Kardynał-nominat z Algierii: między braterstwem a otwartymi drzwiami Kościoła

Arcybiskup Algieru Jean-Paul Vesco to były prawnik z Paryża, który postanowił zostać dominikaninem.

Reklama

Do Afryki dotarł śladami męczennika bł. biskupa Pierre’a Claverie. Dialogu z islamem uczył się w czasie swej posługi w Oranie. Decyzją papieża Franciszka 7 grudnia zostanie włączony do Kolegium Kardynalskiego. W rozmowie z włoskim dziennikiem „Avvenire” mówi o konieczności budowania braterstwa między chrześcijanami a muzułmanami. Opowiada się też za diakonatem kobiet: „Chciałbym, aby homilie były głoszone przez kobiety”.

Avvenire: Ostatni list pasterski poświęcił Ksiądz Arcybiskup tematowi braterstwa. Czy jest to misja Kościoła w Afryce Północnej?

Abp Jean-Paul Vesco: Braterstwo jest stylem, w jakim dajemy tutaj świadectwo Ewangelii. Nie chodzi o sprowadzenie wszystkiego do dialogu. Zamiast tego trzeba żyć razem, pracować razem, czuć się jak siostry i bracia dzielący tę samą ziemię. To, co nas łączy, jest nieskończenie ważniejsze od tego, co nas dzieli. Oczywiście nie ukrywamy naszego chrześcijaństwa: po to przecież tu jesteśmy. Potrzebne jest jednak odwrócenie perspektywy. Nie możemy afirmować naszego Boga, ale musimy pokazywać naszym życiem Boga, w którego wierzymy.

Katolicy stanowią a Algierii niewielką mniejszość: zaledwie 10 tys. na 43 mln mieszkańców. Jak żyje się w kraju, który pod każdym względem jest islamski?

Państwo myśli i organizuje się według parametrów muzułmańskich. Nasz Kościół składa się głównie z obcokrajowców, należących do co najmniej czterdziestu narodowości. Dla chrześcijan, którzy nie są rdzennymi mieszkańcami kraju, życie wiarą nie stanowi problemu. Kwestia ta staje się o wiele bardziej złożona w przypadku rodowitych mieszkańców, których jest bardzo niewielu. Konwersje są trudne do zaakceptowania, zarówno społecznie, jak i przez sam islam. Stąd na przykład pojawiają się problemy w rodzinach.

Powtarza Ksiądz Arcybiskup, że współistnienie nie jest utopią. Jaka lekcja pokoju płynie z Afryki Północnej?

To nie różnice religijne podsycają napięcia. Wręcz przeciwnie, mogą one sprzyjać rozwiązaniom. Nie jesteśmy wezwani do nawracania się nawzajem, ale do współtworzenia klimatu wzajemnego zaufania. Jest to wielkie przesłanie płynące z Dokumentu z Abu Zabi, który uważam za jeden z najpiękniejszych dokumentów obecnego pontyfikatu i który przyświeca zarówno mojemu życiu osobistemu, jak i posłudze biskupiej. Kiedy papież Franciszek i wielki iman Al-Azharu, Ahmad Al-Tayyeb, podpisali wspólnie ten tekst w 2019 r., nie byli dwoma rywalizującymi przywódcami religijnymi, ale byli zjednoczeni tym samym spojrzeniem na rzeczywistość i w dążeniu do uczynienia świata lepszym miejscem.

Jak to się stało, że prawnik zdecydował się przywdziać dominikański habit?

Miałem 33 lata, kiedy wstąpiłem do Zakonu Kaznodziejskiego. Przez siedem lat byłem prawnikiem. Mogę jednak powiedzieć, że czułem powołanie od dziecka, ale odpowiedziałem na nie późno. Byłem również zaangażowany w politykę i związki zawodowe. Nagle zdałem sobie jednak sprawę, że czegoś mi brakuje. Moimi punktami odniesienia były dwie silne postaci: bł. Pierre Claverie i św. Karol de Foucauld.

Obydwaj siali Ewangelię w Maghrebie. Zacznijmy od Pierre'a Claverie...

Został zamordowany, kiedy byłem nowicjuszem. Natychmiast poczułem do niego szczególny duchowy pociąg. Kilka lat później, kiedy dominikanie chcieli ponownie otworzyć nową wspólnotę w Algierii, wysłano mnie i jednego współbrata. A w 2012 roku Opatrzność chciała, abym został biskupem Oranu, diecezji biskupa Claverie. On powtarzał: „Nikt nie posiada prawdy. Każdy jej szuka, a ja potrzebuję prawdy innych”. To jest mój kompas w relacjach ze światem muzułmańskim. A moja wiara została wzmocniona przez życie w kraju islamskim. W rzeczywistości obecność innych religii poszerza horyzonty, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że Bóg jest znacznie większy niż nasze własne wyobrażenia. Co więcej, to właśnie z absolutyzacji własnej wizji Boga rodzą się fundamentalizmy.

A św. Karol de Foucauld?

Zawsze fascynował mnie jego radykalizm połączony z ubóstwem. Szaleniec Boży. Kiedy po odrodzeniu obecności dominikanów w Algierii zostałem zmuszony do opuszczenia kraju, ponieważ wybrano mnie prowincjałem we Francji, myślałem, że już nigdy nie dotknę doświadczenia Karola de Foucaulda. Jednak pewnego dnia w Paryżu wszedłem do kościoła Świętego Augustyna, gdzie się nawrócił. I odnalazłem jego „modlitwę porzucenia”, którą, jak zrozumiałem, sam żyłem od wyrzeczeniu się Algierii. Aż do nominacji przez Benedykta XVI na biskupa Oranu.

W Oranie przeżył Ksiądz Arcybiskup beatyfikację dziewiętnastu męczenników z Algierii. Księży, zakonnic i zakonników (w tym siedmiu trapistów z Tibhirine i biskupa Claverie) zabitych w „czarnej dekadzie” islamskiego terroryzmu, który pochłonął 150 tys. ofiar w latach 1991-2002.

Tibhirine jest dziś miejscem, które przyciąga tysiące ludzi, w tym muzułmanów. Beatyfikacja była zaproszeniem do „dalszej pracy na rzecz dialogu, zgody i przyjaźni”, napisał papież Franciszek. Wszyscy męczennicy zdecydowali się pozostać pomimo niebezpieczeństw w tragicznych latach kryzysu algierskiego, podczas którego zginęło również 119 imamów. Chcieli być blisko ludzi jako znak nadziei. Ponieważ wiara chrześcijańska jest przesłaniem nadziei. Ich świadectwo wierności Ewangelii przełożyło się na bliskość z ludźmi.

Jak z perspektywy Algierii wyglądają podróże nadziei migrantów opuszczających Afrykę?

Algieria jest krajem wyjazdów i przyjazdów. Młodzi Algierczycy wyjeżdżają do Europy lub Kanady, a migranci z Afryki Subsaharyjskiej przybywają tutaj. Kraj surowo represjonuje imigrację. Nie są to jednak liczby: to kobiety i mężczyźni, którzy ryzykują życie w poszukiwaniu przyszłości. Na szlakach migracyjnych, zarówno na Morzu Śródziemnym, jak i na pustyniach, gdzie mnożą się ofiary śmiertelne, nasza cywilizacja jest poniewierana. Jak powtarza papież Franciszek przyjęcie jest imperatywem etycznym. Uważam za dramatyczne to, że człowiek musi opuścić swoją ziemię, często bogatą w zasoby mineralne, jak w Afryce, aby spełnić swoje marzenia.

Czy istnieje potrzeba potępienia drapieżnych działań na kontynencie afrykańskim?

Nie ma rozwoju bez sprawiedliwości. Kiedy sprawiedliwość nie jest brana pod uwagę, mamy do czynienia z bogaceniem się nielicznych kosztem wielu. I to właśnie dzieje się do dziś. Kraje, które przez wieki kolonizowały Afrykę, ponoszą tu ogromną odpowiedzialność, ale widzę, że narody kontynentu wpadają również w ręce innych zdobywców.

Ksiądz Arcybiskup opowiada się za diakonatem kobiet. Dlaczego?

- Kobiety są duszą większości propozycji kościelnych. Ale w Kościele o kobietach mówi się tylko w kategoriach ich komplementarności z mężczyznami. Zamiast tego konieczne jest myślenie w kategoriach inności. Zadaję więc sobie pytanie: dlaczego pozbawiać się ich duchowej wrażliwości w komentowaniu Słowa Bożego, począwszy od niedzielnych Mszy świętych? Trudno mi dostrzec cokolwiek, co stałoby na przeszkodzie takiej perspektywie, która może obejmować również posługę święceń. Jeśli chcemy być Kościołem katolickim, czyli powszechnym, kobiety muszą mieć w nim miejsce. Papież Franciszek wstrząsa wspólnotą kościelną, aby przezwyciężyć maskulinizm. Kościół jest w drodze. I niektóre rzeczy się zmienią.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama