Szkoła życia i miłości

– Piasek w zębach, wiatr w uszach, radość w oczach. Tak zaczyna się nasza pierwsza wyprawa do buszu. Siedzimy na pace samochodu księdza Andrzeja i czujemy się niczym na Safari. Krajobraz jak z pocztówki. Jeszcze jakiś czas temu nigdy bym nie pomyślała, że będę kiedyś w Afryce. Niesamowite! – mówi o swojej wyprawie Anna Gordzijewska.

Reklama

Jestem uczennicą

Pierwsze zachwyty i nowość obowiązków z czasem uzupełnia trud codzienności i bezradność wobec obecnej wszędzie biedy. – W Makululu większość rodzin nie ma nic. Mieszkają w altankach, nie mają mebli, śpią na matach, a gotują na zewnątrz. Dzieci często chodzą w podartych ubraniach, a mniejsze nawet całkiem nago. Kiedy to widzę, mam ochotę ściągnąć swoją bluzkę, by im dać... Przekonuję się, że nie jestem w stanie dać im wszystkiego, czego potrzebują. Jedyne, co mogę zrobić, to po prostu z nimi być – mówi wolontariuszka. Ania Gordzijewska opowiada również o wielkiej wrażliwości dzieci. – Mandalena niczym nie wyróżnia się spośród innych dzieci. Czarna skóra, krótko obcięte włosy, białe zęby, sukienka nie pierwszej świeżości. Tego dnia jej smutna buzia była dla mnie znakiem zapytania. Gdy Tomek, który jak ja jest wolontariuszem, przyniósł ciastka, dzieci się na nie rzuciły, biorąc po kilka, ale Mandalena grzecznie wzięła jeden okruszek, którym jeszcze podzieliła się ze mną. Z grzeczności nie odmówiłam. Później dowiedziałam się, że był to jej jedyny posiłek tego dnia. Łzy napłynęły mi do oczu i czułam, że to nie jest sprawiedliwe. Jak zjawa zakrada się bezradność. Mała księżniczka dała mi cenną lekcję. Jej ośmioletnie serce udziela mi korepetycji z miłości – wyznaje wzruszona wolontariuszka.

Takich sytuacji było więcej. – Kiedyś widziałam, jak trzylatek kładzie na rączce kolegi garstkę ryżu, który dostał jako posiłek do przedszkola. Jeszcze innego dnia pewna dziewczynka z warkoczykami nalała picie ze swojego bidonu do butelki koleżanki. Dzieci w Afryce, mimo niedostatku, potrafią się dzielić nawet tą odrobiną, którą mają – dodaje. Kilkulatki dzielą się nie tylko jedzeniem. – Wracając pewnego dnia ze szkoły, zobaczyłam dziewczynkę w jednym bucie. Pomyślałam, że pewnie drugi zgubiła. Pomyliłam się: drugi miała na nodze jej towarzyszka. – Moje wyobrażenia na temat misji ulegają głębokiej dekonstrukcji. To nie jest świętość od zaraz. Tylko aureolkę mi doczepić. Okazuje się, że misje to dopiero droga do świętości. Czasem kręta i piaszczysta. Czasem pokryta chwastami, które trzeba wyrwać. A to wymaga pracy. Każdego dnia ruszam do swoich obowiązków, bo misje to codzienność bardzo zwyczajna: bez fajerwerków i kolorowych balonów – snuje refleksję o swoim pobycie w Afryce gorzowianka.

Dodaje, że przede wszystkim w Zambii to ona się uczy. – To dla mnie szkoła pokory. Czasem nawet wydaje się, że nic nie wychodzi. To też szkoła modlitwy, gdy dzieci modlą się tak szczerze, zakrywając rękami twarze, że brakuje mi słów. To szkoła miłości, gdy widzę, jak kilkulatek dzieli się z drugim, mimo że sam ma niewiele. Widzę wtedy jak sama mało kocham. Afryka to szkoła cierpliwości, gdy po raz kolejny za bardzo się spieszę i nie potrafię zwolnić. Czasami mam wrażenie, że oblewam jakiś egzamin, ale zaraz zabieram się za poprawkę. To moja szkoła wytrwałości. Misje to szkoła życia i droga mojego nawrócenia.

Adres, na który można wysyłać listy, kartki oraz paczki (z napisem „by air mail”): Volunteer Anna Gordzijewska, Salesians of Don Bosco, PO Box 80090, Lusaka Road 7711, Kabwe – Zambia

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ, MISJE

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7