– Nie robię nic wielkiego, to moje codzienne obowiązki, które lubię wykonywać. Pan Bóg daje mi siłę i chęci do pracy. Cieszę się, że mogę służyć na chwałę Boga – mówi skromnie pani Weronika.
Weronika Szymczak z Maszewa Lubuskiego posługuje w kościele od ponad 50 lat. Jest kościelną i zakrystianką. To ona dba o świątynię. Od lat służy pomocą w parafii, często jest w kościele, bo jej dom i podwórko od świątyni dzieli tylko kilka kroków.
Pani Weronika urodziła się w okolicach Charkowa podczas II wojny światowej. – Moi rodzice pochodzili z Kresów i byli bardzo doświadczeni przez los. Nasza rodzina została wywieziona na Syberię w jednej z pierwszych wywózek. Urodziłam się podczas zesłania. Moi rodzice przetrwali ten czas dzięki wierze. To oni przekazali mi wiarę i nauczyli szacunku do wszystkiego – mówi pani Weronika. – Po przybyciu na Ziemie Zachodnie mieszkałam z rodzicami w Gęstowicach koło Cybinki. Kiedy wyszłam za mąż, przeprowadziliśmy się z mężem do Maszewa. Tu dostałam pracę w Gromadzkiej Radzie Narodowej (Urząd Gminy) i mieszkanie, które znajduje się blisko kościoła parafialnego – dodaje.
Ścieżka „dziadka Górnego”
– Obok naszego nowego domu mieszkało starsze małżeństwo. To byli bardzo dobrzy i religijni ludzie – państwo Górni – oboje po obozach koncentracyjnych, zniszczeni wojną. Kiedy tylko przyjechaliśmy z mężem do Maszewa, pan Górny zapytał nas, czy jesteśmy katolikami. Sąsiad był kościelnym. W pracach przy kościele pomagała mu również żona. Idąc do kościoła, pan Górny przechodził przez nasze podwórko, bo tak miał najbliżej. Bał się jednak, że jako nowi mieszkańcy zabronimy mu chodzić tą ścieżką. Oczywiście zgodziliśmy się, żeby sąsiad przechodził przez nasze podwórko. I tak zaczęło się też nasze pomaganie w kościele – wspomina Weronika Szymczak.
Początkowo Szymczakowie pomagali przed większymi świętami, np. przy budowie Bożego grobu czy tworzeniu szopki na Boże Narodzenie, później angażowali się coraz częściej. – Z Gęstowic zabrałam też do naszego domu moich rodziców. Ówczesny proboszcz, ks. Leopold Donocik, poprosił moją mamę, by pomagała na plebanii, więc ja też tam często bywałam. Później sama zaczęłam wykonywać wiele czynności domowych na plebanii, bo zawsze znalazła się jakaś praca. To było takie zwyczajne i naturalne – mówi pani Weronika.
Tak zostałam zakrystianką
Z czasem do codziennych obowiązków doszła opieka nad kościołem. – Ks. Leopold Donocik pokazał mi m.in., jak składać bieliznę kielichową czy jak przygotować kościół do Mszy św. Od tamtej pory piorę obrusy, ornaty, alby… Dbam o bieliznę kielichową i porządek w kościele. Często wymieniam też kwiaty przy ołtarzu – opowiada kościelna. – Pamiętam, jak nieraz z duszą na ramieniu prałam ornaty czy obrusy z płótna. To było wyzwanie, bo je się ciężko prało i prasowało. Dziś te materiały są inne, łatwiejsze do czyszczenia – dodaje.
Pani Weronika należy również do rady parafialnej i wspólnoty Żywego Różańca. – Stworzyliśmy fundusz kościelny, bo świątynia wymagała remontu. Przez te wszystkie lata udało nam się m.in. wymienić okna, zrobić nowy dach, zbudować nowe ogrodzenie wokół kościoła i odnowić wnętrze świątyni. Organizowaliśmy też m.in. jubileusz 40-lecia parafii, a niedawno obchodziliśmy 100-lecie naszego kościoła – mówi pani Weronika.
Pani Weronice w pracy i posłudze w kościele towarzyszy codzienna modlitwa na różańcu. – Nie wyobrażam sobie dnia bez modlitwy. Swoją pracę zawierzam Panu Bogu. Proszę Go o pomoc i otrzymuję ją. Ta służba daje mi satysfakcję, że mogę zrobić dla Boga więcej niż przeciętny parafianin – mówi.
Weronika Szymczak w ubiegłym roku za swoje zaangażowanie w kościele otrzymała odznaczenie „Zasłużony dla Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej”. – To dla mnie wielki zaszczyt. Nie spodziewałam się takiego wyróżnienia, bo nigdy nie liczyłam na nagrody. To Pan Bóg daje mi siłę i chęci do pracy. To, co robię, nie jest na pokaz, ale pochodzi z serca i jest dla Boga – tłumaczy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).