Rozmowa z Leszkiem Śliwą, człowiekiem, który pomagał budować podwaliny Wiara.pl, o pionierskich czasach portalu.
Nigdy?
Czasem gdy robiłem jakiś reportaż specjalnie dla Wiary, bo i tak bywało, to wtedy podpisywałem. Zdarzało się tak też, kiedy odpowiadałem na zarzuty. Tak było na przykład, kiedy na mój tekst oburzyli się neopoganie. Przygotowałem solidną polemikę. Bardzo ostrą. Wtedy podpisywałem imieniem i nazwiskiem. Bo uważałem, że w takich wypadkach nie powinienem się kryć. Ale normalnie traktowałem swoje teksty raczej jako tło do ważniejszych tekstów. Były np. jakieś święta. Wtedy wymyślałem, jak można by podstawowe teksty obudować. Np. o zwyczajach świątecznych w różnych krajach…
Pamiętam tekst „Bębny z Aragonii”.
Na przykład. To mój tekst, tak jak wiele tego typu, które mówią czy o obyczajach świątecznych, czy tłumaczą znaczenie jakichś obrzędów. Chciałem nimi tylko wzbogacić podstawowe teksty.
Kiedy na przykład pisałem o nowych grupach religijnych, starałem się nie być napastliwy, ale dociec, kim są, w co wierzą, czym się odróżniają od innych. Maksimum informacji. Starałem się też oczywiście zawrzeć ocenę, żeby czytelnik wiedział, czy ma do czynienia z jakąś chrześcijańską wspólnotą, czy groźną sektą. Albo kiedy pisałem o objawieniach prywatnych, musiałem ustalić jedną podstawową rzecz: czy Kościół te objawienia uznał, czy nie. Opisywałem i jedne, i drugie, ale to musiałem zawsze uwzględnić. Przez dwa lata mojej pracy w wierze codziennie pisałem jakiś tekst. Więc tego jest dość dużo.
Zwłaszcza że rok ma 365 dni. Dobrze wiedzieć, że ten bezimienny autor wielu tekstów na Wierze to Leszek Śliwa. Ks. Artur Stopka pytany o to podpisywanie tekstów mówił, że bliska mu jest idea średniowiecznych pisarzy, którzy tworzyli Ad maioirem Dei gloriam – dla większej chwały Bożej.
No tak (śmiech). Nie myślałem o tym, że to pisanie ma przynieść mi jakiś osobisty splendor, sławę, jak to czasem jest w dziennikarstwie, tylko chciałem, żeby serwis był bogatszy, ciekawszy. Można powiedzieć, że „ad maiorem Dei gloriam”. Dla mnie to było budowanie czegoś fajnego, czegoś pionierskiego, a osobiste korzyści nie miały znaczenia. Oczywiście dostawałem za swoją pracę pieniądze, choć wysokość zarobków nie była uzależniona od tego, ile napisałem. Cieszyło mnie, że jest tego wszystkiego w serwisie coraz więcej, że do tego można zajrzeć. Dla mnie to też była ciekawa przygoda. Przygotowując się do pisania wielu rzeczy dopiero się dowiadywałem. Było to bardzo interesujące. I sprawiało przyjemność.
Czyli byłeś szczęśliwcem: robiłeś co lubiłeś i jeszcze Ci za to płacili…
W dziennikarstwie jest różnie. Czasem się robi rzeczy, które człowieka nie pociągają, ale robi się je z zawodowego profesjonalizmu: jest zadanie do wykonania, więc trzeba zrobić. Praca w Wierze była pewną przygodą. Robiłem rzeczy, które mnie interesowały i pomagały mnie samemu się rozwijać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).