– Święta Bożego Narodzenia trwają u nas jeden dzień. W zeszłym roku w Pasterce, odprawianej późnym popołudniem, uczestniczyło 10 osób. Jedynymi znakami Bożego Narodzenia były mała, plastikowa choinka i mikroskopijny żłóbek – mówi ks. Adam Kwaśniak, łowicki misjonarz.
– Dawniej bywało inaczej. Wiejska legenda opowiada o grupie bandytów z USA, którzy na przełomie XIX i XX wieku, po obrabowaniu banków, napadach na pociągi i pozbawieniu życia większej liczby ludzi schronili się w Cholina. Znając tę opowieść, nie byłem zdziwiony, gdy jeden z policjantów, na wieść o mojej nominacji do Cholina, powiedział: „Tutejsi ludzie są dobrzy, ale – na wszelki wypadek – kup sobie strzelbę”. Póki co, ksiądz Adam zgoła innymi metodami próbuje kierować parafią. Jedną z bardziej atrakcyjnych form ściągnięcia wiernych do kościoła jest wyprzedaż odzieży. Wówczas można liczyć na całkiem sporą frekwencję. Niestety, znacznie mniej ochoczo parafianie garną się na katechezy czy nabożeństwa.
Poniżej standardu
– Mój kontrakt misyjny przewiduje wstępnie 3-letni pobyt z możliwością przedłużenia. Kontrakt taki zawiera biskup łowicki z biskupem z Esquel, dzięki czemu staję się tzw. księdzem fideidonistą, czyli misjonarzem – wyjaśnia ks. Adam. Parafia w Cholina jest najbiedniejszą parafią w prałaturze. Poza kościołem i zarośniętym chwastami polem nie ma tam praktycznie nic. Do parafii należą dwie kaplice, oddalone o kilkadziesiąt kilometrów, do których przychodzą 2–3 osoby, na dodatek z prawie godzinnym opóźnieniem. – Od kiedy tu jestem, wiele rzeczy przestało mnie dziwić. Mieszkając w Cholila, żyję jednocześnie w XIX i XXI wieku. Nie mam ani telewizora, ani internetu, ani gazet. Radia słucham bardzo rzadko i mój kontakt ze światem ogranicza się do tego, co opowiedzą mi parafianie. Jeśli o czymś nie mówią, oznacza to, że rzecz nie jest warta uwagi. Z drugiej strony, na co dzień używam elektronicznego brewiarza, a wychodząc na pobliskie lodowce górskie, wkładam przywieziony z Polski goreteksowy kubraczek i śpię w nowoczesnym namiocie wysokogórskim. Udaje mi się zatem z powodzeniem łączyć technologię XXI wieku z surowością wieku XIX. Większego wrażenia nie robią na mnie także warunki, w jakich mieszkam. Większość rzeczy, które posiadam, mogę spakować do plecaka. Zanim zamieszkałem na strychu nad kościołem, musiałem pozbyć się tamtejszej flory i fauny, której mogłyby pozazdrościć ogrody botaniczne świata. Nie mam wielu mebli, łóżko i stolik wystarczają za wszystko. Mieszkając tak, odkrywam, jak niewiele potrzeba do życia. Co warto wiedzieć – w Argentynie księża nie mają pensji. Tygodniowa taca w mojej parafii rzadko przekracza 30 pesos. Można za to kupić prawie kilogram mielonego mięsa lub trzy kilogramy ryżu. Trzeba jeszcze zapłacić rachunek za gaz i elektryczność oraz zatankować samochód. Gdyby nie finansowe wsparcie kurii z Esquel, musiałbym prowadzić żywot Jana Chrzciciela, z jego dietą na bazie korzonków i szarańczy. Tak czy inaczej, środki finansowe, którymi miesięcznie dysponuję, sytuują mnie dużo poniżej progu ubóstwa oficjalnie przyjmowanego w Argentynie – relacjonuje misjonarz, który tegoroczne święta Bożego Narodzenia – podobnie, jak w zeszłym roku – spędzi w Esquel na asado z księżmi. Rano wróci do parafii na Mszę św., na którą najprawdopodobniej nikt nie przyjdzie, bo ze względu na piękną pogodę wszyscy ruszą na ryby.
Możesz pomóc
Łowickiego misjonarza można wesprzeć finansowo, przesyłając pieniądze na konto: IBAN: 10 1240 3347 1111 0010 1333 6854 BIC: PKO PPL PW SWIFT: PKO PPL PW/PKO S.A. I O ŁOWICZ
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).