O wiosłowaniu po parafii, „rodzinie” księdza i kościach na Mszy św. z ks. Mariuszem Godkiem rozmawia Jędrzej Rams.
To w czym tamten Kościół jest inny od nam znanego, polskiego, europejskiego?
Tamten Kościół jest Kościołem radosnym i żywym, tak jak ludzie z Południa. Szczególnie jeśli chodzi o liczbę dzieci i młodych na Mszach św. i włączających się w działalność pastoralną. Wielu angażuje się całym sercem i poświęca się, a Eucharystie są radosnym uwielbieniem Pana z ich śpiewem, klaskaniem, kołysaniem się, a nawet tańcem. Zresztą bardzo często radość jest demonstrowana przez wszystkich – dzieci i dorosłych. Sam odprawiałem Mszę św., na którą jeden z nich przyniósł wykopane kości jego mamy. Dla tego człowieka był to ewidentny znak, nawet nie wiara, że Bóg jest i że duchy przodków żyją.
Z drugiej strony niewątpliwie mają w swoim kulcie pozostałości filozofii „niech każdy będzie twoim przyjacielem”. Trudno im zrozumieć, że mają nienawidzić szatana. W diecezji Oruro, jednej z najwyżej położonych diecezji katolickich na świecie, jest sanktuarium Matki Bożej. U góry czczą Maryję, a pod spodem w nieczynnej kopalni można spotkać grotę dla szatana. Stoi tam figura owinięta w czerwony płaszcz. Odwiedzający grotę rzucają tam to, co wiąże się ze złem, czyli odpadki, puste puszki po napojach, śmieci, papierosy czy kokę. Coś na zasadzie obłaskawiania zła, tak jak my to w Polsce nazywamy: „Panu Bogu świeczkę, diabłu ogarek”.
Jakie są największe braki Kościoła w Boliwii?
Ciągle potrzebuje misjonarzy. Są rejony, do których Kościół jeszcze nie dotarł. Jest wiele prałatur, czyli takich nieuformowanych diecezji. Jest, oczywiście, problem z powołaniami. Tak jak w całej Ameryce Południowej. Tam na pierwszym miejscu jest rodzina. Bardziej szanowana niż życie samotne. Oni patrzą na księdza i trudno jest im zrozumieć, że nie ma on żony i dzieci. Dopiero z czasem sobie uświadomiłem, że gdy mnie pytali, czy odwiedzam rodzinę, to że oni mogli mieć zupełnie co innego na myśli, gdy mówili: „rodzina”. Czy mieli tylko na myśli moją mamę czy też np. moją żonę i dzieci? U nas był misjonarz z Włoch albo z Hiszpanii. Był człowiekiem żonatym i miał córki. Gdy zmarła mu żona, a dzieci rozjechały się po świecie, postanowił przyjechać do Boliwii i zostać świeckim katechistą. Sprawdzał się i zaproponowano mu święcenia prezbiteratu. Dlatego, że nie ma komu sprawować sakramentów! Ludzie dziwili się jednak, że „miał wszystko, rodzinę, dzieci”, a został księdzem. A tam jest po prostu głód księży.
Dlaczego ksiądz tam wraca?
Jak się łyknęło tego bakcyla misyjnego, to trudno się przestawić do innej rzeczywistości. Czuję się tam bardziej potrzebny. Czuję też znaki, by tam powrócić. Tam ludzie czekają na księży. Coś tam z siebie zostawiłem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).