Beatyfikacja odsłania człowieka, którym był. Człowieka pełnego Boga. Człowieka, który niósł w sobie każdego człowieka. Człowieka, który się nie lękał, bo uwierzył Zmartwychwstałemu.
Nadchodzi kumulacja, jak w Totku, tylko o niebo (dosłownie) lepsza
Akcja goni akcję. Im więcej akcji, tym mniej formacji. A potem wielkie zdziwienie. Bo miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle.
Są granice, których dziennikarzom przekraczać nie wolno. Szczególnie, kiedy pod pretekstem zdemaskowania społecznego zjawiska de facto instruują jak dokonać aborcji czyli – powiedzmy to jasno – podpowiadają jak popełnić przestępstwo.
Jan Paweł II o takiej wolności nie tylko mówił. On ją zrealizował w swoim życiu.
Gdyby w podobny sposób postępował Trybunał w Norymberdze, miałby kłopoty z osądzeniem nazistowskiej elity III Rzeszy.
Guru który twierdził, że jest wcieleniem Jezusa Chrystusa, który powtórnie przyszedł na świat zmarł w dzień Zmartwychwstania. Przypadek? Przypadki są tylko w gramatyce.
Robi mi się chłodno, gdy słyszę propozycje opierania przekazu Kościoła w sferze moralnej wyłącznie na strachu.
Chrystus zmartwychwstał. I co ty na to? Tak miało podobno brzmieć jedno z najkrótszych wygłoszonych w historii kazań. No właśnie? Co ja na to?
To niesłychane. Bóg jęczy z krzyża: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”.