Błogosławieni w pasiakach

Kiedy ludzie jadą do seminarium misyjnego w Pieniężnie, najczęściej oglądają wystawę muzealną z eksponatami przywiezionymi z różnych części świata. Ale w przyszłości będzie można także zapoznać się z historią życia zakonnych męczenników.

Reklama

Chorych nie potrzeba

Aby odtworzyć historię życia kandydatów na ołtarze, przesłuchano 142 świadków z całej Polski. Akta liczą 3000 stron, a także 4370 stron tłumaczeń. Historia każdego zakonnika łączy się z opisem męczarni, których doświadczał w obozach koncentracyjnych. Jedną z przejmujących opowieści jest relacja o. Dominika Józefa o ostatnich chwilach życia innego zakonnika, o. Kozubka: „16 maja 1940 roku o. Kozubek leżąc obok mnie na sienniku rozpostartym na podłodze, miał umysł wyjątkowo jasny. Jak się później okazało, było to przedśmiertne ożywienie umysłu. Wokół jeszcze noc, cisza. Była może godz. 5 rano, gdy wspomniał o swej matce i rzekł: Tak mi dzisiaj dobrze, to chyba jeszcze wyzdrowieję, wrócimy do Górnej Grupy, a potem do mamy i będzie znów wszystko dobrze”.

Świadek opowiadał, że o. Kozubek nie przeczuwał bliskiego końca, gdyż rozmawiał spokojnie, i tak było do końca. Świadomi nieustannego zagrożenia starali się być nieustannie przygotowani na śmierć: „Choć często spowiadaliśmy się wzajemnie, to jednak udzieliłem mu rozgrzeszenia, odmawiałem nad nim akty strzeliste: Jezu, Maryjo, Józefie, bądźcie przy mnie w ostatniej godzinie, niechaj dusza moja z wami odejdzie w pokoju. Wzbudziłem akt wiary, nadziei, miłości i żalu”. Podczas modlitwy pojawił się kapo, który zauważył chorego zakonnika. Nadzieja na pomoc była jednak krótka. W obozie obowiązywało proste prawo: słabi i chorzy przeznaczeni byli na unicestwienie. Chorego o. Kozubka wyniesiono do umywalni. Była to standardowa procedura w takich przypadkach. Wtedy też obecni tam więźniowie byli świadkami przerażających chwil. Blokowy z całej siły skoczył na pierś i gardło katolickiego duchownego. Było słychać jedynie trzask łamanych kości i zakonnik nie żył.

Ojciec Dominik Józef pisał potem we wspomnieniach: „Była mniej więcej godz. 6.30 rano, 16 maja 1940 roku, gdy dusza o. Kozubka stanęła przed Chrystusem twarzą w twarz. Odszedł od nas w stroju więźnia, można powiedzieć niosąc na sobie kajdany niewoli, jak św. Paweł. Odszedł prosto z pola walki, aby stanąć przed Chrystusem po wieniec chwały za pracę, cierpienie i za tak młode życie oddane w służbie misyjnego powołania”. Wśród 19 werbistowskich życiorysów jest także opis śmierci jednego z kleryków, nowicjusza Norberta Gosienieckiego. W momencie śmierci miał 20 lat. Trafił do obozu koncentracyjnego w Dachau, a następnie Gussen. Zachorował na czerwonkę i dostał się do obozowego szpitala. Na nim także zastosowano zasadę likwidacji chorych. Przy minusowych temperaturach w wieczór 29 grudnia 1940 roku został wyciągnięty przez kapo do przedsionka na betonową posadzkę i tam polany lodowatą wodą. Przeleżał tam całą noc i rano był już martwy. Ciało zostało spalone w obozowym krematorium.

Ważniejsza jednak od rodzaju śmierci i okoliczności, w jakich się dokonała, jest postawa zakonników. Każdy był świadomy, że zostanie zabity, a jednak zachował spokój ducha i ufność. Wśród opisów znajduje się także scena kilku werbistów idących na zagazowanie. Świadkowie relacjonowali, iż odbywało się to wśród wspólnych modlitw i śpiewów. Męczeństwo zakonników i ich proces beatyfikacyjny, którego kolejny, ogólnopolski etap zakończy się w tym miesiącu, są bogactwem przykładu wiary dla Kościoła na Warmii.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama