W wielkim mieście Arusha u stóp góry Kilimandżaro ich jest równie dużo jak turystów. Czasami na swoich kikutach zamiast stóp wędrują kilka tygodni, by zająć jedno z miejsc na głównej ulicy miasta. Dobre miejsce to szansa na przeżycie.
Trędowaci to niejedyni żebracy w Arusha. Na hojność turystów liczy tu każdy. Zdarza się, że uliczne bandy napadają na trędowatych, by ukraść im to, co dostali. – Po pracy w szpitalu często szłam odwiedzać trędowatych na ulicach. Tym, którzy nie mogli dotrzeć do szpitala, nosiłam leki, potrzebującym zmieniałam opatrunki. Pewnego razu poprosili mnie, bym przechowała ich pieniądze, bo boją się napadu. Od tamtej pory byłam nie tylko pielęgniarką i siostrą zakonną, ale ich bankiem, gdzie mogli bezpiecznie zostawić użebrane grosze – opowiada s. Cecylia.
Ciekawi świata
Mze Beatus jest trędowaty. Zanim zgłosił się po pomoc, trąd odebrał mu częściowo palce u rąk i niemal pół stopy. – To charakterystyczne objawy dla tej choroby. Zaczyna się od pojawienia się białych plamek; jeśli się je zignoruje, trąd atakuje położone najdalej od serca części ciała, jak dłonie, stopy czy twarz. Zanika tam krążenie więc i czucie, a z czasem te części ciała gniją, tworząc cuchnące rany. Gdyby do szpitala zgłaszali się ci, którzy zobaczyli pierwsze objawy, można trąd wyleczyć, zanim zrobi spustoszenie. Niestety ludzie się wstydzą i boją odrzucenia, więc nie przyznają się, dopóki mogą. Chorobę można zatrzymać w każdym stadium, ale zniszczeń się już nie cofnie – mówi s. Cecylia. Kiedy przyszła odwiedzić Mze, zobaczyła człowieka z wielką śmierdzącą raną na nodze. Trąd był bardzo posunięty. Mze mieszkał sam i opierając się na drewnianej kuli, uprawiał wokół chaty kawałek pola.
– Mimo choroby i usunięcia się na margines był bardzo ciekawy świata. Pytał mnie o Polskę, o Europę, o to, jak to jest lecieć samolotem. Kiedy przychodziłam go odwiedzać i robić opatrunki, cieszył się jak dziecko – nie z powodu leczenia choroby, tylko dlatego, że byłam dla niego źródłem informacji o świecie – opowiada s. Cecylia. Takich jak Mze są tysiące. Część z nich żyje w Afryce, część w Indiach, gdzie notuje się najwięcej zachorowań na trąd. To z myślą o nich siostry białe organizują od lat kiermasze ciast na KUL i w kościele ojców kapucynów na lubelskiej Poczekajce. W tym roku także można było ich wspomóc 27 stycznia podczas kiermaszów albo wpłacając pieniądze na konto. Zebrane środki trafią tym razem do Indii do ośrodka w Jeevodaya.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.