Martial i Brudo – Afrykanie z Madagaskaru – są od września mieszkańcami klasztoru kamilianów w Taciszowie. Przygotowują się tutaj do złożenia pierwszych ślubów zakonnych.
– Od dziecka chodziłem, tak jak moi rodzice, na Msze św. do kaplicy w szpitalu, gdzie pracowali kamilianie. Już jako mały chłopak chciałem śpiewać w tamtejszym chórze. Gdy skończyłem gimnazjum, nawiązałem z nimi kontakty. Później jednak nie chciałem być kamilianinem i napisałem prośbę o przyjęcie do oblatów. Ponieważ jednak nie dostałem odpowiedzi, dalej śpiewałem w chórze i po maturze wstąpiłem jednak do kamilianów – opowiada Martial. Historia Brudo jest trochę inna, bo wcześniej w ogóle nie znał zakonu. – Najpierw chciałem być księdzem diecezjalnym. Gdy przygotowywałem dokumenty, ktoś powiedział mi, że są tacy kamilianie, którzy pracują w szpitalu. Od razu mnie to zainteresowało, bo nie do końca byłem przekonany o powołaniu do kapłaństwa w strukturach diecezjalnych – mówi Brudo.
Taniec i śpiew
W Polsce bracia Brudo i Martial zasłynęli już z muzycznego talentu. W każdej chwili potrafią przerwać zajęcia, zaśpiewać i zatańczyć. I to nie byle jak. – Liturgia w afrykańskich kościołach bardzo mi się podoba. Bracia opowiadali nam, jak dużo tańców mają podczas Eucharystii. W czasie ofiarowania darów, tańcząc, podchodzą do ołtarza, żeby je złożyć – opowiada Grzegorz. Martial podczas ostatniego Orszaku Trzech Króli w Katowicach odegrał kluczową rolę króla z Afryki. I choć nogi mu prawie zamarzły, radości było wiele. – Mamy sporo wspólnych akcji. Odkrywamy przy tym charyzmat do prowadzenia imprez – żartuje Tomasz. – Idziemy na przykład na spotkanie opłatkowe, a kończymy je tańcami, śpiewając wszystko – od kolęd po popularne piosenki. W tym widać, jacy jesteśmy naprawdę. Na co dzień, jak w każdej rodzinie, są momenty bardzo dobre i są takie, że może trzeba coś przemilczeć, a nawet popłakać w kaplicy. Ale to chyba nas oczyszcza i ma sens.
Dzień za dniem
Do pierwszych ślubów braciom nowicjuszom zostało ponad siedem miesięcy. Nie są więc jeszcze nawet na półmetku i nie mogą być pewni, że dotrwają. Zwłaszcza że zaczynali w piątkę, a jeden z nich już zrezygnował. Co robią przez ten rok? Mają dużą dawkę modlitwy, zajęć formacyjnych i pracy w klasztorze w Taciszowie, ale próbują pomagać też w duszpasterstwie na zewnątrz, a raz w tygodniu – w jednym z ośrodków prowadzonych przez kamilianów, obecnie w Domu Pomocy Społecznej w Zabrzu, gdzie podejmują różne posługi. W ten sposób uczą się życia we wspólnocie i z innymi. W tym także rozwiązywania konfliktów. – Jak w każdym zgromadzeniu zdarzają się zgrzyty, to jest nieuniknione. My mamy inną kulturę i mentalność, a Malgasze inną – przyznaje Grzegorz. – Gdyby nie było tych zgrzytów, to byłaby chora wspólnota – mówi Tomasz. – U nas jest bardzo konstruktywne rozwiązanie: za każdym razem, gdy mamy jakieś nieporozumienie, siadamy i o tym rozmawiamy. Tego uczy nas magister nowicjatu, żeby był dialog. Więc między sobą możemy się posprzeczać, jak w rodzeństwie, ale gdyby ktoś z boku chciał nas skłócić, to jeden za drugim stanie, mimo że różnica kulturowa jest wielka. To, że do tej pory razem funkcjonujemy, to jest cud! – podsumowuje Tomasz.•
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).