Indianie przy ich grobowcach prosili Boga o pomoc, nazywając ich Męczennikami Miłości. Już wkrótce będziemy mieli nowych błogosławionych – polskich franciszkanów, którzy zginęli w Peru z rąk terrorystów Świetlistego Szlaku.
Dwa słońca Peru
Ojca Jarosława Wysoczańskiego informacja o śmierci współbraci zastała w Polsce, gdzie przebywał ze względu na ślub siostry. To był czas Światowych Dni Młodzieży i wizyty Jana Pawła II w ojczyźnie. Podczas krótkiego spotkania w Krakowie przełożony klasztoru w Pariacoto przekazał papieżowi wiadomości na temat tego tragicznego zdarzenia. – Abimael Guzmán, uderzając w tych symbolicznych Polaków, tak naprawdę uderzył w papieża, który cztery lata wcześniej krzyczał w Peru: „Nie zabijajcie się nawzajem! W imię Boże, proszę was, niech nie będzie bratobójczej wojny!” – twierdzi o. Wysoczański. Szczątki obu misjonarzy spo- częły w kościele w Pariacoto, gdzie pięć lat później rozpoczął się ich proces beatyfikacyjny na szczeblu diecezjalnym. Pogrzeb zakonników był wielką manifestacją mieszkańców całej okolicy przeciwko terrorystom.
Rząd Peru uhonorował pośmiertnie polskich franciszkanów, przyznając im już w sierpniu 1991 r. najwyższe odznaczenie państwowe – Wielki Oficerski Order „El Sol del Peru” (Słońce Peru). Obydwaj ojcowie od początku cieszyli się też żywym kultem miejscowych Indian. Polscy franciszkanie nazywani są przez nich Męczennikami Miłości. Ojciec Zbigniew uważany jest za patrona chorych, a ojciec Michał – za patrona dzieci. Do dziś codziennie na ich grobach są składane świeże kwiaty i modli się przy nich grupka ludzi, prosząc Boga o pomoc i błogosławieństwo. Pamięć o zakonnikach jest więc ciągle żywa, choć nie ma charakteru masowego. – Wiele osób, które znały ojców, już w Pariacoto nie mieszka – wyjaśnia w rozmowie z GN o. Jacek Lisowski, przebywający obecnie w tamtejszej misji. – Nasze miasteczko jest „tranzytowe”, to znaczy: ludzie z wyższych partii gór schodzą do Pariacoto, zatrzymują się na kilka lat i „emigrują” dalej, na wybrzeże. Wszyscy młodzi po skończeniu średniej szkoły wyjeżdżają do miast.
Na szlaku koki
Tym jednak, którzy znali zakonników, zapadli oni głęboko w pamięć: – Wczoraj po wieczornej Eucharystii dwie starsze kobiety spontanicznie dzieliły się tym, jacy byli męczennicy – opowiada o. Lisowski. – Mówiły, że o. Michał był bliski i ciepły w relacjach, szybko zdobywał zaufanie ludzi, z którymi przebywał. Zbigniew natomiast przeszywał wzrokiem. Miał w spojrzeniu coś takiego, że osoba, która się z nim spotykała, patrząc w jego oczy, widziała jakby siebie w zwierciadle. Jego wzrok docierał do wnętrza i był jakby głosem sumienia. A co ze Świetlistym Szlakiem? Oficjalnie nie ma go już w okolicach Pariacoto. – Zbrojne oddziały przeniosły się na tereny, gdzie uprawia się kokę, zajęły się handlem narkotykami – mówi o. Jacek. – To daje im ogromne zyski, a pieniądze nie lubią ideologii – wolą stabilizację kontrolowaną i spokój, który pomnaża nielegalne fortuny. Oczywiście wokół nas żyje mnóstwo ludzi, którzy współpracowali z senderystami, więc, tak jak w Polsce ekskomuniści, wpływają na procesy społeczne i polityczne. Czujemy się jednak w miarę bezpiecznie. Zabójcy zakonników żyją wśród nas i nie zostali schwytani. Ludzie wiedzą, kim byli, ale nam nie powiedzą. Tutaj to stara zasada: nie wychylać się, bo może ci się coś przytrafić. Jako zakon nie staraliśmy się o pojmanie, ukaranie, denuncjowanie sprawców. Ich sumienie też „pracuje” i pewnie nie jest im łatwo. Wolimy być postrzegani jako posłannicy pokoju i dobra, przebaczający i szukający pojednania. Przywódca Świetlistego Szlaku Abimael Guzmán został w 1992 r. schwytany przez peruwiańską policję i skazany przez sąd wojskowy na dożywocie. W więzieniu wyznał, że po śmierci polskich kapłanów natrafił na mur, którego nie mógł przebić. I spytał sam siebie: „Czy to była Ewangelia?”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).