Nie przyjmowali święceń kapłańskich ani nie składali ślubów zakonnych. Pracują, mają rodziny, wychowują dzieci i tylko dziwią się, uśmiechając się ukradkiem, że ich działania media opisują: „Kuria się oburzyła” albo „Kościół edukuje”.
Akademia w Miliczu
Kilkunastotysięczna miejscowość położona w Dolnie Baryczy. Tutaj początki wielkiego dzieła także były skromne. Dominika i Przemek, Asia i Piotr, Joanna i Artur, Ania i Adam – cztery małżeństwa, spotykające się w ramach jednego kręgu Domowego Kościoła przy parafii pw. św. Andrzeja Boboli w Miliczu – jak sami mówią o sobie – pragnące zrobić coś dla innych rodzin. Tyle wystarczyło, by utworzyć Akademię Rozwoju Rodzica. – Kiedy Urząd Miasta zaproponował, by mieszkańcy składali wnioski na dofinansowanie projektów ich zdaniem społecznie użytecznych, pomyśleliśmy: „Dlaczego nie spróbować?” – opowiadają Anna i Adam Przybyłowie. Precyzują, że we wspólnocie często wymieniali się informacjami o wartościowych konferencjach i prelekcjach dotyczących m.in. budowania więzi rodzinnych czy wychowania dzieci, jednak najczęściej odbywały się one poza ich miejscowością. „Przecież podobne spotkania możemy zorganizować u siebie” – pomyśleli. Napisali wniosek i otrzymali dofinansowanie na zorganizowanie czterech spotkań dla rodziców.
W przedostatnią sobotę listopada odbędzie się trzecia konferencja pt. „Jak kochać i wymagać?”. – Sami jesteśmy rodzicami i chcemy wciąż się rozwijać, niejako doskonaląc swoje kompetencje – tłumaczą państwo Przybyłowie. – Dajemy szansę. Ludzie mogą przyjść, posłuchać kompetentnych wykładowców i spokojnie porozmawiać o swoich problemach, a przy tym uzyskać fachowe wsparcie. Wykłady są darmowe i dostępne dla wszystkich, a odbywają się w Kreatywnym Obiekcie Multifunkcyjnym, popularnie zwanym w Miliczu KOM-em. – Celowo organizujemy to poza kościołem – tłumaczy pan Adam.
– Chcemy uniknąć sytuacji, kiedy ktoś rezygnuje z udziału ze względu na miejsce – dopowiada, podkreślając, że wielu, słysząc, iż inicjatywa odbywa się w przestrzeni sakralnej, pomimo zainteresowania przekazywanymi treściami uprzedza się i nie przychodzi. – To my wychodzimy na zewnątrz. Chcielibyśmy, by o naszej wspólnocie mówiło się nie tylko w kontekście inicjatyw religijnych, ale także takich, które są dostępne i z których z pożytkiem korzystać mogą wszyscy. W ten sposób pokazujemy, że Domowy Kościół to nie tylko spotkania we własnym kręgu – zaznacza Adam Przybyło.
Szerokim frontem
Zdaniem Piotra Pietrusa ze wspólnoty Hallelu Jah, zaangażowanego m.in. w przygotowanie ewangelizacji wizualnej na ulicach Wrocławia, istnieje już spora grupa świeckich, którzy pojmują swoją obecność w Kościele znacznie szerzej niż tylko poprzez wypełnienie obowiązku niedzielnej Eucharystii. – Czujemy się częścią Kościoła, którego głównym zadaniem jest głoszenie Dobrej Nowiny, dlatego czymś naturalnym jest, że to zadanie podejmujemy – tłumaczy i dodaje, że są takie miejsca, gdzie duszpasterz nie pójdzie. – Nie dotrze do wszystkich, z którymi spotykam się w pracy i tu już widzę szerokie pole dla naszej działalności i dla ewangelizowania przez świadectwo życia – podkreśla.
Zauważa także, że funkcjonując w pewnych środowiskach jako świecki, lepiej może dostrzegać potrzeby i problemy współczesnego człowieka. – Przynosimy je, omawiamy i tak rodzą się nasze inicjatywy – zaznacza. – Tak rodziły się m.in. Marsze: Trzech Króli, Mężczyzn, Rodzin, Wszystkich Świętych czy Duchowe Zaplecze Euro. Piotr Pietrus przyznaje jednocześnie, że są w Kościele sprawy zarezerwowane dla kapłanów. W wielu innych dziedzinach duchowni i świeccy mogą się uzupełniać lub być dla siebie wsparciem. – Wierzę, że to dopiero początek i tylko kwestią czasu jest, gdy będziemy działać szerszym frontem – puentuje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.