Seminarium to przede wszystkim formacja, solidne studia teologiczne. Taka instytucja wymaga jednak wielu osób, które wykonują prace konieczne dla jego funkcjonowania – mówi ks. Andrzej Leszczyński, dyrektor ekonomiczny GSD.
Święty też musi jeść
– W mojej pracy chodzi o to, by w kaplicy nie burczało klerykom w brzuchach, żeby nie myśleli tylko o jedzeniu – stwierdza szefowa seminaryjnej kuchni s. Bernadetta Jolanta Kałuża ze Zgromadzenia Sióstr Opieki Społecznej pod wezwaniem św. Antoniego. Jak mówi, z seminaryjnej kuchni korzysta ponad 80 osób. Tyle porcji wydaje kuchnia, gdy wszystkie roczniki są akurat w seminarium. – Chłopaki potrafią zjeść. Ważne jest, by byli dobrze odżywieni. Posiłki muszą być dobrze ustawione pod względem kalorycznym i dosyć zróżnicowane. Dobrze nie znaczy dużo. Tu wszystko zależy od indywidualnego zapotrzebowania – podkreśla siostra. Stara się, aby kuchnia była na miarę domu. – Jedzenie jest bardzo zwyczajne. Schabowe, gulasz, bigos, spaghetti, trafią się placki ziemniaczane i naleśniki. Są też surówki. To moja pasja. Witaminy są potrzebne – podkreśla. – Zdaję sobie sprawę z tego, że kuchni mamy nic nie zastąpi – dodaje.
Siostra Bernadetta pochodzi z leżącej na ziemi radomszczańskiej miejscowości Wielgomłyny. Pierwsze kroki w zakonie stawiała w Wieluniu. To tam znajduje się dom formacyjny zgromadzenia. W swoim zakonie pracowała w dziale administracyjnym. Jest z wykształcenia ekonomistką. Obecnie kończy studia teologiczne. Wiadomość o tym, że będzie pracowała w kuchni, bardzo ją zaskoczyła. – Mój tata wziął mnie wówczas na bok i powiedział: „Jola (takie imię nadano mi na chrzcie św.), pamiętaj. Oni mają tylko ciebie” A później martwił się, jak dam sobie radę. To nie jest tak, że nie umiałam gotować, ale liczba posiłków przygotowywanych tutaj jest prawdziwym wyzwaniem. Doświadczam jednak, że Pan Bóg, dając zadania, wspiera człowieka – wyznaje siostra. – Codziennie obieramy dwa–trzy worki ziemniaków. Ile trzeba wsypać soli? – To trudne pytanie. Kwestia wyczucia. Na kocioł zupy wsypuję chochlę soli. Ale ile ona waży – nie wiem. Zresztą i tak wszystkiego trzeba po prostu spróbować – mówi ze śmiechem. – Dzisiaj mogę powiedzieć, że bardzo dobrze mi się tu pracuje. Mam wspaniałe panie, które tworzą zgrany zespół – dodaje. Pani Bogusława Malikowska jest mamą księdza. W kuchni zaczęła pracować wówczas, gdy on już był kapłanem. – Posługa klerykom, to trochę jak posługa własnemu synowi. Zresztą dwóch z nich mówi do mnie „mama” – uśmiecha się. – Praca tutaj nie należy do łatwych. Ale daje także dużo radości – stwierdza pani Romana Białkowska. – Jest to przede wszystkim potrzebne tym młodym, którzy przygotowują się do kapłaństwa – podkreśla.
Od spraw pierwszego kontaktu
– Odbieram telefony, łączę rozmowy. Także do kleryków. Kiedy alumnów odwiedzają rodzice, prowadzę ich do rozmównicy. Ponieważ seminarium ma swój rytm życia, kiedy rodzice przynoszą dla kleryków przesyłki, przekazuję im je wówczas, gdy mają czas wolny – relacjonuje zakres pełnionych obowiązków pani Barbara Kur, od piętnastu lat pracująca na seminaryjnej furcie. Nie jest osobą, która tylko otwiera drzwi. – Lubię z nimi rozmawiać. Nie zawsze mogą, ale w wolnym czasie zdarza się, że ze mną rozmawiają. Mówią o sobie. Czasem o tym, że któregoś boli ząb. Czasem o rzeczach bardziej poważnych. Przychodzą porozmawiać o życiu – zwierza się. – Na tych młodych ludzi patrzę z miłością i wdzięcznością za to, że w ogóle są. Myślę, że ich rozumiem. Świat może mówić, że to szaleństwo, by iść w dzisiejszych czasach do seminarium, ale ja widzę w nich powołanie. A seminarium zapewnia Kościołowi pewną ciągłość głoszenia Ewangelii – dodaje. Kościół zna od podszewki. Jej zmarły brat był księdzem. Księżmi są także jej bratanek i brat stryjeczny. Podkreśla, że doświadczyła tu wielu ważnych chwil. – Przeżyłam tu spotkanie z papieżem Janem Pawłem II. Nigdzie by mi się tak bliskie spotkanie nie zdarzyło – mówi, pokazując pamiątkowe fotografie. – Gdzie spotkałabym tak wspaniałych ludzi – dodaje. – Z perspektywy każdego księdza seminarium to ważne miejsce, do którego się wraca – przekonuje ks. Andrzej Leszczyński. – Co więcej, myślę, że każdy ksiądz, który przekracza seminaryjną furtę, zaczyna się czuć jak w domu. Wielu naszych profesorów już odeszło. A ich słowa, wydarzenia z ich udziałem gdzieś w nas żyją. W jakiś sposób nas tworzą – podkreśla.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).