Źródłem siły była polska rodzina, jedna z ostatnich enklaw niezależności i Kościół - mówił prezydent.
Prezydent podziękował przywódcom wolnego świata za przybycie na uroczystości w Polsce. "Państwa obecność dla Polaków jest źródłem dumy i radości" - podkreślił. "Państwa obecność przed Zamkiem Królewskim, odbudowanym z gruzów na nowo, to także potwierdzenie naszej wiary, że obrona wolności nadal porusza nasze serca i umysły, potwierdzenie przekonania, że obrona wolności nadal jest źródłem naszej solidarności i naszej siły" - powiedział prezydent RP.
Zwrócił uwagę, że obchody odbywają się przed Zamkiem Królewskim - "symbolem polskiej państwowości, symbolem także trudnej historii naszego kraju". "1 września 1939 roku wybuchła II wojna światowa, Zamek spłonął zbombardowany przez Luftwaffe 17 września, a więc w dniu, gdy w następstwie paktu Hitler - Stalin na broniącą się Polskę uderzyła również Armia Czerwona. Polska utraciła niepodległość" - przypomniał Komorowski.
Zaznaczył, że Polacy brali udział w wojnie od jej pierwszego dnia do ostatniego. "Bili się nieomal na wszystkich frontach, a jednak nie było nam dane cieszyć się wolności po alianckim zwycięstwie nad hitlerowską III Rzeszą" - zaznaczył.
Dodał, że tej szansy pozbawiły nasz kraj ustalenia w Jałcie, gdzie dokonał się podział Europy na strefy wpływów. "Polska, podobnie jak wiele innych krajów naszego regionu, znalazła się w obszarze dominacji Związku Sowieckiego, w świecie rządzonym przez Stalina. Na kilkadziesiąt długich, ciemnych lat Europę przegrodziła żelazna kurtyna" - mówił Komorowski.
"Ale nasze marzenia i nasze dążenia do wolności przetrwały. Źródłem naszej siły była tradycja narodowa, w tym żywa pamięć o Cudzie nad Wisłą, odzyskaniu niepodległości w 1918 roku i zwycięstwie nad bolszewikami w roku 1920. Źródłem siły była polska rodzina, jedna z ostatnich enklaw niezależności i trwania życia narodowego, źródłem siły był Kościół katolicki, opoka niezależności duchowej, wyraźny znak naszej przynależności do świata Zachodu" - zaznaczył Komorowski.
Wskazywał, że zmieniały się okoliczności i formy walki o wolność, a "po dramacie powojennego, zbrojnego podziemia przyszły następne dramaty". Wspomniał bunty robotnicze z czerwca 1956, z grudnia 1970, protesty z 1968 roku, z czerwca 1976 roku. Zaznaczył, że te ostatnie strajki robotnicze zyskały wsparcie inteligencji. "To był początek wspólnej, ogólnonarodowej drogi ku wolności, ku zwycięstwu" - powiedział Komorowski.
Prezydent złożył hołd wszystkim, którzy mieli odwagę walczyć o wolną myśl, wolne słowo. "Najpierw były nas dziesiątki, później setki i tysiące. W 1980 roku po zwycięskich strajkach zainicjowanych przez stoczniowców było nas 10 milionów. 10 mln ludzi Solidarności w granicach sowieckiego imperium" - powiedział prezydent.
Podkreślił, że na czele tych milionów stał Lech Wałęsa, a przemawiał do nich papież Polak Jan Paweł II. "Dzięki temu, że było nas tak wielu, ruch Solidarności przetrwał stan wojenny, krwawe pacyfikacje zakładów pracy, więzienia i obozy internowania, przetrwał do czasu, gdy pojawiły się znaki głębokiego wewnętrznego rozkładu Związku Sowieckiego. Wtedy poczuliśmy wszyscy, że nadchodzi czas decydującej walki o wolność" - dodał.
Jak mówił, system komunistyczny, propaganda i dyktatura "bankrutowały pod względem politycznym, moralnym i ekonomicznym". "W Polsce towarzyszył temu krzepnący opór podziemnej Solidarności, podziemnego obozu wolności. Każda kolejna ofiara reżimu wzmacniała opór i jednoczyła ludzi opozycji" - dodał. "To dlatego władza komunistyczna musiała iść na ustępstwa, to dlatego w 1989 roku doszło do kompromisu politycznego zawartego przy Okrągłym Stole" - mówił Komorowski.
Podkreślił, że dziś cenimy naszą wolność, choć zaczynamy ją powoli traktować jako "stan naturalny i oczywisty". Dodał, że cieszy go, iż po 25 latach aż 71 proc. Polaków uważa, że warto było zmienić ustrój, 81 proc. uważa się za ludzi szczęśliwych, a 89 proc. wyraża akceptację dla przynależności Polski do świata Zachodu, do UE.
Nazwał to „kwestią sprawiedliwości”, bardziej, aniżeli hojności.
Dotychczasowy Dyrektor - ks. Marcin Iżycki - został odwołany z funkcji.
To właśnie modlitwa i ofiara ma największą siłę, a nie broń czy wojska.