Chyba coś w tym jest. A przynajmniej było.
Bo pora roku robi swoje? A może tylko w ten sposób można jakoś zdystansować się i odciąć od zamętu, który nam ostatnio towarzyszy.
„Unikat, jakiego w kinie nie było”.
Albo mała encyklopedia izraelska.
Poetycki raptularz. Brzmi nieźle. Czyta się jeszcze lepiej.
Jak w doskonały sposób zrozumieć Ewangelię?
A może to za wcześnie? Może popełniamy jakiś duchowy falstart?
Czyli adwentowo-literackich podróży ciąg dalszy.
A potem? Świąteczny tryb kulinarno-telewizyjny?
Klasyczny temat szkolnych wypracowań. Co, gdybym musiał napisać taki tekst dziś?
To najważniejszy chrześcijański symbol; znak zbawienia.