W filmie Aronofsky’ego nie ma Boga. Reżyser boi się użyć tego słowa. Jest Stwórca. Uznał, że to termin bardziej bezpieczny.
Film „Noe” wzbudzał dyskusje, jeszcze zanim reżyser rozpoczął zdjęcia. Czy ateista Warren Aronofsky może nakręcić film oddający wiernie ducha opowieści o Noem z biblijnej Księgi Rodzaju? Z tym wiąże się zagadnienie bardziej ogólne: czy niewierzący może przenieść na ekran Pismo Święte, zachowując jego ducha? Okazuje się, że tak. Dowodem „Ewangelia wg św. Mateusza” Piera Paolo Pasoliniego, homoseksualisty, ateisty i skandalisty. Kiedyś ktoś zapytał Pasoliniego, dlaczego zajmuje się tematami religijnymi, skoro jest niewierzący. „Jeżeli wiesz, że jestem niewierzący, to znasz mnie lepiej niż ja sam. Być może i jestem człowiekiem niewierzącym, ale takim, który tęskni za wiarą” – odpowiedział Pasolini. W filmie dedykowanym papieżowi Janowi XXIII reżyser ten położył nacisk nie na rekonstrukcję biografii, ale na nauczanie Jezusa. Ta ascetyczna, pozbawiona wizualnych fajerwerków opowieść, to chyba do tej pory najwierniejsza próba przeniesienia Ewangelii na ekran. „Ewangelia wg św. Mateusza” znalazła się nawet na opublikowanej w 1995 roku przez watykańską Kongregację do spraw Środków Masowego Przekazu liście 45 filmów fabularnych, zawierających szczególne wartości religijne, moralne i artystyczne.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).