Z Anną Gordzijewską o pracy w dzielnicy Makululu, o głodnej Mandalenie i ewangelizacji na Przystanku Jezus rozmawia Krzysztof Król.
Krzysztof Król: Coraz więcej jest świeckich misjonarzy. Byłaś już w Afryce…
Anna Gordzijewska: W ubiegłym roku byłam na misjach w Kabwe w Zambii w ramach Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco. Miejsca nie wybierałam sama, ale zostało mi przydzielone przez dyrektora Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego. Choć nie ukrywam jednak, że akurat tam chciałam pojechać. Zakochałam się w Afryce, zanim jeszcze się tam znalazłam. Sama nie wiem, dlaczego. Będąc w Zambii, pomagałam w przygotowaniu dzieci do szkoły – projekcie będącym czymś pomiędzy szkołą a przedszkolem, w najbiedniejszej dzielnicy Kabwe – Makululu. Pracowałam również w oratorium św. Jana Bosko.
Wielu z nas słyszało o biedzie w krajach afrykańskich, a Ty ją mogłaś zobaczyć.
Szczególnie w utkwiła mi w pamięci sytuacja z dziewczynką o imieniu Mandalena. Często przychodziła do oratorium, ale tego dnia na jej buzi nie było uśmiechu. Nie chciała się bawić. Siedziała obok mnie bez entuzjazmu. Pod koniec zajęć Tomek, drugi wolontariusz, wyniósł paczuszkę ciastek. Dzieci było dużo, więc żeby starczyło dla każdego, podzielił je na kawałeczki. Mali oratorianie rzucili się na ten smakołyk. Mandalena wzięła jeden okruszek, dzieląc się nim ze mną. Z grzeczności nie odmówiłam. Potem dowiedziałam się, że to był jej jedyny posiłek w ciągu dnia. Łzy napłynęły mi do oczu i poczułam, że to nie jest sprawiedliwe. Pojawiła się bezradność. Długo tak nie wytrzymałam i dzień później poszłam na drugą stronę ulicy i kupiłam 50 bułeczek. Pomyślałam, że chociaż raz dzieci nie będą głodne. Jednak była to dla mnie lekcja miłości ze strony afrykańskiej dziewczynki, która podzieliła się ze mną, mimo że była głodna. Czy ja postąpiłabym tak samo?
Co misje wniosły w Twoje życie?
Bardzo wiele. Były szkołą życia. Wielu rzeczy musiałam się nauczyć. Początkowo bardzo trudno było mi porozumiewać się po angielsku, a co dopiero, gdy ktoś mieszał go z lokalnym językiem chibemba. Ale przede wszystkim to rok, w którym Pan Bóg mnie prowadził. Dawał siłę. Uczył cierpliwości i wytrwałości. Dał mi też spowiednika Polaka, który mi pomagał w tej wędrówce. Myślę, że przez ten rok Pan Bóg więcej zrobił we mnie niż ja dałam tamtym ludziom. Bo czasem po prostu tylko z nimi byłam.
Chciałabyś pojechać jeszcze kiedyś na misje?
Chciałabym tam wrócić. Bardzo tęsknię, bo w Polsce życie jest inne. Łatwo jest wpaść w wir pośpiechu i wielu dro- biazgów. Tam podstawowym hasłem jest: „panono, panono”, co znaczy „spokojnie, powoli, bez pośpiechu”. Tęsknię za samą Afryką i za tamtymi ludźmi. Czy mi się uda? Nie znam pla- nów Bożych. Może na jakiś krótszy pobyt będę mogła kiedyś pojechać. Jeżeli ktoś choć raz był w Afryce, zostawił tam część serca na zawsze.
Co byś powiedziała ludziom, którzy myślą o wyjeździe?
Jeśli tylko Pan Bóg tego chce i mówi ci o tym, to nie wahaj się, nie bój. Podejmij decyzję już dziś. Bo to jest kwestia decyzji. Poszukaj jakiegoś ośrodka, który wysyła na misje. Polecam osobiście Salezjański Ośrodek Misyjny w Warszawie. Skontaktuj się z nim i zacznij przygotowanie. To trochę trwa, zazwyczaj rok, ale ten czas jest potrzebny, aby poznać specyfikę pracy na misjach. Naprawdę warto! Dla mnie był to najtrudniejszy, ale najpiękniejszy rok mojego życia. Rok, w którym Bóg przemieniał mnie, nieraz łamiąc i krusząc, po to, bym mogła stawać się do Niego coraz bardziej podobna i dawać Go innym.
Misje misjami, ale tutaj, na miejscu, też trzeba dzielić się z ludźmi Dobrą Nowiną.
Obecnie uczę religii i na lekcjach również opowiadam uczniom o swojej misji. Od czasu do czasu wysyłam paczkę do misjonarzy świeckich lub wolontariuszy, którzy pracują z dziećmi w Afryce. Opowiadam też o swoim pobycie w Zambii na zaproszenie jakiejś parafii lub grupy. Oprócz tego ducha misyjnego realizuję poprzez ewangelizację w środowisku, w którym żyję. Na przykład poprzez kursy ewangelizacyjne, które organizujemy ze Wspólnotą Odnowy w Duchu Świętym „Kanaan”, działającą przy gorzowskiej katedrze. Biorę też udział w prowadzeniu kursów w ramach Szkoły Nowej Ewangelizacji, jak również śpiewam w diakonii muzycznej. Moim marzeniem jest mieć w sobie taki ogień, jaki mieli św. Paweł i apostołowie. Chcę od Apostoła Narodów uczyć się wytrwałości i gorliwości w głoszeniu Ewangelii, bez względu na wszystko. I takiej wierności Jezusowi. Od kilku lat jeżdżę na Przystanek Jezus, gdzie wychodzimy na Woodstock, by dzielić się swoim doświadczeniem wiary z innymi. To jest właśnie to, czego pragnę. „Głosić Jezusa, nastawać w porę i nie w porę” (por. 2 Tm 4, 2).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.