Nowy rok szkolny tuż tuż. Wraca więc i temat katechezy. Tyle że… Jak to powiedzieć, by jednak nikogo nie obrazić?
Nauczyciel zepchnięty do roli trybika w machinie traci swoją osobowość. Nic dziwnego, że u młodych, wrażliwych na budowanie relacji, także autorytet. A przecież nie chodzi tylko o sam proces nauczania. Nauczyciel musi pisać nieprawdę w dzienniku, żeby nikt się nie czepiał, nauczyciel w razie konfliktu z uczniem (o stopień, o zachowanie) musi się tłumaczyć jak szczeniak ze swojego postępowania przed nie znającym sprawy urzędnikiem, który sprawdza jedynie dokumentację. Skoro system nie szanuje nauczycieli, jak mają ich szanować uczniowie?
Jak może być?
Pracowałem w szkole jako katecheta kilkanaście lat. Niewątpliwie poniosłem wiele porażek. Myślę zresztą, że nie ponoszą ich tylko ci, którzy nie chcą ich widzieć. Na pewno jednak odniosłem też parę drobnych sukcesów. Może dlatego, że pracowałem w tzw. trudnych szkołach, wszystkie rodziły się nie przez stosowanie nie wiadomo jakich metod, ale nawiązywanie relacji. Z dziećmi jest inaczej (uczyłem je stosunkowo mało), ale z młodzieżą osiągałem o wiele więcej, gdy udawało mi się wejść z nimi w dialog. Bo to ich angażowało. Dialog jednak z natury jest nieprzewidywalny. Katecheta rozpoczynając go nie może przewidzieć, dokąd dojdzie. Może starać się sprowadzać go na właściwe tory, ale nie wolno mu manipulować. Bo cały kapitał szacunku młodych straci. Jego zaangażowanie musi być autentyczne. Wtedy i wiedza młodym niezauważalnie wchodzi do głowy, a i wola do realizacji trudnych wymagań wzrasta.
Między wuefem a lekcją fizyki, między jednym a drugim dzwonkiem, przy konieczności dokonania odpowiednich adnotacji w dzienniku i podyktowania przed końcem lekcji notatki to przedsięwzięcie dość akrobatyczne. Nie znają go nauczyciele akademiccy, którzy zawsze mogą powiedzieć „doczytajcie sobie na ten temat”. Na dodatek katecheta musi też oceniać. I to zgodnie z wymogami dzisiejszej szkoły – skrajnie obiektywnie. Zgodnie z przygotowanym wcześniej dokumentem dotyczącym zasad oceniania. Problem, którego wykładowcy na uczelniach, stawiający piątki za jedną celną odpowiedź na egzaminie albo pały za jedno zająknięcie się w ogóle nie znają. Żeby być katechetą (i nauczycielem) spełniającym wymagania urzędników i jeszcze czegoś uczniów nauczyć w dzisiejszych szkolnych realiach trzeba być wirtuozem. Czy to nie za wielkie oczekiwanie?
Smutne to, ale wydaje mi się że grzechem głównym szkolnej katechezy i szkolnego nauczania jest to, że urzędnik, profesor i dziennikarz uważając się za najlepszych speców od szkoły, nauczycieli ubezwłasnowolnili.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.