu do miejsca celowego – tłumaczy wybór trasy Mateusz. – Niektórzy idą dwa tygodnie, za rok lecą w to samo miejsce i idą kolejne dwa tygodnie. Może komuś to odpowiada. Ja jednak lubię konkret i dlatego do Hiszpanii poszedłem z domu – relacjonuje Mateusz. Do celu szedł od maja do września.
Zaczęło się na Jasnej Górze
Pomysł, by pójść do Santiago de Compostela pojawił się w czasie pielgrzymki na Jasną Górę. W Elbląskiej Pielgrzymce Pieszej, w grupie Pomezania Kwidzyn Mateusz szedł dwa razy. – Jednemu szło się lżej, drugiemu ciężej. Ja lubię chodzić i gdy pielgrzymka się kończyła, wraz Konradem, jednym z kolegów, zaczęliśmy zastanawiać się, gdzie moglibyśmy pójść w przyszłości – mówi Mateusz. Konrad powiedział, że jego brat pielgrzymował do Santiago. Wyszedł z Francji. – Na to ja rzuciłem hasło, żeby pójść z Polski – przypomina.
Dwa tygodnie przed wyjściem Konrad znalazł pracę. Zrezygnował z pielgrzymki, a Mateuszowi wystarczyła jedna doba, by zdecydować, że wyruszy sam. – Gdy mówiłem rodzinie, że idę do Santiago, pukali się w głowę i pytali: „Co ty wymyślasz?” „Gdzie znowu idziesz?”. Pójść z Mateuszem postanowiła jego dziewczyna, Basia Szadłowska. Miała to być jej pierwsza piesza pielgrzymka. Do Mateusza dołączyła w Genewie. – Nie wierzyłam, że mogę pokonać taki odcinek. Chciałam się sprawdzić, przekonać, czy dam radę podołać takiemu wyzwaniu – przyznaje Basia.
– Nie ukrywam, że przyciągałem wzrok ludzi. Człowiek idący z plecaczkiem, wyglądający dość nietypowo – to nie jest codzienny widok – relacjonuje Mateusz. Na trasie ludzie sami zagadywali pielgrzyma. Mateusz mówi, że choć taka samotna wędrówka to świetna okazja, by przemyśleć wiele spraw, to dni, kiedy nie odezwał się do nikogo, było niewiele.
Idąc do grobu św. Jakuba, Basia i Mateusz nawiązali wiele znajomości. – Przyjaźnie zawierały się w nieoczekiwanych momentach. Najfajniejsze pojawiły się, gdy już pielgrzymowałem z Basią. Ludzie są bardziej ufni, gdy widzą parę, a nie samotnego gościa z brodą do piersi, który wygląda jak dziad – przyznaje Mateusz.
Przygotowując się do wymarszu, Mateusz nie miał skrupulatnie zaplanowanej trasy. Wiedział tylko, jakie miasta chce odwiedzić. Wychodząc, otrzymał list od ks. Dariusza Morawskiego, proboszcza parafii Świętej Rodziny w Ryjewie, potwierdzający, że jest on pielgrzymem idącym w stronę Hiszpanii. Dla niedowiarków ksiądz proboszcz dopisał swój numer telefonu. Z noclegami było różnie. W miastach trzeba było długo szukać, ale można było je znaleźć. Na wsiach było zupełnie inaczej. Gospodarze pozwalali przespać się w stodole.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.