– W codzienności odczuwamy wdzięczność ludzi. Dobro, które działo się w szpitalu, wraca do nas, gdy teraz same potrzebujemy pomocy – mówią siostry boromeuszki z Gogolina.
S. Brygida opowiada o tajemniczym mężczyźnie, który pojawił się znikąd na nocnym dyżurze, prosząc s. Gedeonę, by pobiegła na górę. Okazało się, że tam wygotowała się woda z pieluszek, które zaczynały się palić. – Dzięki temu mężczyźnie s. Gedeona zareagowała na czas i pożar udało się ugasić. To nie był żaden pacjent. To musiał być św. Józef – podkreśla. Opowiada też o kobiecie, której mąż był w bardzo ciężkim stanie, już nieprzytomny. – Była przerażona, że jeśli mąż umrze, to ona sobie nie poradzi sama z małymi dziećmi. Powiedziałam jej, żeby poszła na pierwsze piętro do kaplicy i poprosiła św. Józefa, żeby się wpatrzyła w niego i jak zobaczy, że on się uśmiecha, to będzie oznaczało, że ją wysłuchał. Ta pani długo nie wracała, aż wreszcie przychodzi i mówi, że św. Józef się uśmiechnął. Następnego dnia jej mąż otworzył oczy – opowiada siostra.
Obecnie figura św. Józefa stoi w klasztorze sióstr, tuż przy drzwiach. – Do dziś przychodzą do nas mieszkańcy i przynoszą prośby do świętego. Proszą też o zapalanie świeczek – opowiada s. Symeona Michalska. Przychodzą maturzyści przed egzaminami, przychodzą chorzy przed operacjami, a także wiele osób w rozmaitych trudnych sytuacjach.
Siostra Angela od dzieci
– Pielęgniarstwo to był cały mój świat. Dlatego szukałam zgromadzenia, którego charyzmatem byłaby opieka nad chorymi. Wstąpiłam do boromeuszek. Tymczasem Pan Bóg miał swoje plany i pokazał mi, że moją drogą jest katecheza – opowiada s. Angela Malinowska, która w Gogolinie jest od 10 lat. Obecnie jest na urlopie zdrowotnym i z nadzieją czeka na powrót do szkoły, gdzie jest katechetką i prowadzi koło biblijne, koło teatralno-muzyczne i Szkolne Koło Caritas, w którym uczniów zachęciła do bezinteresownej pomocy. Jest także opiekunką Dzieci Maryi w gogolińskiej parafii NSPJ.
– Praca katechetyczna przynosi mi wiele radości, choć nie ukrywam, że problemów w szkole nie brakuje, bo wiele dzieci pochodzi z trudnych środowisk. Dlatego w charyzmacie miłosierdzia postanowiłam im pomagać. Cieszy mnie, że na zajęciach pozalekcyjnych chętnie się otwierają – podkreśla s. Angela, do której dzieci wręcz lgną. Opowiada o prowadzonych w klasztorze indywidualnych przygotowaniach do I Komunii św. dla dzieci chorych czy wymagających większej uwagi. Podkreśla też kapitalną współpracę z rodzicami marianek czy dzieci pierwszokomunijnych. – Wprawdzie teraz służę przede wszystkim modlitewnie, więc nie na froncie, a w okopach, ale z nadzieją, że wkrótce wrócę do aktywności – dopowiada.
Jubileuszowe świętowanie
Gdy siostry boromeuszki świętowały 120 lat pobytu w Gogolinie, s. Angela obchodziła jednocześnie jubileusz 25-lecia ślubów zakonnych. – Nie spodziewałam się, że Pan Bóg pozwoli mi dożyć tych chwil. Kiedy zdiagnozowano u mnie nowotwór, lekarze dawali mi 4 miesiące życia – opowiada. – Wiele osób modliło się w mojej intencji. Siostry, księża, mieszkańcy Gogolina. „Powera” dodawały mi też dzieci – wylicza. – Pan Bóg obdarował mnie łaską powrotu do zdrowia… – W kościele parafialnym przygotowano dla nas piękną uroczystość jubileuszową – opowiadają siostry, była też okolicznościowa wystawa zdjęć. Pięknym prezentem okazała się obszerna publikacja przygotowana przez Reginę Kallę-Szulc pt. „Posługa Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeusza w Gogolinie w latach 1895–2015”. Ponadto siostry nagrodzono odznaką honorową „Zasłużony dla miasta Gogolina”. Tym samym lokalna społeczność wyraziła wdzięczność za ich obecność i pracę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.