Południowokoreański baptysta Kim Jung-wook został skazany w Korei Północnej na dożywotnie ciężkie roboty za rzekome szpiegostwo i próbę zakładania kościołów podziemnych. To kolejny z chrześcijańskich misjonarzy zatrzymanych i osądzonych przez tamtejszy reżim totalitarny.
Protestancki misjonarz ma 50 lat i przez dłuższy czas pracował w mieście Dandung na granicy z Chinami. Jak podały rządowe media, został aresztowany w październiku ub. roku, gdyż miał dostać się na teren Korei Północnej nielegalnie. Ponadto prowadził działalność antypaństwową, a dowodami w sprawie miały być posiadane przez oskarżonego książki religijne, karty pamięci, płyty CD i urządzenia szpiegowskie używane do celów przestępczych.
Reżim w Pyongyangu poinformował, że oskarżony przyznał się do antypaństwowych aktów religijnych, które „złośliwie raniły godność” najwyższego kierownictwa kraju. Niezidentyfikowany adwokat północnokoreański powiedział, że misjonarz „szczerze żałował swoich zbrodni i za nie przeprosił”. Miał także zwrócić się do sądu z prośbą, by odstąpił od wymierzenia kary śmierci, której domagali się prokuratorzy.
"To dzieło nie okazało się chwilową inicjatywą, ale nabrało poważnego charakteru".
Szczególnie na terenach, gdzie istnieją głębokie rany spowodowane długotrwałym konfliktami.
Mówi o nich nowy przewodniczący Konferencji Episkopatu Kanady bp Pierre Goudreault.