W lubelskiej archikatedrze corocznie około 10 osób przygotowuje się do przyjęcia sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego, czyli chrztu, bierzmowania i Komunii św. udzielane są w czasie liturgii Wigilii Paschalnej. Odtąd już zawsze Wielkanoc będzie dla nich pamiątką początku nowego życia.
Tato, czy Bóg istnieje?
Kilkuletni Łukasz spytał o to ojca i usłyszał, że nauka nie zna odpowiedzi na to pytanie. Dziś jako dorosły człowiek wierzy, że Bóg istnieje. Rodzice nie ochrzcili Łukasza ani jego siostry, choć sami byli ochrzczeni w dzieciństwie. Uważali się za niewierzących. – Nie chodziliśmy do kościoła z rodzicami, nie modliliśmy się, w zasadzie nic o Bogu nie wiedzieliśmy. No, prawie nic – mówi Łukasz Lewandowski. Kiedy miał jakieś 10 lat, małżeństwo rodziców zaczęło się rozpadać. – Dla nas to była tragedia, trzęsienie ziemi. Wtedy pomyślałem sobie, że dobrze by było, gdyby ten Pan Bóg był i nam pomógł. Odwiedzaliśmy też czasami naszą ciocię w Toruniu, która była bardzo wierząca. Zawsze znalazła okazję, by z nami porozmawiać o Panu Bogu, o tym, że On nas kocha i troszczy się o nas tak bardzo, że oddał swoje życie za nas. W tej trudnej sytuacji rodzinnej uczepiłem się tego i bardzo chciałem przyjąć chrzest. Rosła we mnie determinacja, podobnie jak i w mojej młodszej siostrze. W końcu poszliśmy do najbliższego kościoła w Lublinie, czyli do parafii ojców kapucynów. Powiedzieliśmy, że chcemy przyjąć chrzest.
Po spełnieniu potrzebnych formalności i odpowiednich przygotowaniach nadszedł wielki dzień. Byłem neofitą i najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Miałem ochotę krzyczeć z radości – wspomina Łukasz. – Msza św. przestała być niezrozumiałym rytuałem, mogłem w niej w pełni uczestniczyć, korzystać ze zbawienia od mojego Pana. Patrzyłem na ludzi obok w kościele i nie rozumiałem, jak mogą tak obojętnie, jak mi się wydawało, przeżywać Mszę świętą. Zastanawiałem się, jak można, będąc ochrzczonym, nie radować się na każdym kroku i nie mówić o Panu Jezusie, nie szukać Go w każdej sytuacji. Chrzest otworzył mnie na nową rzeczywistość – dodaje.
Jak młode wino
Natalia denerwowała się i cieszyła jednocześnie. Wyprasowana garsonka czekała na krześle obok białej szaty. Jeszcze fryzura, makijaż i w końcu świeca przystrojona białą wstążką. Wszystko musiało być najlepsze i najbardziej uroczyste. – Byłam chyba tak szczęśliwa jak apostołowie, którzy otrzymali Ducha Świętego. Pismo Święte mówi, że ich radość była tak wielka, że ludzie myśleli, że uczniowie upili się młodym winem. Ja też się tak czułam. Jakby radość rozpierająca mnie od środka miała za chwilę wybuchnąć. Nie miałam wątpliwości, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie – opowiada Natalia. Jej historia wiąże się z życiem na Białorusi. Tam o Kościele i Panu Bogu do dziś mówi się mało, a kilka lat temu nie mówiło się wcale. Kiedy Natalia przyjechała na studia do Polski, odkryła też, że na każdym kroku są kościoły, i to wcale nie muzea czy sale kinowe, jak na Białorusi, ale kościoły pełne ludzi, którzy się modlą. Do tego doszły rozmowy z polskimi znajomymi, udział w duszpasterstwie akademickim i w jej sercu pojawiła się tęsknota, o którą nigdy się nie podejrzewała – chciała mieć kogoś, na kimś w każdej sytuacji będzie mogła polegać, kto zawsze będzie ją kochał. Odkryła, że tylko Bóg spełnia jej marzenia.
– Odkąd mogę w pełni być w Kościele, wszędzie, gdzie jestem, czuję się u siebie, bo w końcu Pan Bóg – mój Ojciec – jest wszędzie – mówi. Od początku chrześcijaństwa w Wielki Post obok pokuty wpisane było bezpośrednie przygotowanie katechumenów do przyjęcia sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego. – Tradycja pierwszych wieków chrześcijaństwa mówi, że chrzest był udzielany tym, którzy o niego prosili, czyli zazwyczaj ludziom dorosłym. To, co odbywa się w naszym kościele w Wigilię Paschalną, nie jest więc niczym nowym czy wyjątkowym – mówi ks. Maciej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.