...poza tym nie umiem wskazać słabych stron przystąpienia do wczesnej Komunii Świętej.
Wczoraj Katolicka Agencja Informacyjna opublikowała analizę dotyczącą wczesnej Komunii Świętej. Pytanie brzmiało, czy to lekarstwo, czy raczej fanaberia. Temat mnie zainteresował, ponieważ sam przystąpiłem do wczesnej Komunii Świętej. Mało tego, urodziłem się pod koniec grudnia, więc byłem jednym z młodszych „komunistów”. Jak dobrze pamiętam, był jeszcze jeden kolega urodzony 31 grudnia, ale mniejsza o to.
Przeciwnicy wczesnej Komunii Świętej, a nawet komunii w ogóle podkreślają często, że spowiedź święta, która to wydarzenie poprzedza, jest traumą dla dziewięcioletnich, a co dopiero młodszych.
Jak sięgam pamięcią, to specjalnej traumy sobie nie przypominam. Pamiętam, że była trema, żeby wszystko dobrze zapamiętać i powtórzyć. Tyle. Pamiętam za to bardzo dobrze jedną rzecz. W czasie przygotowania do pierwszej komunii ciągle towarzyszyli mi rodzice. Prowadzili na katechezę, która odbywała się popołudniami w salce parafialnej, tłumaczyli, ćwiczyli, modlili się, wyjaśniali, co i jak i o co tu właściwie chodzi.
W czasie uroczystości siedzieli obok. Szliśmy do ołtarza wszyscy. Z minusów pamiętam tylko tyle, że... kadzidło strasznie śmierdziało i było duszno w kościele.
Ale takie mało poważne kwestie zostawmy na boku. Możliwość wysłania dziecka do wczesnej komunii – jak pisze KAI, upowszechniła się w archidiecezji katowickiej czy tarnowskiej. Moim zdaniem bardzo szkoda, jeśli w innych częściach kraju traktuje się ją jako fanaberię, która dla proboszcza czy wikarego jest tylko dodatkowym kłopotem.
A kłopotem jest, bo trzeba zorganizować salki, poprowadzić przygotowanie dla dzieci, czasem namówić rodziców, by się na wczesną komunię zdecydowali. W szkole organizacyjnie jest łatwiej. Dzieci i tak przychodzą, z salkami nie ma kłopotu. Po problemie.
Tylko że, są takie inwestycje, które się zwyczajnie opłacają. Przygotowanie dzieci do wczesnej komunii angażuje całe rodziny. Relacja dzieci i rodziców się zacieśnia. Utrwala się związek z Kościołem. Mały człowiek jest zbudowany ich postawą, a oni mają świetną okazję, żeby wywiązać się z tego, co obiecywali, przynosząc dziecko do chrztu. Poza tym poprawiają się relacje. Często słyszę ubolewanie nad tym, że rodzice z dziećmi nie rozmawiają. Przy okazji przygotowania do Komunii Świętej jest okazja, żeby to nadrobić.
Trochę to kosztuje, ale warto wysiłek podjąć. Bo czy naprawdę przez te kilka lat dziecko tak bardzo zmądrzeje, że lepiej zrozumie teologiczne zawiłości naszej wiary? Dla tych, którzy tak sądzą, mam jedno pytanie: jak to możliwe, że w czasie Mszy świętej, chleb wygląda jak chleb, smakuje jak chleb, pachnie jak chleb, a tak naprawdę jest żywym ciałem samego Boga?
Owszem, dziecko przez kilka lat trochę „zmądrzeje”. Będzie wiedziało, jak używać komputera, smartphone’a, tableta. Może trochę lepiej będzie jeździło na rowerze, chociaż dzisiaj to już nie jest takie pewne. Będzie lepiej zorientowane, jakie gadżety teraz są najbardziej trendy i cool. I zwyczajnie będzie trochę cwańsze. Tylko czy o to nam naprawdę chodzi?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).